"To bardzo smutna wiadomość. Na wieczną wachtę odszedł dzisiaj (9.11.) Andrzej Perepeczko (1930 - 2023), oficer mechanik okrętowy I klasy, wychowawca kadr morskich, pisarz, człowiek instytucja" - poinformowało na Facebooku Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni.
"Absolwent PSM Gdynia z 1950 r. i Politechniki Gdańskiej. Przeszedł przez wszystkie szczeble morskiej kariery - od palacza do starszego mechanika. Objęty zakazem pływania, zastępczą służbę wojskową odbywał jako górnik w batalionie pracy. Wieloletni wykładowca Szkoły Morskiej, dziekan Wydziału Mechanicznego, profesor WSM. Autor setki publikacji fachowych, popularnonaukowych, książek dla młodzieży. Doktor nauk humanistycznych. Wyjątkowy człowiek o renesansowym życiorysie. Żegnaj Chiefie R.I.P." - pożegnali go koledzy.
Urodził się 5 czerwca 1930 roku we Lwowie. Był spokrewniony z rodziną aktora Marka Perepeczki. W czasie okupacji Andrzej mieszkał u ojca Marka. Literacko debiutował, biorąc anonimowo udział w konkursie na powieść, ogłoszonym przez Wydawnictwo Morskie w październiku 1956 roku. Książka autora ukrywającego się pod pseudonimem "Absolwent" nosiła tytuł "Kurs na świt". Nawiązywał on do nieoficjalnego "hymnu" Wydziału Mechanicznego Państwowej Szkoły Morskiej. Publikował prozę na łamach pisma "Morze". W 1970 roku dostał nagrodę im. Mariusza Zaruskiego. W roku 2002 otrzymał Medal Księcia Mściwoja II.
Pisał też dla dzieci i młodzieży. Jego najpopularniejszy cykl to historie, których bohaterem jest chłopiec o przezwisku Dzika Mrówka, którego tata jest marynarzem. W latach 1977-2017 ukazało się osiem części tej serii.
"Portale czytelnicze wskazują ponad 90 tytułów. Mam jednak wrażenie, że są niedoinformowane. Kiedy ułożyliśmy już stosy książek, okazało się, że niektóre tytuły gdzieś wywędrowały, a kilka z nich na rynku wtórnym osiąga takie ceny, że autor nie może sobie na nie pozwolić" - napisał w pożegnaniu "ulubionego sąsiada" fotograf Łukasz Głowala. Jest autorem zdjęcia ze wszystkimi napisanymi przez Perepeczkę pozycjami, które zrobił na życzenie autora.
"Na tej fotografii jest może jedna trzecia, bo jeszcze nie ułożyliśmy wszystkich. Napisał ich tyle, że nosząc musiałem zrobić przerwę, żeby nie dostać przepukliny" - napisał Głowala.