W czwartek 24 września na dziedzińcu Muzeum Narodowego w Warszawie w ramach obchodów roku papieskiego nastąpiło oficjalne odsłonięcie instalacji Jerzego Kaliny "Zatrute źródło". Jak wynika z opisu dostarczonego przez Muzeum Narodowe, najnowsza praca autora słynnych schodów smoleńskich na placu Piłsudskiego ma pokazać Jana Pawła II jako "tytana o nadludzkiej sile", a trzymany przez niego głaz i krwista woda w sadzawce otaczającej figurę "nawiązują do polskich mitów i symboli". Pracę skomentowali dla Onetu krytycy sztuki i nie mają o niej najlepszego zdania.
Krytyk sztuki Bogusław Deptuła jest szczerze zdziwiony, że praca Kaliny została wyeksponowana na dziedzińcu Muzeum Narodowego, bo to nobilitująca lokalizacja, zaś sama rzeźba, która jego zdaniem nie ma zalet, jest zwyczajnie deprecjonująca dla papieża. Jak relacjonuje Onet, powiedział o pracy wprost:
To żenujące, że Jerzy Kalina nie wstydzi się tak lichej rzeźby. Lichej, również intelektualnie. "Zatrute źródło" ma pokazać, że papież jest mocarzem. Owszem, był nim, ale to, co zaprezentował Kalina, jest niedomyślane. Ciskając kamieniem w "czerwoną zarazę", Wojtyła nie będzie świętym w naszych oczach. Będzie rzeźnikiem, w zabryzganej od krwi sutannie.
Tymczasem sam artysta podczas odsłonięcia pracy w Muzeum Narodowym mówił: "Od wielu lat miałem sobie za złe, że na tę instalację czekałem tak długo. Wybrałem to miejsce, bo jest tu woda, która ma rozbudowaną symbolikę. Źródło, chrzest w Jordanie, Morze Czerwone, wreszcie - Morze Martwe. Źródłem jest też nasz dom, rodzina, w których jest zapisana nasza kultura". Co ciekawe, choć Kalina zajmuje się tematyką religijną od lat, to jego pierwsza praca, którą poświęcił Janowi Pawłowi II.
Oglądaj też: Ofiary księży pedofilów przyjechały do Watykanu
Jerzy Kalina w swojej twórczości elementy polityczne i religijne wykorzystuje już od lat. To on zaprojektował nagrobek ks. Jerzego Popiełuszki na warszawskim Żoliborzu, słynne katyńskie schody placu Piłsudskiego i tworzył m.in. oprawę graficzną mszy papieskich w czasie pielgrzymek Jana Pawła II do Polski. Onetowi wyjaśnił, że także ta praca jest jak najbardziej uwarunkowana politycznie:
Czerwonych złogów z polskich ulic do tej pory się nie pozbyliśmy. Znów do głosu dochodzi grupa radykalnych ludzi, których mentorzy z wyżyn pierwszomajowych trybun słali maszerującemu ludowi najlepszą z możliwych socjalistyczną nowinę. Teraz widzimy, jak z czerwonej flagi towarzystwo przeszło na tęczową. Chciałbym, żeby skończyły się te ekscesy z symbolami religijnymi. Dotyka mnie to osobiście.
Tymczasem Deptuła mówi, że cała koncepcja Kaliny jest zwyczajnie nietrafiona i strzela gdzieś obok samego przesłania papieża:
To deprecjonujące dla Jana Pawła II, który ma swoje zasługi w walce z komunizmem. Jeśli Jerzy Kalina mówi o LGBT, to ta woda powinna być tęczowa, a nie czerwona. Jeśli mówi o złogach komunizmu, to warto przypomnieć, że Wojtyła z komunistami rozmawiał, a nie rzucał w nich kamieniami.
Rzeźba Kaliny to też polemika ze słynną rzeźbą "La Nona Ora" włoskiego artysty Maurizia Cattelany. Ta przedstawiała postać papieża przygniecionego meteorem i wywołała w Polsce spory skandal.
W 2000 roku wystawiono ją w warszawskiej Zachęcie, gdzie została zniszczona przez posłów Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, posłankę Halinę Nowinę-Konopkę i posła Witolda Tomczaka. Ci uznali ją za obrazoburczą, więc po tym, jak odwrócili uwagę ochroniarzy galerii, zdjęli z figury przygniatający ją kamień. Po tej sprawie Anda Rottenberg przez protesty prawicowych radnych i medialną aferę musiała zrezygnować ze stanowiska dyrektora Zachęty. Kalina do tej pracy nawiązuje wprost: w swojej instalacji kamień podobnych rozmiarów umieścił nie na papieżu, a w jego dłoniach papieża. Nie kryje też, że "La Nona Ora" była dla niego znieważająca. Jego najnowszą instalację będzie można oglądać do 8 listopada.