"Świat oczami Cunk" podbił Netflix. Wyjaśnia nam świat jak nikt inny - teraz też w "encyklopedii"

Tylko ona bez mrugnięcia okiem mogła specjalistów zapytać, czy większe znaczenie dla kultury miał renesans czy Beyonce i czy głowy uczniów naprawdę rosną, gdy uczą się o Szekspirze. Mockumentary "Świat oczami Cunk", który można oglądać na Netfliksie, ma 100 proc. pozytywnych recenzji w Rotten Tomatoes. Teraz gwiazda programu Charliego Brookera, twórcy serialu "Czarne lustro", prezentuje książkę "Cunk o wszystkim. Encyklopedia Philomennica". My przedpremierowo publikujemy fragment.

ARCHEOLOGIA

Archeologia to nauka o znajdowaniu rzeczy, które nasi przodkowie ukryli w ziemi. Nikt nie wie, dlaczego w przeszłości ludzie zakopywali swój dobytek. Być może obawiali się włamywaczy, ale przeczy temu fakt, że wiele z tych przedmiotów to jakieś śmieci (groty strzał, kawałki butów).

Bardzo możliwe, że w pośpiechu zakopywali wszystko, co wpadło im w ręce, nie sprawdzając nawet, co to takiego, bo ktoś na zamku zauważył, że złodzieje już zbliżają się do bram. W czasach piratów, rozbójników i Robin Hoodów nie można było ufać nikomu. Wszystko trzeba było przybijać gwoździami, a nawet wtedy nie miało się pewności, czy ktoś nie buchnie tych gwoździ i ich nie zakopie.

Zobacz wideo "Świat oczami Cunk" [ZWIASTUN]

Niektórzy ludzie, na przykład Rzymianie, szli jeszcze o krok dalej i zakopywali samych siebie, używając do tego wulkanów. Chociaż pozostaje tajemnicą, dlaczego ludzie zakopywali różne rzeczy (w tym siebie), fakt, że to robili, pomógł nam zrozumieć, jacy byli nasi protoplaści: trochę szaleni i chętni do zakopywania swojego mienia. Bez całego tego grzebania w ziemi historię tworzyłyby tylko spisane na papierze czy pergaminie słowa, przez co byłaby dużo nudniejsza, bo moglibyście najwyżej poczytać o starej koronie, zamiast nasadzić ją sobie na głowę i paradować w niej po okolicy, co, jak przypuszczam, archeolodzy robią bez ustanku.

Najsłynniejszymi archeologami wszech czasów są Tony Robinson oraz Indiana Jones. Co interesujące, obaj albo noszą kapelusz tego szczególnego rodzaju, albo mają kolegę, który nosi taki kapelusz. To jedna z charakterystycznych cech archeologii – taki kapelusz. Dlatego jeśli jakiś archeolog zgubi swój, bez wahania nurkuje po niego do walącej się świątyni. Kumpel Tony’ego Robinsona robi to cały czas.

W dzisiejszych czasach jedynymi ludźmi, którzy nadal zakopują rzeczy w ziemi, są psy. Może świadczy to o tym, że nasi przodkowie byli tak naprawdę psami? Jeśli będziemy wystarczająco długo kopać, możemy w końcu znaleźć kluczowy dowód wskazujący na to, że w przeszłości wszyscy byli psami. Być może gdzieś pod ziemią leży mnóstwo starych kości. Niestety, dopóki ktoś jakiejś nie wykopie, wszystko, co opisałam powyżej, pozostaje jedynie hipotezą. Nauka to surowa pani.

MOZART

W całej historii muzyki żaden kompozytor nie napisał tylu utworów, co Wolfgang "Rock Me Amadeus" Mozart.

Mozart urodził się w 1756 roku w Austrii, która nazywała się wtedy inaczej. W wieku trzech lat nauczył się grać na fortepianie, który w tamtym czasie również nazywał się inaczej. Mozart szybko zyskał opinię cudownego dziecka i przypuszczalnie ludzie zaczęliby go mylić z The Prodigy (co znaczy dosłownie „cudowne dziecko"), gdyby nie to, że The Prodigy powstało ponad dwieście lat później. Dzięki temu szczęśliwemu zbiegowi okoliczności Mozart nie musiał opędzać się od natrętów proszących go o zagranie na klawesynie kawałka Firestarter i mógł w spokoju zajmować się swoją codzienną działalnością kompozytorską, co dało mu więcej czasu na wymyślenie takich hitów jak Wesele figuranta czy Koncert fortepianowy nr 21.

Mając pięć lat, malutki Mozart napisał swoje pierwsze utwory muzyczne, a pierwszą symfonię skomponował w wieku lat ośmiu. To niesamowite, ponieważ zamiast poświęcać czas na komponowanie, mógłby jeździć na rowerze albo wspinać się na drzewa, jak każde normalne dziecko w jego wieku. Rodzice wysłali Mozarta i jego siostrę w trasę koncertową po Europie, podczas której rodzeństwo wykonywało swoje przeboje na dworze w Pradze, w Wiedniu, w Paryżu, w Monachium i w Londynie. Nie bardzo wiadomo, dlaczego uparli się, żeby występować pod chmurką. Być może liczyli, że nieopodal będzie przechodził jakiś szef wytwórni muzycznej i podpisze z nimi kontrakt płytowy.

Kiedy czternastoletni Mozart napisał swoją pierwszą operę, stało się jasne, że jest zupełnie nienormalny. Świadczyło o tym chociażby to, że miał czternaście lat i był w stanie wysłuchać opery. Coś trzeba było z tym fantem zrobić. Załatwiono mu więc posadę organisty, ale to nie powstrzymało go przed kompulsywnym komponowaniem kolejnych melodii. Wyrzucał z siebie coraz więcej muzyki, zupełnie jakby miał biegunkę i defekował nutami. W końcu, biedny i wyczerpany, położył się do łóżka, żeby umrzeć.

Ponieważ nawet na łożu śmierci nie mógł wytrzymać bez tworzenia muzyki, zabrał się do pisania swojego najsłynniejszego, ostatniego dzieła pod tytułem Requiem, będącego bardzo długą łacińską piosenką o umieraniu. Była ona czymś na miarę osiemnastowiecznej wersji Stay Another Day East 17 i z pewnością zostałaby wykorzystana jako podkład muzyczny w świątecznej reklamie Johna Lewisa, gdyby tylko wynaleziono już wtedy Boże Narodzenie. Niestety, Mozart nie zdążył jej ukończyć i umarła wraz z nim w roku 1791. Sam przeżył zaledwie trzydzieści trzy lata, tyle co Guy Fawkes, który również pozostawił niedokończone swoje największe dzieło – wysadzenie parlamentu.

ŚREDNIOWIECZE

Średniowiecze to epoka, której nazwa nie wzięła się z przypadku – nazwano ją tak, ponieważ zaczęła się wtedy, gdy Ziemia osiągnęła swój wiek średni. Było to 1600 lat temu i 4 539 998 400 lat po odkryciu Ziemi. Stąd wiemy, że Ziemia przestanie istnieć w roku 4 539 999 400, co jest przydatną informacją, jeśli ktoś ma w zwyczaju robić długoterminowe plany. Ostatnio, podczas dwóch wyjątkowo nudnych tygodni spędzonych w Lowestoft, odkryłam, że kalendarz w moim telefonie kończy się na roku 292 471 210 647, czyli około 288 miliardów lat po tym, jak skończy się Ziemia. Prawdopodobnie wszyscy będziemy wtedy mieszkać na Marsie. Albo na Bounty. Albo na czymś innym, cokolwiek przetrwa do tego czasu.

Rycerze i zamki

Jakiś czas po tym, jak Brytyjczykom udało się wylewoluować z prymitywnych, pochrząkujących jaskiniowców w ludzi ubierających się w worki i mieszkających w szałasach, nastało średniowiecze, a mieszkańcy Wielkiej Brytanii wylewoluowali jeszcze bardziej – zaczęli nosić metalowe ubrania i zamieszkali w wielkich, ufortyfikowanych domach. Tych nowych Super- -Brytyjczyków nazywano rycerzami, a ich domy zamkami.

W epoce rycerskiej wszyscy upodobnili się do Robocopa. Przypominało to trochę zmianę, jaka zaszła w wyglądzie londyńskich policjantów, którzy dawniej nosili marynarki z miękkiego materiału i zabawne hełmy, a dziś poubierani są w kamizelki nożoodporne i uzbrojeni w półautomatyczne pistolety maszynowe. Średniowieczni rycerze chętnie brali udział w turniejach, bo walcząc w turnieju, można się było rozgrzać, co musiało być bardzo nęcące dla każdego, kto na co dzień marzł na kość w stroju wykonanym w całości z blachy.

Budową zamków zajmowali się królowie. Średniowieczne zamki były bardzo prestiżowe, ponieważ były duże. Prestiżu przydawał im fakt, że trudno było się do nich dostać – pod tym względem przypominały współczesne pokazy mody albo te eleganckie restauracje, w których cała karta dań spisana jest w języku obcym, a przy stoliku trzeba rozmawiać ściszonym głosem.

Głównym zadaniem rycerzy było stanie na straży króla. Rycerze byli średniowiecznym odpowiednikiem facetów ze słuchawką w uchu, którzy w dzisiejszych czasach kręcą się przy różnych VIP-ach. Do rycerskich obowiązków należało również wspieranie dobra w walce ze złem, obrona słabszych i bycie uprzejmym wobec kobiet. Pewnie dlatego sir Jimmy Savile nigdy nie został pasowany na rycerza.

Średniowieczna rozrywka

W średniowieczu Wielka Brytania została podbita po raz kolejny, ale tym razem dla odmiany nie opanowała jej żadna obca armia ani plaga komarów. Tym razem zawładnęła nią zabawa.

Wcześniej w Wielkiej Brytanii nie było mowy o zabawie – lista dostępnych atrakcji obejmowała jedynie wojnę, kamienie i chodzenie do kościoła. I nagle wszyscy przebrali się za figury z talii kart i cały kraj zaczął przypominać niekończący się festiwal w Glastonbury, z występami żonglerów i błaznów, ze strefami relaksu w postaci namiotów, w których można było pograć w szachy, a także z nowym wynalazkiem, tak zwanymi minstrelami, czyli czymś w rodzaju średniowiecznej, gorszej wersji Mumford and Sons.

Nastał prawdziwy wiek rozrywki. Pojawiły się piosenki, które można było śpiewać, zamiast jedynie słuchać mnichów zawodzących: "ommmmm". Pojawiły się gry i zabawy, a także opowieści inne niż te biblijne.

Autorem jednych z najlepszych ówczesnych opowieści był stary zbereźnik Geoffrey Chaucer. Chociaż jego nazwisko może przywodzić na myśl roztaczającego nieprzyjemny zapach nauczyciela matematyki, Chaucer był najbardziej frywolnym pisarzem swoich czasów. Jego twórczość, niczym park nocą, pełna jest seksu i kup.

Chaucer chciał stworzyć średniowieczną wersję serii Wyznania…, na którą miały się składać między innymi: Wyznania rycerza, Wyznania damy z Bath oraz Wyznania prologu głównego. Swoim opowiastkom nadał zbiorczy tytuł Opowieści kanterberyjskie. Najbardziej sprośna (to wymyślne słowo znaczy tyle co „świńska") była Opowieść młynarza. Jej fabuła przedstawia się następująco: pewien ksiądz całuje w tyłek kobietę, która ciemną nocą wypięła tenże przez okno; następnie tyłek przez okno wystawia mężczyzna i pierdzi księdzu prosto w twarz, a ksiądz w rewanżu wkłada mu rozgrzany do czerwoności stalowy pręt w kakaowe oczko. Wszystko to jest tak niegrzeczne, że Chaucer, aby nie podpaść policji, musiał napisać swoje dzieło w sekretnym obcym języku, posługując się słowami takimi jak „onegdaj" czy "azaliż", które prawdopodobnie są anagramami czegoś tak wulgarnego, że nawet marynarz splunąłby z obrzydzeniem.

Początkowo pikantne historyjki Chaucera krążyły tylko w formie ustnej. W średniowieczu większość ludzi była analfabetami, więc w poszukiwaniu rozrywki odwiedzali kogoś, kto potrafił czytać albo znał różne ciekawe opowieści. Czyli zupełnie jak dzisiaj, gdy ludzie chodzą do pubów, żeby oglądać Sky Sports, bo nie potrafią czytać.

Opowieści kanterberyjskie cieszyły się tak wielką popularnością, że nie pozostawiono ich jedynie w formie dźwięku wydobywającego się z obrzydliwych ust wieśniaków; zostały zremasterowane i wydane w lepszej rozdzielczości, czyli w postaci książki. W tamtych czasach książki nie były tak bezużyteczne jak obecnie. Tak jak w BBC4 i w muzeach, było w nich mnóstwo rzeczy dla wykształconych ludzi. Gdy świństwa wymyślone przez Chaucera zostały w końcu spisane, ludzie zaczęli je czytać. I prawdopodobnie zaczęli się zastanawiać, w jakim kierunku zmierza ten cholerny świat.

Większość pozostałych rozrywek opierała się na zabawie w okrucieństwo. Popularne były zwłaszcza publiczne egzekucje, które zazwyczaj nie polegały na szybkim zadawaniu śmierci, jak w przypadku egzekucji na krześle elektrycznym (zamiast którego w średniowieczu używano prawdopodobnie krzesła akustycznego). Skazańców uśmiercano powoli i w skomplikowany sposób, poprzez duszenie, odcinanie lub wyrywanie kawałków ciała i włóczenie po ziemi. Na tym tle ISIS wypada jak Crowded House. Chętnie bawiono się również w szczucie niedźwiedzi psami i w kopanie się po goleniach. A gdy brakowało innych rozrywek, zaradny człowiek średniowiecza potrafił zadowolić się tym, co miał pod ręką, i zabawiał się swoją pałą, maczugą lub dzidą.

W średniowieczu wymyślono także różne gry, w które grywamy do dzisiaj: hazard, alquerque, hacele i wiele innych, o których również nigdy nie słyszeliście.

Książka Philomeny Cunk ukaże się w Polsce 22 listopada nakładem wydawnictwa Insignis. Za tłumaczenie odpowiadają Katarzyna Dudzik i Michał Strąkow.

Cunk o wszystkim - okładkaCunk o wszystkim - okładka materiały promocyjne Insignis

Więcej o: