"Skłodowska-Curie była kobietą" – popularny cytat z "Seksmisji" Juliusza Machulskiego w 2011 roku stał się hasłem konkursu organizowanego przez Galerię Plakatu AMS. Zadaniem uczestników było zaprojektowanie plakatu wspierającego starania kobiet o równouprawnienie, a Skłodowska-Curie została patronką konkursu nieprzypadkowo – w 2011 roku przypadła setna rocznica przyznania jej nagrody Nobla w dziedzinie chemii. Wygrał plakat Pawła Miszewskiego: graficzny rysunek kury na czarnym tle, z dwoma jajkami i podpisem: "Kto ma jaja, ten rządzi".
- Paweł Miszewski sprytnie wykorzystał podwójne znaczenie słowa "jaja". Do tego pochwalić trzeba oszczędną, ale zabawną formę graficzną pracy. Nic zatem dziwnego, że przekonała ona do siebie większość członków jury – mówił po ogłoszeniu wyników prof. Janusz Górski, kurator Galerii Plakatu.
Konkursowe jury przyznało także pięć wyróżnień, które przypadły: Janowi Bajtlikowi, Beacie Damek, Agacie Królak, Agnieszce Strzęp oraz Urszuli Woźniak. - Widać w tych pracach, że z roku na rok autorzy mają coraz większą świadomość tego, że projektują plakaty, który pojawią się na ulicy. Większość z nich cechuje ciekawy pomysł, oszczędna forma i prosty przekaz - podkreślała Małgorzata Augustyniak, wiceprezes AMS.
Plakat Jana Bajtlika mat. prasowe
O równouprawnieniu kobiet dyskutuje się od lat. Na pytanie, czy kobiety i mężczyźni mają równe prawa i czy są traktowani podobnie, próbują odpowiedzieć politycy, dziennikarze i naukowcy. Równouprawnienie kobiet jest jednak przede wszystkim problemem dnia codziennego: niższe płace, nadmiar obowiązków domowych, przemoc w rodzinie, molestowanie w pracy – to tylko kilka z długiej listy przykładów. W 2011 roku ogromne emocje budziła sprawa parytetów w polityce, która stała się jednym z najważniejszych postulatów ówczesnej edycji Kongresu Kobiet.
I choć sytuacja kobiet zmienia się na lepsze, to do pełnej równości wciąż daleko. "Dziesięć lat temu na pierwszym Kongresie Kobiet została sformułowana lista kilkudziesięciu praw i postulatów niezbędnych do tego, by kobiety miały w Polsce równy mężczyznom status. Od dziesięciu lat walczymy o ich realizację. Dziś mamy regres, i to zarówno w zakresie naszych praw, jak i pozycji Polski na mapie Europy. Obecna władza niszczy demokrację, jej instytucje, lekceważy konstytucję. Obecna władza traktuje kobiety przedmiotowo, jako gorszy rodzaj człowieka, jako obywatelki gorszego sortu. Dlatego mówimy: dość" – pisze prof. Magdalena Środa na łamach "Wysokich Obcasów".
Kongres Kobiet powstał w czerwcu 2009 roku jako ruch społeczny aktywizujący kobiety w Polsce społecznie i politycznie. Na pierwszym zjeździe pojawiło się ponad cztery tysiące kobiet z całego kraju, które dyskutowały o wkładzie kobiet w historię ostatniego 20-lecia w Polsce. Dziś zrzesza organizacje pozarządowe oraz kobiety z całej Polski – nie tylko przedstawicielki biznesu, polityki, świata nauki, sztuki, dziennikarstwa czy związków zawodowych, ale też zwykłe obywatelki. Nauczycielki, lekarki, kelnerki, sprzedawczynie.
W tym roku w Kongresie wzięły udział m.in. Agnieszka Holland, prof. Monika Płatek, prof. Magdalena Środa, Małgorzata Kidawa-Błońska, Weronika Rosati, Katarzyna Lubnauer, Barbara Nowacka, Anna Grodzka, Anita Kucharska-Dziedzic czy Aleksandra Dulkiewicz. "Dlaczego mamy bronić demokracji? Jak mamy jej bronić?" – pytały. Dyskutowały też o ekologii i zmianach klimatycznych, równych płacach, przemocy, roli kobiet w oświacie i ich obecności w Kościele.
- To mądre rozmowy na poważne tematy. Te kongresy nas wzmacniają. Już na pierwszym postulowałyśmy parytety i wiele się w tej kwestii zmieniło. Coraz więcej kobiet idzie do polityki - mówi prof. Magdalena Środa, jedna z organizatorek i inicjatorek Kongresu Kobiet.
Podczas Kongresu, uczestniczki przedstawiły też jedenaście postulatów. Na liście znalazł się m.in. apel o przeciwdziałanie zmianom klimatycznym czy naprzemienne umieszczania kobiet i mężczyzn na listach wyborczych. Uczestniczki upomniały się także o związki partnerskie, uznanie praw przedstawicielek mniejszości narodowych, migrantek i uchodźczyń, wsparcie dla osób z niepełnosprawnościami, wolną od dyskryminacji i uprzedzeń edukację, wolne sądy i wolne media.
Kobiety chcą też likwidacji luki placowej, bo – jak tłumaczą - niezależność finansowa kobiet jest najlepszym gwarantem samodzielnego stanowienia o sobie. "Oczekujemy realnych i skutecznych działań na rzecz zahamowania rosnącego problemu masowego odchodzenia kobiet z rynku pracy. Domagamy się też odpowiedzialnej polityki społecznej, która będzie usamodzielniać kobiety, a nie ubezwłasnowolniać" – ogłosił Kongres.
Według rankingu PwC "Women in Work Index 2019" luka płacowa między kobietami i mężczyznami w Polsce jest coraz niższa. Nasz kraj został sklasyfikowany na 8. miejscu w najnowszym zestawieniu. Trzeba jednak pamiętać, że za tak dobrym wynikiem stoi średnia. Na stanowiskach zarządczych czy menadżerskich różnice w zarobkach kobiet i mężczyzn wciąż pozostają większe.
M.in. o tym dyskutowali uczestnicy cyklu Her Story, który zorganizowała Wrocławska Rada Kobiet. Po raz pierwszy spotkali się w marcu tego roku. Barbara Kaśnikowska-Gohl - była prezeska Wałbrzyskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej – opowiadała o tym, jak zwolniona w wieku 50 lat, z wieloletnim doświadczeniem na stanowiskach kierowniczych, miała problem ze znalezieniem odpowiedniej oferty. Dziś jest prezeską Wrocław Aircraft Maintenance Services. Miała szczęście: gdy powiedziała, że nie zna się na samolotach, usłyszała, że wcale nie musi. Ma znać się na zarządzaniu. Kaśnikowska-Gohl wspomina:
Branża mechaników samolotowych to zdecydowanie męski świat. Gdy wyglądam za okno, na skrzydłach samolotów widzę tylko mechaników, a w hangarze pracuje jedynie pięć dziewczyn. W firmie jestem znana z tego, że tematy kobiece są dla mnie ważne. Kiedyś zaproponowałam awans pewnej dziewczynie, a ta odpowiedziała: "Bardzo dziękuję, ale nie mogę, bo jestem w ciąży". Odpowiedziałam, że mi to nie przeszkadza.
I dodaje, że szef z Londynu powiedział jej kiedyś: "Wiesz, bardzo chciałbym zatrudnić kobietę, ale one się nie zgłaszają. Nie dostałem żadnej aplikacji od kobiety". - Zatem musimy same wchodzić w obszary, które są tradycyjnie przypisywane mężczyznom. Badania mówią, że kobieta aplikuje na stanowisko wtedy, gdy spełnia ponad 90 procent kryteriów, a mężczyzna, gdy spełnia połowę. Musimy być odważne – apelowała podczas spotkania w ramach Her Story.
Kobieca narracja coraz częściej pojawia się też w popkulturze. Książki "girl power", feministyczne magazyny i seriale, które pokazują silne dziewczyny dają nadzieję, że kolejne pokolenie kobiet wychowa się w przekonaniu, że mogą być kim chcą. I jak chcą.
"Mam nadzieję, że system edukacji w polskich szkołach nie stępi tego, co udaje nam się podtrzymać w kulturze. I że rodzice nadążą za zmianami, opanowując swoje nieustanne nerwowości typu: siedź prosto, nie biegaj, bo się spocisz" – pisała na łamach "Wysokich Obcasów" Sylwia Chutnik.
Na pierwszym planie plakat Agnieszki Strzęp mat. prasowe
Od 1 lipca w Warszawie o kobiety dba się także z urzędu - pełnomocniczką ds. kobiet została Katarzyna Wilkołaska-Żuromska, która wcześniej pracowała w biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. - Potrzebujemy takiego stanowiska ze względu na nierówny podział władzy między mężczyznami a kobietami istniejący od wieków, a który doprowadził do dominacji tych pierwszych i dyskryminacji tych drugich – mówiła po ogłoszeniu nominacji. I zapowiedziała, że zajmie się m.in. ochroną zdrowia kobiet - profilaktyką raka szyjki macicy i raka piersi czy opieką okołoporodową, a także opieką psychologiczną i prawną dla ofiar przemocy. - Mamy też w Warszawie problem z dostępnością do środków higienicznych dla kobiet bezdomnych. Chcę dowiedzieć się, ile kobiet potrzebuje podpasek czy tamponów i im je dostarczyć. Rzadko podkreśla się, że dostęp do nich to kwestia godności – mówiła na łamach "Wysokich Obcasów".
I choć ponad sto lat temu Polska przegoniła sporą część Europy w kwestii równouprawnienia kobiet i nadała kobietom czynne i bierne prawa wyborcze, kobiety wciąż muszą o siebie walczyć. Na przykład o to, by rząd nie zaostrzał ustawy antyaborcyjnej.
Takiej demonstracji jak "Czarny Poniedziałek" wcześniej nie było. 3 października 2016 roku na ulice 149 polskich miast wyszło – według różnych szacunków – od 100 do 200 tys. kobiet. Padał deszcz, znakiem rozpoznawczym strajku kobiet stały się więc parasolki, a o "proteście parasolek" napisały najważniejsze zagraniczne media.
Dwa dni po Strajku Kobiet rząd wycofał poparcie dla projektu Ordo Iuris, zapowiedział jednak, że nadal popiera zakaz aborcji. Ogólnopolski Strajk Kobiet stał się zalążkiem międzynarodowego ruchu: po połączeniu sił z protestującymi niedługo po Polkach Argentynkami, Koreankami, Rosjankami i kobietami z wielu innych krajów, 8 marca 2017 roku w 54 państwach odbyły się manifestacje kobiet pod zaproponowanym przez Polskę hasłem "Solidarność naszą bronią". Uczestniczki apelowały o powstrzymanie przemocy wobec kobiet, liberalizację prawa aborcyjnego i zrównanie szans kobiet w społeczeństwie. Rok później w ramach "Czarnego Piątku" w demonstracji pod Sejmem w Warszawie wzięło udział niemal 60 tys. kobiet.
Wszystko zaczęło się na placu Solnym we Wrocławiu, podczas demonstracji partii Razem. "W drodze na demonstrację sprawdzałyśmy kalendarz" – wspominała Marta Lempart. "Protest w piątek - to jeszcze niby dzień pracy, ale praktycznie już weekend. To tak, jakbyśmy trochę protestowały, a trochę chciały iść władzy na rękę, trochę jednak nie przeszkadzać. Jeśli naprawdę chcemy utrudnić życie, dobry czas to poniedziałek, godz. 16, pośpiech, korki i ogólne piekło - tak stwierdziłyśmy".
Wyszła na scenę i powiedziała: "Zróbmy strajk". Inspirowała się strajkiem Islandek z 1975 roku: walcząc o równe płace, nie poszły do pracy, porzuciły swoje codzienne obowiązki i niemal całkowicie zablokowały Rejkiawik.
Dzień później do wydarzenia na Facebooku było zapisanych już 60 tys. osób. Graficzka Ola Jasionowska zaprojektowała charakterystyczną "główkę" strajkową – rysunek przedstawiającą profil kobiety – którą w tysiącach drukowano na plakatach, torbach i koszulkach. Do organizacji strajków zgłaszali się nie aktywiści, ale ludzie, którzy wcześniej nie mieli w ogóle do czynienia z demonstracjami. Menadżerka restauracji, pracownica marketu budowlanego, dziennikarka.
Protesty były organizowane oddolnie: - Te kobiety mogły stracić pracę, za odpowiedzialnością musiała iść także decyzyjność i zaufanie. Same decydowały, jak będzie wyglądał protest w ich mieście. Siła tego strajku nie wzięła się z tego, że kilkadziesiąt tysięcy ludzi wyszło na ulice we Wrocławiu czy w Warszawie, ale też w mniejszych miejscowościach. Dla mnie największym sukcesem jest to, że w Wałbrzychu protestowało 2 tys. kobiet. Udowodniłyśmy, że poza stolicą też jest życie, też są odważne kobiety. I nie chcą być grzeczne ani sympatyczne, chcą być wreszcie wysłuchane – mówi Lempart. I dodaje, że wiele kobiet faktycznie straciło pracę, wiele przestało awansować. Niektóre musiały zamknąć firmy, innym nie przedłużano umów z byle powodów, a faktycznie - bo były aktywne podczas demonstracji.
- A jednak ruch, który wówczas powstał, jest najbardziej masowym, opozycyjnym stowarzyszeniem walczącym o prawa kobiet w Polsce. Wspieramy też wiele akcji, które dotyczą praw człowieka, bierzemy udział w demonstracjach antyfaszystowskich. Nie poddajemy się – mówi Lempart i zapewnia, że nie składa parasolki. Była jedną z liderek protestów w obronie niezależnych sądów, a 11 listopada 2017 roku z kilkunastoma osobami i transparentem "Tu są granice przyzwoitości" stanęła na trasie marszu neofaszystów we Wrocławiu.
- Myślałyśmy, że walczymy z nieprzychylnym rządem, ale okazało się, że to wojna z fundamentalistami, którzy działają na całym świecie. Oni chcą całkowitego zakazu aborcji, zakazu rozwodów, delegalizacji homoseksualizmu, chcą marginalizować przemoc wobec kobiet. Już dziś w Rosji działa prawo, które pierwsze "domowe" pobicie żony czyni praktycznie legalnym. Jest ono bowiem karane grzywną, do więzienia za to nikt nie idzie. Nie chcę w milczeniu czekać, aż podobne prawo zapanuje w Polsce – mówi Lempart.
Ogólnopolski Strajk Kobiet nadal walczy: żąda pełni praw reprodukcyjnych, państwa wolnego od zabobonów (m.in. rzetelnej edukacji seksualnej czy likwidacji tzw. klauzuli sumienia), wdrożenia i stosowania Konwencji Antyprzemocowej, poprawy sytuacji ekonomicznej kobiet i Polski dla wszystkich, z wolnymi sądami, wyborami i mediami.