Obecnie Jakub Żulczyk zalicza się do grona najbardziej poczytnych polskich pisarzy, lecz to nie jedyne jego zajęcie, spełnia się bowiem również jako scenarzysta. Jakiś czas temu furorę zrobił serial "Warszawianka", do którego skrypt stworzył, a już niebawem na Netfliksie pojawi się ekranizacja jego ostatniego bestsellera, "Informacji zwrotnej". Mimo ogromnych sukcesów nie zamierza zwalniać tempa. 16 października 2023 roku na rynku wydawniczym pojawiła się kontynuacja największego przeboju w jego dorobku, czyli "Ślepnąć od świateł".
W ramach promocji książki "Dawno temu w Warszawie" Jakub Żulczyk pojawił się w podcaście Kuby Wojewódzkiego i Piotra Kędzierskiego. W rozmowie przyznał, że mając tak intensywny okres twórczy, z trudem odnajduje czas na czytanie, lecz nie rezygnuje z tego zupełnie. Wyznał, że niechętnie sięga po te tytuły, które w danym momencie biją rekordy popularności. Gospodarze programu poprosili, by ocenił twórczość koleżanki po fachu, Blanki Lipińskiej, która zatrzęsła rynkiem wydawniczym, wydając erotyk "365 dni". Książka błyskawicznie stała się bestsellerem, doczekując się nie tylko kontynuacji, ale również ekranizacji.
Żulczyk nie podziela jednak entuzjazmu czytelników i nie przebierając w słowach, wyraził swoją opinię. – Ja mówię o rzeczach dobrych. Ja nie mam nic do Blani, ale widzę tam duży problem. Byłem na premierze filmu, książki czytała moja partnerka, która zawodowo zajmuje się krytyką filmową i jest w tym bardzo sumienna. Tam podstawowy problem jest w tym, że ona opowiada o "fantazjach gwałtu" i dla mnie to było dziwne – przyznał szczerze. Dodał jednak, że choć sam nie sięga po tego typu literaturę, to uważa, że czytanie jest naprawdę ważne i lepiej czytać cokolwiek niż nie robić tego wcale. – To jest trochę skwaśniałe. Lepiej przeczytać książkę Blanki Lipińskiej niż w ogóle nie zajmować się czytaniem – przekonywał.
To jednak nie koniec. Żulczyk nie ukrywa, że nie żywi do Lipińskiej szczególnej sympatii. By wyjaśnić powód, przywołał jedną z sytuacji z jej udziałem, która dobitnie dała mu do myślenia i jest również doskonałym przykładem tego, jak, w jego mniemaniu, zepsuty jest świat show-biznesu. – Zapałałem do niej pewną sympatią, gdy Olga Tokarczuk dostała Nobla. W mediach społecznościowych zapanowała euforia i wszyscy jej gratulowali. W pewnym momencie stwierdziłem, że ktoś powinien przerwać tę karuzelę. Wchodzę na Instagrama Blanki Lipińskiej i ona nagrywała sto relacji – wspominał. Szybko okazało się jednak, że w tak podniosłej chwili jej celem wcale nie było publiczne złożenie gratulacji noblistce, a promocja usługi, która została jej wykonana. – W pewnym momencie ona pokazuje brwi i wtedy mnie olśniło, że ona robi reklamę jakiejś dziewczynie – wspominał z goryczą.