"Moje ciało, mój wybór" - skandowali m.in. Michał Szpak i Maria Sadowska podczas występu w ramach żoliborskich "Dziadów na Mickiewicza" w reżyserii Oskara Sadowskiego, wyglądając przez otwarte okna budynku przy Mickiewicza 34/36 w Warszawie, naprzeciwko domu prezesa Prawa i Sprawiedliwości. Ich performans obserwowali ludzie zgromadzeni przed budynkiem, którzy brali udział w spacerach związanych ze Strajkiem Kobiet, wyrażających protest wobec orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji.
Podczas wydarzenia z okien bloku przy Mickiewicza wyłaniały się kolejne "zjawy", które wygłaszały kwestie z "Dziadów" Adama Mickiewicza i usiłowały "przepędzić pierwszego dziada Polski". Skandowano też hasła znane z protestów organizowanych w ramach strajku kobiet. Można było usłyszeć także m.in. "A kysz!", "Nie dla Jarka", "Nie podzielisz nas!", "Jarek, spiep...j dziadu!".
Wtedy policja nie intereweniowała, ale jak pisze w "Polityce" Piotr Pytlakowski, teraz policja nachodzi mieszkańców kamienicy na warszawskim Żoliborzu i grozi im, tylko dlatego, "że ośmielili się udostępnić swoje lokale artystom, którzy 31 października odegrali z okien performans zatytułowany 'Dziady na Mickiewicza'".
28 listopada z okien Szklanego Domu (tak jest nazwywany budynek przy Mickiewicza 34/36) odegrano spektakl "Manifesta" z okazji 102. rocznicy uzyskania przez Polki praw wyborczych. Wtedy już funkcjonariusze legitymowali i spisywali widzów patrzących na występ, stojąc na ulicy. Kilka dni później policjanci pojawili się pod drzwiami Szklanego Domu i mieli dzwonić do różnych mieszkań, by ktoś wpuścił ich, otwierając im drzwi, chronione domofonem. Pytlakowski cytuje jedną z mieszkanek:
Ktoś zastukał do moich drzwi, otworzyłam, widzę policjanta. Z zaskoczenia wszedł do mieszkania i z miejsca zaczął odpytywać. Czy brałam udział w koncercie, czy udostępniłam komuś lokal, czy popieram podobne akcje, czy wspieram sąsiadów, którzy udostępnili mieszkania?
Jak twierdzi kobieta, wynajmująca mieszkanie w budynku, funkcjonariusz miał zwrócić jej również uwagę na wiszący w oknie plakat Strajku Kobiet i sugerować, że właścicielowi może się nie podobać. Swoje działania miał tłumaczyć faktem, że doszło do poważnego zakłócenia spokoju sąsiadów, a treści wywieszane w oknach burzą porządek prawny.
Skontaktowaliśmy się z rzecznikiem prasowym Komendanta Stołecznego Policji, by dowiedzieć się, czy w ostatnim miesiącu policjanci podejmowali działania związane z wejściem do budynku przy Mickiewicza 34/36 i, jeśli tak, na jakiej podstawie prawnej. Jak tylko otrzymamy odpowiedź, opublikujemy ją w serwisie.