"Wcześnie kładłam się spać. A potem wstawałam i robiłam, co mi kazano. I znów. I znów. To był prawdziwy 'Dzień świstaka'. Przez trzynaście lat" - pisze w swojej autobiografii Britney Spears. W tym czasie jej ojciec decydował m.in. o tym, z kim i kiedy Britney może gdzieś wyjść, z kim chodzi na randki, co może zjeść, co wypić, co obejrzeć, z kim rozmawiać, kiedy będzie śpiewać, kiedy tańczyć, kiedy trenować, gdzie i z kim będzie nagrywać płyty, w jakim programie wystąpi, ile może wydać pieniędzy na własne potrzeby (dostawała cotygodniowe kieszonkowe w wysokości dwóch tysięcy dolarów), co może sobie kupić, a czego nie. Nie pozwalał jej też prowadzić samochodu, wiedział nawet, kiedy córka chodzi do łazienki, co robi ze swoim telefonem z założoną kontrolą rodzicielską, i wysyłał ją na kolejne odwyki, bo np. jadła suplementy diety dla sportowców. Jednocześnie wyrzucał jej, że jest "za gruba", że nie nadaje się na matkę i jest ogólnie beznadziejna.
Spears pisze, że godziła się na to wszystko dla swoich dzieci, by nie odebrano jej prawa do spędzania z nimi czasu. Jednocześnie przyznaje, że przez kuratelę straciła kontrolę nie tylko nad karierą, lecz także nad swoim ciałem. Czuła, że gdy zabrano jej decyzyjność, odebrano jej jednocześnie wszelki zapał do pracy, a przy okazji i kobiecość. Opisuje na kartach książki, że czuła się przez te lata jednocześnie skrajnie zdziecinniała, z drugiej strony jak robot, a jeszcze z trzeciej często jak buntująca się wobec tego kobieta. Kiedy zrozumiała, że otwarty spór i kłótnie do niczego nie prowadzą, wypracowała nieoczywiste metody buntu wobec totalnej kontroli.
Jedna z nich dotyczyła jej włosów. O tym, jak dla jej wizerunku ważne są właśnie włosy, Britney doskonale się przekonała, kiedy zgoliła sobie głowę. Tego dnia w 2007 roku jej były już mąż Kevin Federline nie chciał pozwolić wokalistce na spotkanie z dziećmi i nie wpuścił jej do domu, a wszystko to rejestrował tłum natrętnych paparazzich. Doprowadzona do skrajności Spears weszła do pierwszego zakładu fryzjerskiego i zgoliła włosy na jeża. Wokalistka wspomina, że matka nie chciała wtedy na nią patrzeć, bo bez włosów wydawła się jej "brzydka". Uważa też, że w tamtym czasie cała rodzina, zwłaszcza ojciec, traktowali ją jak "psa, ohydnego psa".
"Jako artystki my, dziewczyny, wykorzystujemy włosy. To na nie chcą patrzeć faceci. Uwielbiają ich ruch. Chcą, żebyś nimi potrząsała" - opisuje Spears. "W najgorszych chwilach mojej rezydentury w Vegas nosiłam przylegające peruki, by w czasie tańca nie drgnął ani jeden włos na mojej głowie. Wiedziałam, że każdy, kto na mnie zarabia, chce oglądać moje włosy w ruchu, więc mogli przestać na to liczyć" - tłumaczy.
"Próbowałam się buntować, ograniczając się na scenie, nawet jeśli tylko ja miałam świadomość, że to robię. Przestałam kręcić włosami i flirtować. Tańczyłam i śpiewałam, ale nie wkładałam w to już takiego ognia jak kiedyś. Zmniejszyłam energię na scenie, jakby uszła ze mnie para" - pisze i podkreśla, że to była jej wersja włoskiego strajku. Przyznaje też, że ta metoda okazała się mieczem obosiecznym: "Tak bardzo hamowałam się na scenie, tak mocno chciałam ukarać tych, którzy mnie zniewolili, że skrzywdziłam wszystkich, w tym moich wiernych fanów i samą siebie".
Kolejną przestrzenią do wyrażania cichego buntu okazał się dla niej internet i konto na Instagramie. W prowadzeniu profilu dostrzegła szansę na to, żeby pokazać ludziom, że ciągle jest prawdziwym człowiekiem, a nie tylko scenicznym bytem. Nawet jeśli jej posty wydawać mogły się im dziwne. Stąd też te wszystkie nagrania z tańcami, rozbierane fotografie i wyzywające selfie: "Jeśli chciałam postawić pierwszy krok w stronę zapewnienia sobie wolności, musiałam sprawić, żeby ludzie zrozumieli, iż wciąż jestem rzeczywistą osobą. Wiedziałam, że mogę to osiągnąć, jeśli pokażę coś więcej ze swego życia w mediach społecznościowych. Zaczęłam przymierzać nowe ubrania na Instagramie. Okazało się to niesamowicie zabawne. Nie przejmowałam się, że niektórzy w sieci odbierali to jako dziwne. Jeśli wcześniej byłaś seksualizowana przez całe życie, to jest dobre uczucie, gdy zyskujesz całkowite panowanie nad swoimi strojami i obiektywem".
Co ciekawe, Britney Spears o powstałym właśnie w sieci fanowskim ruchu #FreeBritney dowiedziała się dopiero podczas pobytu w ośrodku rehabilitacyjnym w 2018 roku i to tylko dlatego, że powiedziała jej o tym jedna z życzliwszych pielęgniarek. Piosenkarka przez trzy miesiące nie mogła opuszczać miejsca leczenia, a nawet zamykać drzwi od swojego pokoju czy kąpać się w samotności. Jedyną rozrywką każdego dnia była wówczas godzina oglądania telewizji co wieczór przed wyznaczoną godziną spania.
"Nie sądzę, by ludzie zdawali sobie sprawę, jak wiele znaczył dla mnie ruch #FreeBritney, zwłaszcza na początku. Później, podczas rozpraw sądowych, ludzie występujący w mojej obronie również byli dla mnie ważni, ale pierwsze reakcje trafiły mnie prosto w serce, bo naprawdę nie było ze mną dobrze. Nigdy nie zdołam odwdzięczyć się za wszystko, co zrobili dla mnie moi przyjaciele i fani, którzy wyczuli, co się działo. Stanęliście w mojej obronie, kiedy sama nie mogłam tego zrobić: dziękuję wam za to z całego serca" - pisze.
Książka "Kobieta, którą jestem" pokazuje, jak w zasadzie jako społeczeństwo wszyscy skrzywdziliśmy tę dziewczynę, jak pozwoliliśmy na to, żeby powstał świat, w którym można kogoś ubezwłasnowolnić w 10 minut. I to bez zadawania zbędnych pytań i sprawdzania faktycznego stanu rzeczy, bo przecież to, co pojawia się w tabloidach, wystarcza. Kuratela Britney Spears zaczęła się w lutym 2008 roku, kiedy piosenkarka miała 26 lat i przechodziła poważny kryzys emocjonalny w związku z rozwodem oraz utratą praw do opieki nad dwójką swoich małych dzieci. Coś, co miało być rozwiązaniem tymczasowym, trwało ponad 13 lat.
"Istnieje też kuratela dwumiesięczna, po której poddana jej osoba odzyskuje kontrolę nad własnym życiem, ale nie takie były plany mojego ojca. Chciał znacznie więcej. Udało mu się ustanowić nade mną dwie kuratele - tak zwaną pieczę nad osobą oraz pieczę nad majątkiem. Człowiek, któremu powierzono pieczę nad osobą, kontroluje wszystkie jej codzienne sprawy i to, gdzie mieszka. Błagałam przed sądem, żeby przyznano tę rolę komukolwiek innemu - serio, nawet przypadkowy człowiek z ulicy byłby lepszy - ale otrzymał ją mój ojciec, ten sam człowiek, który w dzieciństwie doprowadzał mnie do łez za każdym razem, gdy miałam jechać z nim autem, bo gadał sam do siebie. Sąd uwierzył, że jestem zaburzona, nawet nie pozwolono mi wybrać własnego adwokata" - opisała wokalistka.
Jacqueline Butcher, była przyjaciółka rodziny Spearsów, utrzymuje, że sąd podjął decyzję bez żadnych prób rozmowy z Britney, a cała sprawa trwała może 10 minut. Nikt nie zeznawał, nikt nie zadawał żadnych pytań. Wokalistka nie została nawet poinformowana o tym, że może wybrać własnego obrońcę i utwierdzano ją w przekonaniu, że musi zdać się na prawnika przydzielonego z urzędu. Rodzina argumentowała, że Britney jest w takiej rozsypce, że nie powinna podejmować żadnych decyzji o swoim życiu prywatnym. Ale jednocześnie była zdolna do pracy: w czasie kurateli nagrała cztery albumy, zagrała dwie duże trasy koncertowe, występowała jako jurorka w programie "X Factor" i przez dobrych kilka lat występowała w ramach niezwykle popularnej wśród publiczności rezydentury pod hasłem "Piece of Me" w Las Vegas.
"Zarabiałam mnóstwo pieniędzy dla wielu ludzi, a zwłaszcza dla mojego ojca, który, jak się dowiedziałam, pobierał większą pensję niż ja. Wypłacił sobie ponad sześć milionów, a reszta związanych z nim osób otrzymała kolejne dziesiątki milionów" - wskazuje Britney. "Wciąż nie mogłam uwierzyć, że stan Kalifornia zezwolił na to, by ktoś taki jak mój ojciec - alkoholik, nieudany biznesmen i bankrut, którego bałam się przez całe dzieciństwo - kontrolował moje życie, choć tyle udało mi się w nim osiągnąć" - opisuje wokalistka.
Lektura autobiografii "Kobieta, którą jestem" jest doświadczeniem naprawdę rozdzierającym. Z kolejnych stron wyłania się przerażająco smutny obraz życia osoby ciężko pracującej od 15. roku życia, która na dobrą sprawę nigdy nie zaznała normalności, bezwarunkowej miłości rodziców czy prawdziwego wsparcia ze strony najbliższych. Dostajemy tam obraz osoby eksploatowanej przez branżę, rodzinę, kolejnych partnerów, osoby, która nie miała przestrzeni na to, żeby tak naprawdę dorosnąć, dojrzeć i być po prostu sobą.
Jak sama Britney pisze, zakochała się w Kevinie Federlinie, bo nie wymagał, żeby zachowywała się inaczej, w przeciwieństwie do ojca nie krytykował wszystkiego, co robi i po prostu ją przytulał - co pokazuje, jak bardzo brakowało jej wtedy bliskości i zwykłej intymności. Nie ma co też ukrywać - Spears nigdy tak na dobrą sprawę chyba nie pozbierała się porządnie po rozstaniu z Justinem Timberlakiem, który niewątpliwie był niezwykle ważną postacią w jej życiu. A jak się okazuje z książki, delikatnie rzecz ujmując, nie był dla niej najlepszym partnerem. Zdradzał ją wielokrotnie, przekonał do aborcji, której nie chciała, a potem zerwał z nią przez SMS-a. Następnie w ramach promowania pierwszej solowej płyty forsował tezę, że to ona jako pierwsza zaczęła go zdradzać i złamała mu serce, co doprowadziło do publicznego i medialnego linczu. Już to może człowieka doprowadzić na skraj wytrzymałości, tymczasem był to jeden z kamyczków coraz większej lawiny.
Britney przyznaje, że od początku kariery robiła, co mogła, żeby zadowolić wszystkich naokoło siebie: producentów, menadżerów, rodziców. A nie bardzo zastanawiała się nad tym, co sama ma ochotę robić. Uświadomiła to sobie, dopiero kiedy zobaczyła, jak pracuje Madonna, z którą nagrała głośną piosenkę "Me Against the Music". Dla Britney szokiem było to, że cała produkcja ich wspólnego teledysku została wstrzymana na kilka godzin, bo w kostiumie tej drugiej zrobiła się dziura i trzeba było poczekać, aż zostanie naprawiona. Spears zdała sobie sprawę, że dla niej nikt czegoś takiego by nie zrobił i musiałaby wystąpić bez względu na okoliczności.
Z tego, co pisze Britney, widać, że w jej przypadku nakłada się ciąg dramatycznie złych okoliczności. Po pierwsze: rodzina Spears była i jest w jakiś sposób dysfunkcyjna. Ojciec alkoholik wpędzał ich wszystkich w nędzę i przemocową spiralę nienawiści, matka nie potrafiła wychować swoich dzieci (Britney w wieku 13 lat dostawała od niej pierwsze drinki i prowadziła za jej zgodą samochód), a rodzeństwo jest nie mniej pogubione niż sama Britney. Cytując piosenkarkę: brat nie może sobie znaleźć miejsca w życiu, a siostra zaszła w ciążę jako 16-latka. A potem przyszły wielkie i demoralizujące, jak się okazuje, pieniądze. Bo może i dały rodzinie luksusowe życie, ale nie sprawiły, że zniknęły dotychczasowe problemy z budowaniem relacji. Za to popsuły się kolejne rzeczy.
Z jej własnej relacji widać, że kiedy przyszedł sukces, Britney poza tym, że była dziewczyną, która po prostu chciała, żeby ktoś ją kochał i doceniał, stała się też bardzo cennym produktem marketingowym. Spears na kartach wspomnień wielokrotnie podkreśla, że nie zdawała sobie sprawy z tego, że może różne decyzje podejmować bez oglądania się na innych i jak naprawdę mogłaby być wpływowa. Ona słuchała innych, żeby ją lubili, co, o ironio, raczej doprowadziło do przeciwnego skutku.
Ponieważ grzeczne dziewczynki są posłuszne wobec dorosłych i bardziej doświadczonych, a do tego Britney dramatycznie zależało na dobrej reputacji, stosowała się do zachcianek już nie tylko rodziców i menadżerów. Panom z branży łatwiej się przecież pracuje, kiedy dochodowa gwiazda pop nie ma za bardzo własnego zdania i posłusznie wykonuje polecenia, śpiewa, tańczy, gra koncerty i udziela wywiadów, nawet jeśli się nie czuje na siłach. Wszyscy mieli swój pomysł na to, jaka powinna być Britney Spears i nikt nie był zainteresowany tym, jaka ona chce być. Tak jakby ktoś specjalnie utrzymywał ją w stanie niedojrzałości, bo dzieckiem łatwiej się manipuluje. Przy okazji widać, że Britney jednak starała się spełniać oczekiwania opinii publicznej, która chciała w niej widzieć wieczną dziewicę - a Spears nie ukrywa w książce, że seks uprawiała już jako 14-latka.
Piosenkarka na kartach książki zauważa także hipokryzję w kwestii nierównego traktowania mężczyzn i kobiet w show-biznesie. Britney wskazuje, że kiedy Justin Timberlake w wywiadach opowiadał np. o nowych piosenkach, ona musiała spowiadać się z wymyślonego przez media zabiegu powiększenia piersi, z tego, czy jest dziewicą i przepraszać za to, że nosi kuse koszulki i wyzywająco tańczy. Trudno się dziwić, że ktoś, kto zdecydowanie ma wszelkie objawy DDA, czuje się osamotniony i emocjonalnie zdeprymowany, nie potrafi znaleźć odpowiedniej osoby do zbudowania znaczącej relacji, a zarazem zarabia ogromne pieniądze, jest nieustannie śledzony przez fotografów i dziennikarzy z kamerami, jest do tego krytykowany za to, że nie spełnia cudzych oczekiwań, przechodzi przez tak ciężkie załamanie nerwowe. Britney teraz o sobie pisze: "Byłam z gruntu niewinna i bezmyślna", "Byłam młoda i popełniałam mnóstwo błędów", "Byłam po prostu głupia". To strasznie przykre.
<<Reklama>> Ebook „Kobieta, którą jestem" jest dostępny na Publio.pl >>
Choć z lektury książki widać, że wokalistka nie jest w dobrej formie psychicznej, to zdaje sobie sprawę, że traciła kontakt z rzeczywistością i już wie dlaczego. Należy pamiętać, że była infantylizowana, uprzedmiotowiana i pozbawiana decyzyjności przez większość dorosłego życia. To, co teraz widzimy, to tak naprawdę dziecięcy i długo tłamszony bunt kogoś, kto musi przejść jeszcze lata dobrej terapii, która pozwoli uporać się ze wszystkimi traumami.