Z nagrań umieszczonych w mediach społecznościowych wynika jednoznacznie, że materiał pirotechniczny do lokalu przy Al. 3 maja został rzucony przez kogoś z Marszu Niepodległości. Straż pożarna potwierdziła, że przyczyną pożaru była prawdopodobnie raca lub petarda. - Na szczęście nikomu nic się nie stało. Ogień wyglądał dość groźnie, ale szybka interwencja mieszkańców i strażaków, którzy byli w pobliżu, zapobiegła szybkiemu rozprzestrzenianiu się pożaru. Ten ogień był już dość duży, mogła się wydarzyć większa tragedia. Są straty materialne - mówił na antenie TVN24 mł. bryg. Karol Kierzkowski z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej m. st. Warszawy.
Jak się okazuje, lokal należy do Stefana Okołowicza, artysty i znawcy twórczości Stanisława Ignacego Witkiewicza. Na Facebooku napisał o tym Piotr Paziński. "(...) Tak się jednak złożyło, że zapłonęło mieszkanie Stefana Okołowicza, wybitnego znawcy twórczości Stanisława Ignacego Witkiewicza. A w nim - bezcenne zdjęcia i reprodukcje. Myślę, że Witkacy tym razem nie chichocze. On płacze w swoim bezimiennym poleskim grobie" - napisał.
"Super Express" potwierdził tę informację. Jak przekazał w rozmowie z dziennikiem właściciel lokalu, straty są duże. Spłonęły zabytkowe drewniane ramy w oknie balkonowym. W pracowni znajdują się cenne fotografie i reprodukcje obrazów Witkacego. Okołowicz powiedział "Super Expressowi", że jest załamany. - Oczekuję przeprosin od Bąkiewicza, organizatora marszu - powiedział artysta.