"Prawie 25 lat twórczości w TR Warszawa, wielkie sukcesy - o tym teraz cicho, głośno za to o przemocy i mobbingu w pana teatrze" - zadaje jedno z pierwszych pytań Magdalena Rigamonti. Reżyser i (jeszcze) zastępca dyrektora do spraw artystycznych Grzegorz Jarzyna zdecydowanie odpowiada:
Nie ma przesłanek, by uznać to za fakty. Nie stosowałem mobbingu, nie stosowałem przemocy.
Chwilę później zaznacza, że skarga złożona na niego została oddalona przez komisję z zewnętrznym ekspertem i twierdzi, że zarzuty "wykorzystywane do robienia wewnętrznej polityki w teatrze" powodowały m.in. zaistnienie w mediach wypowiedzi przypisywanych mu, choć nie były jego słowami.
Jarzyna pytany, "czy się drze", mówi w wywiadzie, który ukazał się w weekendowym wydaniu "Dziennika Gazety Prawnej", że w gabinecie nie, na próbach się zdarza, i tłumaczy to emocjami oraz specyfiką pracy:
Nie podnoszę głosu, bo mam zły humor, i nie podnoszę głosu po to, żeby ktoś się bał. Podnoszenie głosu wynika u mnie z emocji. Świat teatralny jest bardzo specyficzny. My, artyści, pracujemy na emocjach. Są naszym narzędziem. Wszyscy je wykorzystujemy, często wchodzimy w nie bardzo głęboko, co potem widać w spektaklach. Dzięki temu, kiedy gramy na międzynarodowych scenach, widzowie nie muszą czytać napisów, tłumaczeń, tylko czują, rozumieją mowę ciała i emocje.
Twierdzi też, że choć w jego zespole zawsze były silne emocje, to był też dialog. Mówi o tym, że wszyscy mieli poczucie bezpieczeństwa. Później przechodzi do oceny postępowania dyrektorki teatru Natalii Radzikowskiej, która dołączyła do TR Warszawa w 2017 roku. Jarzyna mówi, że jej decyzje nie zawsze były "jasne i adekwatne do tego, co kształtowaliśmy i do czego dążyliśmy do tej pory". O swoim zachowaniu mówi natomiast:
Gdybym w wielu sytuacjach zachował się jak typowy dyrektor zarządzający zespołem teatralnym i po prostu wręczał nagany, to sytuacja mogła się potoczyć inaczej. Kryzys zaczął się wtedy, kiedy poprosiłem aktora, by następnym razem nie wchodził pijany na scenę.
Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
W czerwcu władze Warszawy zapowiedziały ogłoszenie we wrześniu tego roku konkursu na stanowisko dyrektora lub dyrektorki naczelnej TR Warszawa. Kadencja Dzieduszyckiej kończy się w sierpniu 2023 roku. Była to odpowiedź na apel zespołu aktorskiego teatru. 18 osób podpisało się m.in. pod słowami:
W obecnej sytuacji jedynym możliwym dla nas rozwiązaniem jest zmiana na stanowiskach dyrektorskich TR Warszawa. Obawiamy się, że w przeciwnym razie zespół naszego teatru przestanie istnieć.
Jarzyna w lipcu ogłosił, że w odpowiedzi na protest aktorów i aktorek TR Warszawa "w poczuciu odpowiedzialności za zespół" odejdzie ze stanowiska zastępcy dyrektora do spraw artystycznych i zapowiedział, że nie zamierza startować w konkursie na dyrektora placówki. 20 czerwca 2021 roku aktorki i aktorzy rozpoczęli protest wobec "szkodliwego i niekompetentnego prowadzenia zespołu przez dyrekcję TR Warszawa". Podkreślili, że w ciągu dwóch lat z zespołu odeszło blisko 30 osób "przemęczonych napięciami, zastraszonych i wypalonych psychicznie". Podkreślili, że w styczniu złożone zostało też wotum nieufności wobec dyrekcji i jej pełnomocników, jednak mediacje i dalsze próby rozmów nic nie dały. Mają też zarzuty w stosunku do Natalii Dzieduszyckiej, która po czerwcowym oświadczeniu nadal miała planować start w konkursie na stanowisko dyrektora.
W lipcu Dyrektor Biura Kultury m.st. Warszawy Artur Jóźwik w rozmowie z Gazeta.pl zaznaczył, że w kontakcie z załogą TR Warszawa jest już od ponad roku. - Konflikt w teatrze trwał bardzo długo. Jesteśmy w kontakcie z aktorami, związkami zawodowymi oraz osobami, które też nie są zrzeszone w związkach zawodowych, od kwietnia 2021 roku. Konflikt jest bardzo poważny i to na wielu poziomach - opisał. Decyzję Jarzyny nazwał wtedy "odpowiedzialnym krokiem".
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina