W Koszalinie Neo-Nówka zaprezentował nową wersję wcześniej granego już skeczu. Na scenie pojawiają się starszy pan, jego syn i wnuk. Ostatnia dwójka zasadza się na mieszkanie tego pierwszego, ale w pewnym momencie rozmowa schodzi na politykę. Po emisji w Polsacie o tym występie zrobiło się bardzo głośno.
Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Roman Żurek: To oczywiście zależy od tego, jak się rozumie nowy skecz. Podstawa tego skeczu nie jest nowa, ale treść została jak najbardziej zaktualizowana. Gramy go podczas trasy z okazji naszego 20-lecia, więc mamy go dobrze "zgranego". Nie wiem, czy powiedzieć skromnie, że przewidywaliśmy taki odzew, ale wiedzieliśmy już dobrze, że ten skecz się publiczności podoba. Po części liczyliśmy na to, że ludzie będą zadowoleni z tego, co zobaczą. Oczywiście w naszym kraju jest widoczna bardzo mocno polaryzacja i sztywny podział na przeciwne obozy. Więc część odbiorców jest zadowolona, a część jest raczej wkurzona.
Wiem, że są zwolennicy teorii, że nastąpiły tu jakieś ruchy obronne ze strony telewizji, ale nic takiego tu nie nastąpiło. To są nasze wspólne ustalenia - my zazwyczaj umieszczamy nagrania w sieci poprzez nasz kanał na YouTubie, bo to dla nas bardziej korzystne. Tutaj nie ma żadnej kontrowersji związanej z Polsatem. To obustronna decyzja.
Nic takiego się nie dzieje w naszym przypadku. Zresztą ten skecz też opierał się w dużej mierze na improwizacji, dużo rzeczy zostało zagranych pod wpływem emocji i rozmowy. Na przykład przekleństwa, które nie były przez nas planowane, pojawiły się właśnie pod wpływem emocji. Kiedy człowiek się wczuwa w mocne tematy, to chce dobrze oddać wagę tego, o czym mówi - wtedy ciężko zapanować nad słownictwem. A kiedy rozmawiamy o takich ważnych sprawach, chcemy brzmieć szczerze i to przeklinanie pojawia się naturalnie.
Neo-Nówka w Koszlinie - skecz 'Wigilia' You Tube /Neo-Nówka
Jasne. Gramy już wiele lat w całym kraju i wyczuwamy, gdzie publiczność reaguje a gdzie nie. Kiedyś nie mieliśmy w ogóle takiego nastawienia. Jeszcze 10-15 lat temu te reakcje były ogólne i nie było żadnych podziałów. Teraz faktycznie widać, że nastąpił rozłam i część publiczności reaguje w innych momentach niż ta druga połowa. Dla nas jako twórców to jest okej, bo każdy znajduje tam coś dla siebie. Sam skecz mimo wszystko wywołuje kontrowersje i obawiamy się tylko jednego: że jego przekaz nie dotrze do wszystkich. A przekaz jest taki, żebyśmy zakończyli tę wojnę polsko-polską i spróbowali się jakoś dogadać. Żeby osiągnąć społeczny ekumenizm. Oczywiście pokazaliśmy to w wyrazisty sposób, ale w dzisiejszych czasach chyba ludzie już tego oczekują. Minął moment, kiedy można było używać subtelnych aluzji. Inaczej do ludzi nie dociera - mam wrażenie, że teraz publiczność potrzebuje przekazu bardziej wprost.
Tutaj pokazujemy dwie strony, i co widzimy po wpisach na Twitterze, Facebooku czy YouTube, każda z nich patrzy na to ze swojej perspektywy. Odbiór wygląda tak jak sytuacja w kraju - jest mocno spolaryzowany. Widzimy wyraźną linię podziału, a ludzie faktycznie mocne emocjonalnie do tego podchodzą. A to jest tylko skecz, tylko kabaret i pokazuje istniejące zjawisko. Wiele osób ma w rodzinie takie sytuacje, że nie może się z kimś dogadać z powodów politycznych. Nie pokazaliśmy niczego, czego tak naprawdę nie ma. Możemy mieć pretensje do nas wszystkich, że doprowadziliśmy do takiej sytuacji, w której nie jesteśmy w stanie się ze sobą porozumieć. Nam chodzi o to, żeby się skupić na tej kwestii, a nie na tym, że teraz dowalamy rządzącym, a opozycję oszczędzamy. Tutaj dostaje się jednej i drugiej stronie. Staramy się być pośrodku, ale oczywiście w Polsce nie można być pośrodku. Każdy to odbiera, tak jak chce.
Trochę tak jest, ale kabaret wiele osób traktuje jak gorszą formę - odmawia mu się nawet czasem prawa do bycia sztuką. My też czujemy, że zawsze nas traktowano trochę pobłażliwie. Do nas się też łatwo przyczepić, bo się na przykład przebieramy za baby, albo dlatego, że się śmiejemy z określonych tematów. Dla nas to jest już chleb powszedni. Kto był na naszym koncercie i widział, jak to wygląda na żywo, ten wie, że ludzie wychodzą zadowoleni. Ale do tego wszystkiego jest potrzebna jedna zasadnicza umiejętność, której większa część naszego społeczeństwa nie posiada. Chodzi o dystans do siebie, czego w większości niestety nie mamy. Dystans i jeszcze raz dystans - nie potrafimy się śmiać sami z siebie, nie potrafimy na siebie patrzeć w krzywym zwierciadle. Utożsamiamy się z tymi postaciami ze skeczów i reagujemy, jakby to było realne odbicie - jedna i druga strona nie potrafi tego przyjąć. No, może ta część po prawej jest bardziej wyczulona. To niedobrze, że nie potrafimy do tego podejść z pozycji dystansu i zastanowić się chwilę. To był kabaret, ale teraz zastanówmy się, o co w tym wszystkim chodziło.
Kiedyś na dworze królewskim był błazen, który miał za zadanie pokazanie królowi, co się dzieje w społeczeństwie, jakie są nastroje. Nie tylko po to, żeby obśmiać, ale żeby dać też mu do myślenia. W dzisiejszych czasach taką formę przyjmować może kabaret. Widzimy tymczasem po wpisach, że jest w komentarzach bardzo ostro. Ilość fekaliów i pomyj, które się wylewają na nasze głowy, jest bardzo duża. Na szczęście widzimy tyle samo, o ile nie więcej pozytywnych komentarzy i głosów, które doceniają i szanują ten skecz. Ludzie w dużej mierze dostrzegają to, co chcieliśmy im powiedzieć.
Nie podchodziliśmy do tego pod tym kątem, nie wychodziliśmy z założenia, że zrobimy tym coś kontrowersyjnego i nie nastawialiśmy się na to, że coś się potem społecznie odpali. Nie pisaliśmy tego, żeby się pokazać jako ci, którzy idą pod prąd i na pewno nie jesteśmy na niczyich usługach. Jesteśmy niezależnym bytem od samego początku. Na różnych etapach naszej kariery wypowiadaliśmy się na różne tematy, śmialiśmy się z tych rzeczy, które nas denerwują albo śmieszą i uważamy, że warto je pokazać. Oczywiście każdy odbiorca dostrzega często tylko jedną stronę naszej działalności. Kiedyś prowadziłem taką jedną dyskusję z kimś prawicowym na Twitterze. On mi zarzucał, że nie potrafimy się śmiać z opozycji, więc pokazałem mu nasze starsze skecze, w których śmialiśmy się z Komorowskiego, Donalda Tuska i innych osób. I te już mu się bardzo spodobały, więc się dogadaliśmy i było już miło.
Nie można powiedzieć, że teraz koniunkturalnie śmiejemy się z rządu. Prawda jest taka, że śmiejemy się od dawna z różnych opcji - od tego jest kabaret. Teraz jednak to oni rządzą, a kabaret opisuje to, co się w danym momencie dzieje. Dlaczego się nie śmiejemy z opozycji? Bo opozycja jest teraz nijaka. Ludzie nie będą się śmiali z tego, że oni nic nie robią. Więc śmiejemy się z tych rzeczy, które wyczynia rząd.
Śmieszne dla nas jest to, że w XXI wieku w teoretycznie demokratycznym kraju, mówienie ze sceny rzeczy, które są odbiciem tego, co się aktualnie dzieje, wymaga odwagi. To powinno być naturalne i nie powinniśmy tego obawiać. Ale jednak czuć jakąś niepewność. To jest chore, że żyjemy w takim kraju, gdzie artysta nie może się w sposób bezpośredni wypowiedzieć i musi się liczyć z tym, jakie mogą go spotkać ewentualne nieprzyjemności. Po prostu powiedzieliśmy, to co myślimy. Opisaliśmy w skeczu to, co widzimy, jakie zjawiska zachodzą w rodzinach, jaki jest nastrój społeczny. Nie podoba się nam, że ten kraj jest tak podzielony - po prostu szkoda Polski.
Ciężko jest mi się tutaj chwalić, ale nie narzekamy na frekwencję. Działamy już ponad 20 lat i może wiele osób może tego nie wie, ale gramy na największych halach w Polsce. Od wielu lat mamy stałą publiczność, która przychodzi i docenia to, co robimy. Gramy też z zespołem muzycznym Żarówki, mamy swoje autorskie piosenki i tym wypełniamy dwugodzinny spektakl. To nie jest tak, że ten skecz nagle nam miał pomóc w napędzaniu sprzedaży biletów. Oczywiście jeżeli tych ludzi będzie teraz więcej, to fajnie. Liczymy się też z tym, może być też taka sytuacja, że ludzie, którzy go nie zrozumieli, mogą powiedzieć, że nie przyjdą. Bo łatki bardzo łatwo się przypina, a mało kto zadaje sobie trud, żeby sprawdzić, czy faktycznie jesteśmy stronniczy.
Mam wrażenie, że coraz trudniej o krytyczne myślenie, które już wymaga konkretnej pracy intelektualnej. Wszystko zaczyna się od edukacji, a to, co się dzieje z systemem oświaty, przekłada się na to, jak funkcjonują ludzie
My po prostu powiedzieliśmy to, co wiele osób chciałoby powiedzieć. Wiele osób do nas pisze, dzwoni i dziękuję nam za ten program. Dostaliśmy masę listów i innych wyrazów wsparcia. Widzowie piszą nam, że skecz im się bardzo podobał, że nas szanują za odwagę, za to, że to powiedzieliśmy, bo oni też tak myślą.
Może też warto o tym mówić, żeby ludzie nie czuli się zaszczuci tym, że nie mogą powiedzieć, co myślą. Od tego też jest kabaret. Mam nadzieję, że nasz głos zostanie nie tylko usłyszany, bo widać, że to już się udało, ale tez zrozumiany jego przekaz. Co do tego ostatniego nie mam, niestety, pewności.
No tak, ale tych kamyczków jest już sporo. To nie chodzi już nawet o lawinę. Chodzi o to, żebyśmy my jako Polacy się zmienili. To jest problem - naród jest wspaniały, możliwości są duże. Po prostu nami wszyscy manipulują i nas skłócają lub nastawiają przeciwko sobie. Święta w polskich rodzinach zbyt często wyglądają tak, jak w naszym skeczu. Po prostu pokazaliśmy to, co się dzieje w polskich domach. Dlatego ludzie się z tym identyfikują i dlatego ludziom się to podoba - bo to jest szczere i prawdziwe. To nie było zaprogramowane, to nie był wynik kalkulacji nastawionej na efekt. To dla nas jest naturalna rzecz, którą robimy od wielu lat.
Inne nasze skecze dotykają różnych stron życia. Jesteśmy wyrazistym kabaretem i nie ukrywamy tego - dlatego też mamy wyraziste oceny, nie zawsze pozytywne.
Trudno to pokazać na osi czasu. Nie chciałbym też łączyć z tego z nastaniem konkretnego rządu czy opcją polityczną. Ale coś faktycznie się zmienia. Pamiętam, że kiedyś nas pytano, czy na wschodzie kraju nie mamy problemu z naszymi programami. Bo poruszaliśmy podobne polityczne tematy: w latach 2005 - 2007 mieliśmy "Moherowy program" i on też był dosyć mocny. Poruszał tematy, nad którymi ludzie wtedy jeszcze się niezbyt zastanawiali, a my już wtedy o nich mówiliśmy. Ale wtedy nie było jakiegoś większego problemu z odbiorem, wszędzie było okej.
Neo-Nówka w 2007 roku, z prawej Roman Żurek Fot. DOMINIK GAJDA / Agencja Wyborcza.pl
Dalej nie mamy problemu z reakcjami, u nas ludzie się naprawdę świetnie bawią, ale właśnie na wschodzie kraju obserwujemy od jakiegoś czasu, że przy niektórych tekstach ludzie się zastanawiają, czy w ich miejscowości wypada się z tego śmiać, czy można. Ale jeśli im pokażemy, że można, to już się sami później uaktywniają. Sama pani słyszała reakcje w Koszalinie - a tam przecież była publiczność z szerokim przeglądem społecznym, bo choćby przyszło sporo turystów.
Widzimy, co się dzieje w naszych miejscowościach i w miejscowościach, w których gramy. Czuć w powietrzu taki balon, kiedy poruszamy tematy związane z władzą. Czuć jakąś społeczną siłę, która się zbiera, potrzebę odreagowania. Myślę, że ludzie, którzy usłyszeli to co powiedzieliśmy w Koszalinie, reagowali szczerze. Nie mieliśmy przecież wpływu na to, jak publiczność będzie się zachowywała. A że publiczność nam przerywała brawami i śmiechem, to raczej świadczy o tym, że dobrze się bawiła i potrzebowała takich treści. Tutaj jest ten barometr nastrojów społecznych.
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina