"W centrum wystawy musiał być trzepak". O PRL-owskich zabawach i zabawkach w Muzeum Nowej Huty

Muzeum Nowej Huty zaprasza na interaktywną opowieść o świecie PRL-owskich zabaw i zabawek "Trzepaki, Reksio, Atari". - Do tego projektu mógł dołączyć dosłownie każdy, poprzez pamiątkę, wspomnienie, pomysł, inspirację. - opowiada kuratorka wystawy.

Ryszard Kozik: Jaka była twoja ulubiona zabawka?

Agata Klimek-Zdeb, kuratorka wystawy "Trzepaki, Reksio, Atari" w Muzeum Nowej Huty: Mam taką zabawkę. Wiąże się z nią historia, od której wzięła się moja ksywka. Nie zdradzę ksywki, ale kilka osób do dziś tak do mnie mówi, podłapał ją też mój mąż. Urodziłam się na początku lat 90., a moja chrzestna, siostra mojej mamy mieszkała wtedy w Austrii. Zawsze byłam przez nią bardzo rozpieszczana i dostawałam wymarzone zabawki. Więc przyjeżdżały do mnie na przykład jakieś kartonowe teatrzyki z Ikei, czy też inne gadżety, które u nas nie były powszechnie dostępne. Kiedy miałam kilka lat, bardzo zapragnęłam mieć lwa, i ten lew – dałam dokładne wytyczne – miał być bardzo pluszowy i mieć długą grzywę do czesania. Moja ciocia do dzisiaj wspomina ten telefon, gdy bardzo dokładnie opowiadałam jej, jaki ten lew ma być. No i przyjechał – był bardzo pluszowy i miał bardzo długą grzywę, którą mogłam czesać. Potem się z tego zrobiło małe zoo, bo przy każdym przyjeździe cioci dostawałam jakieś zwierzątko, misia pandę, koalę, albo pluszowego węża. I tak naprawdę to najbardziej ze wszystkich zabawek lubiłam właśnie ten mój pluszowy zwierzyniec. Tak mi zostało do dzisiaj, tylko teraz z żywymi zwierzętami.

Zdjęcie z wystawy 'Reksio, Trzepak, Atari'Zdjęcie z wystawy 'Reksio, Trzepak, Atari' Marcin Gulis/Muzeum Krakowa

Każdy chyba nosi w pamięci takie ciepłe wspomnienia o zabawkach, ja na przykład pamiętam miasteczko z Dzikiego Zachodu Lego, które w latach 80. kosztowało pół pensji mojej mamy. Tej wystawie musiało towarzyszyć mnóstwo pozytywnych emocji…

Zdecydowanie. Od samego początku każdy, z kim rozmawiałam o zabawach, zabawkach i dziecięcych rozrywkach, podchodził do tego emocjonalnie, entuzjastycznie i bardzo się angażował. I niezależnie od tego, kim ta osoba była, ostatecznie wkręcała się w temat, gdy usłyszała o jakiejś zabawce i zdawała sobie sprawę, że miała taką samą lub podobną. – O, miałem/miałam taką… - zaczynała opowiadać, a ja wiedziałam, że znalazłam kolejnego kibica/kibickę. To było niezwykle miłe i motywujące. Mam nadzieję na jeszcze wiele takich rozmów podczas oprowadzania po wystawie. Dlatego planowanym oprowadzaniom kuratorskim nadałam nazwę "Oprowadzanie-wspominanie" i nie mogę się doczekać tych spotkań.

Zobacz wideo Szalone lata 90. powracają? T-raperzy znad Wisły pojawili się w klipie. Przypominamy ich telewizyjną historię [MUSIMY O TYM POGADAĆ]

Piękny był też odzew na publiczną zbiórkę zabawek, ogłoszoną przez Muzeum Krakowa. Zaskoczyła cię aż taka reakcja?

Zaskoczyła, choć z początku nie było aż tak spontanicznie. Zbiórka rozkręciła się po tym, kiedy opublikowaliśmy wspomnienie naszego dyrektora dra Michała Niezabitowskiego, dotyczące jego rodzinnej pamiątki – figurki chłopczyka siedzącego na nocniczku. To najwyraźniej ośmieliło innych, a z pewnością poruszyło. Chłopczyk oczywiście znajdzie się na wystawie. Postanowiłam sobie wtedy, że od każdego, kto się zgłosi, jakąś pamiątkę pokażemy. W sumie na wystawie można zobaczyć pamiątki i zabawki od prawie 50 osób prywatnych, w tym lalki, misie, ale też np. wykonane w domu papierowe laleczki i ubranka do nich, czy grę karcianą Piotruś, gdzie postaciom widniejącym na kartach właścicielka dopisała imiona, bo była do nich bardzo przywiązana. Kontakt z wszystkimi był bardzo intensywny. Do scenariusza potrzebowałam zarówno zdjęć pamiątek, jak i ich dokładnych wymiarów, a także informacji, czy właściciele chcą je użyczyć, czy podarować muzeum. Zdarzało się, że ludzie odpowiadając na nasz apel od razu zaczynali opisywać, dlaczego proponują właśnie te, a nie inne zabawki i jeśli historia mnie zainteresowała, pytałam, czy także może znaleźć się na wystawie. Nie zdarzyło się, żeby ktoś się nie zgodził. Czasem też sama dopytywałam o wspomnienia. Ta korespondencja i rozmowy sprawiły mi mnóstwo przyjemności.

Na wystawie znalazły się także zabawki użyczone przez kolekcjonerów oraz instytucje. Waszymi partnerami są działające w Krakowie Fundacja Muzeum Komiksu, Muzeum Zabawek i Muzeum Elektroniki. Pokazujecie też eksponaty z rzeszowskiego Muzeum Dobranocek.

A to też jeszcze nie wszystkie instytucje ze zbiorów, z których skorzystaliśmy. Ale faktycznie, głównych partnerów mamy trzech. Współpraca z każdym z nich przebiega na kilku poziomach. Pierwszym są konsultacje merytoryczne. Ich wiedza w poszczególnych obszarach jest niezastąpiona, więc na etapie tworzenia scenariusza wystawy i pisania tekstów dzwoniłam, wypytywałam, radziłam się. To wsparcie było dla mnie bardzo ważne i zawsze mogłam na nich liczyć. Partnerzy użyczyli nam też oczywiście eksponaty ze swoich zbiorów. Wspólnie przygotowujemy również program wydarzeń towarzyszących ekspozycji. Cieszę się, że współtwórcy wystawy - zarówno partnerzy, jak i osoby prywatne - także uważają tę wystawę za swoją. Że to nie jest tak, że Muzeum przygotowało wystawę dla publiczności. Do tego projektu mógł dołączyć dosłownie każdy, poprzez pamiątkę, wspomnienie, pomysł, inspirację…

Co cię podczas prac nad tą wystawą zaskoczyło? Czego nowego się dowiedziałaś? W końcu, jak podkreśliłaś, urodziłaś się w latach 90., a więc świat zabaw i zabawek PRL-owskich mógł ci wcześniej być znany przede wszystkich ze wspomnień rodzinnych i lektur.

Było takich rzeczy bardzo dużo na każdym etapie. Do tego stopnia, że mam kłopot z wyłowieniem tego, co zaskoczyło mnie najbardziej. Z pewnością jednak zaintrygował mnie temat komiksu dla dzieci. Sama nie czytałam komiksów i wśród moich koleżanek, kolegów nie było to powszechne, więc opowieści o wyczekiwaniu na nowe odcinki i pędzeniu po nie z samego rana do kiosków Ruchu to była jedna z takich właśnie zaskakujących rzeczy.

Od początku byłam świadoma, że pracujemy na żywym organizmie i nasza opowieść będzie wynikała przede wszystkim z tego, co zostanie nam zaproponowane. Starałam się więc nie nastawiać na nic, nie fokusować. Świetnym uczuciem było poznawanie indywidualnych historii związanych z zabawkami.

Na przykład…

Wszystkim opowiadam o Alberci, czyli misiu, który został domowym sposobem przerobiony na misię-lalkę. Piękne i pełne emocji są wspomnienia pana Tomasza związane z cymbergajem zrobionym przez jego tatę – zawierają historię powstania gry, szczegóły jej wykonania, zasady rozgrywek, nawet informacje o tym, jaki był układ boiska w pokoju, kiedy grali danymi drużynami. W trakcie rozmowy z panem Tomaszem czułam, jak bardzo jest z tą grą związany sentymentalnie. Ciekawa i wzruszająca jest też historia lalki Bebusi, a zwłaszcza jej imienia. Dzieciństwo mamy jej właścicielki przypadło na lata II wojny światowej. Jej lalka, Bebusia, została wysłana pocztą kolejową do Szczucina i nigdy nie dotarła na miejsce. W związku z tym kolejne pokolenie lalek w rodzinie miało na imię Bebusia.

Zdjęcie z wystawy 'Reksio. Trzepak, Atari'Zdjęcie z wystawy 'Reksio. Trzepak, Atari' Marcin Gulis/Muzeum Krakowa

Jaki jest układ wystawy, co zobaczymy?

Wystawa składa się z ośmiu równoważnych i uzupełniających się segmentów, które można oglądać w dowolnej kolejności. Pierwszy opowiada o zabawkach, kolejny o grach, klockach i układankach, będą też segmenty dotyczące hobby, zabaw podwórkowych, czytelnictwa (książki, czasopisma i komiksy), oferty kulturalnej skierowanej do dzieci (o niej opowiadamy głównie na przykładzie nowohuckich instytucji), będą też dwa segmenty poświęcone rozwojowi technologicznemu, który jest bardzo istotnym elementem wystawy i wątkiem opowieści. Chciałam poprzez niego pokazać, jak zmieniały się formy spędzania czasu wolnego przez dzieci, i wywołać refleksję, jak to się dzieje do dzisiaj. Bez oceniania.

Wszystkie te segmenty się przenikają. Tak, jak na przykład świat seriali przenika się z zabawami podwórkowymi, bo dzieci bawiły się w Marusię i Janka, czy z kolekcjonowaniem, bo przecież zbierano różne przedmioty związane z "Czterema pancernymi" (na wystawie pokazujemy m.in. oryginalną instrukcję, jak zrobić sobie z kartonu… czołg).

Te osiem segmentów zostało ułożone w kształt wiatraczka, który symbolizuje dziecięcą beztroskę, różnorodność, równoważność wszystkich elementów opowieści. Kojarzy się też bezdyskusyjnie z dzieciństwem, no i dzieci do dziś lubią wiatraczki. Nie przypadkiem więc stał się on symbolem wystawy. Mnie osobiście kojarzy się także z recyklingiem, można wykonać go z bardzo prostych materiałów. Stąd też nasza ulotka do wystawy, z której można – oczywiście po przeczytaniu zawartości - zrobić sobie wiatraczek.

Pośrodku wiatraczka stanął trzepak.

Trzepak znajduje się w centrum wystawy dlatego, że gdy rozmawiamy o dzieciństwie PRL-owskim w przestrzeniach miejskich, jest on jednym z podstawowych symboli. Trzepak to ośrodek życia podwórkowego. Symbol spotkań z rówieśnikami. Dzieci wówczas często wracały ze szkoły do pustego domu, bo rodzice pracowali na zmiany, albo musieli podejmować dodatkowe prace. Funkcjonowało określenie "dzieci z kluczami na szyi". Nie miał się nimi kto zająć po szkole, spędzały więc czas na podwórku. Trzepak jest też symbolem kreatywności. Okazało się, że miejsce do trzepania dywanów mogło pełnić wiele funkcji, można było robić na nim niesamowite rzeczy. Dlatego też trzepak jest jednym ze słów symboli w tytule wystawy, znalazł się też w tytule towarzyszącego jej albumiku "Na trzepaku". Dwa kolejne słowa symbolizują już pewną zmianę, a trzepak był czymś, co było znane i popularne przez cały ten czas.

Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl

Co symbolizuje Reksio?

Reksio ukazał się światu w 1967 roku i symbolizuje ważną zmianę dotyczącą sposobów spędzania wolnego czasu. Chodzi o upowszechnienie się telewizji, a szerzej - rozwój technologiczny. Reksio reprezentuje też na wystawie rodzimą twórczość i przemysł skierowane do dzieci. Powstało wówczas wiele seriali animowanych dla dzieci. Podobnie było z komiksem, który w latach 60. i 70. rozwijał się najintensywniej i był skierowany do dzieci (nie brano pod uwagę, że może zainteresować też dorosłych). Także przemysł zabawkarski, głównie oparty na spółdzielniach pracy. Mimo braku narzędzi i surowców udało się wyprodukować wiele świetnych modeli zabawek. Rodzima oferta była fajna, do dzisiaj jest wspominana z sentymentem.

Poza tym współczesne dzieci też znają i lubią Reksia. Znały go również dobrze dzieci z nowohuckiej Szkoły Podstawowej nr 52, z którymi współtworzyliśmy dziecięcą ścieżkę zwiedzania wystawy. Stwierdziły, że "ma zęby jak człowiek i zachowuje się jak człowiek, choć nie mówi".

Ostatni element tytułu to Atari.

Symbolizuje lata 80. i tak naprawdę wiatr zmian, który trwa do dziś. To był najmocniejszy moment po upowszechnieniu się telewizorów. Pojawiły się magnetowidy (można więc było oglądać, co się kiedy chciało, oczywiście pod warunkiem, że miało się dane kasety), walkmany (można było wychodząc z domu zabrać ze sobą ulubioną muzykę) i komputery (w latach 80. przez wielu używane przede wszystkim do grania). To wtedy zaczęto przesiadywać u kolegów, żeby oglądać filmy lub grać.

Komputery firmy Atari, podobnie jak Commodore, są do dziś wspominane z sentymentem.

Agata Klimek-Zdeb, kuratorka wystawy 'Trzepaki, Reksio, Atari' w Muzeum Nowej HutyAgata Klimek-Zdeb, kuratorka wystawy 'Trzepaki, Reksio, Atari' w Muzeum Nowej Huty Marcin Gulis/Muzeum Krakowa

Wspomniałaś, że wystawa ma ścieżkę dziecięcą, przygotowaną przez dzieci…

Skoro robimy wystawę o zabawie, powinna być osobna ścieżka dla dzieci – co do tego nie mieliśmy wątpliwości. W trakcie prac pojawił się pomysł zaproszenia do tworzenia tej ścieżki współczesnych dzieci. Udało mi się nawiązać współpracę z fantastyczną, nowohucką szkołą i przełomie maja i czerwca 2022 r. odbyła się seria warsztatów, w trakcie których doświadczaliśmy PRL-owskich zabaw i rozrywek wspólnie z siódemką uczennic i uczniów klas IV i V. Graliśmy w gry podwórkowe, odwiedziliśmy Fundację Muzeum Komiksu, oglądaliśmy masę przedmiotów w Muzeum Nowej Huty, np. gry planszowe, przypominaliśmy sobie postaci z bajek, sprawdzaliśmy jak działa magnetowid, rzutnik, walkman. Nasi młodzi eksperci podpowiedzieli nam, co z ich perspektywy jest najciekawsze i opisywali to, co zobaczyli i czego doświadczyli. Z tych zapisków, dziecięcych notatek powstały teksty do ścieżki dziecięcej.

Na wystawie teksty zostały przypisane dwójce dzieci, Zosi i Antosiowi, które odbywają podróż w czasie do PRL-u i po powrocie opowiadają rówieśnikom, co zobaczyły i czego się dowiedziały. Nagraliśmy też te teksty i na wystawie będzie je można odsłuchiwać ze starych radyjek, co będzie ułatwieniem zarówno dla małych widzów, którzy nie czytają jeszcze płynnie, jak i dla osób z dysfunkcją wzroku. Lektorami zostały oczywiście zaangażowane w projekt dzieci. Bardzo się tym ekscytowały i od powrotu we wrześniu do szkoły, wypytywały, kiedy pojadą do naszego studia na nagrania.

Twoja wystawa jest bardzo interaktywna.

Część interaktywna niby jest skierowana do dzieci, ale tak naprawdę do wszystkich. Widzimy to po organizowanych przez nas wielokrotnie zajęciach dla dzieci, np. z okazji Dnia Dziecka, gdy rolę animatorów szybko przejmowali rodzice i dziadkowie. Na ścieżkę złożyły się zarówno przedmioty ofiarowane na potrzeby wystawy - misie, lalki, wydawnictwa, jak i współczesne reedycje wydawnictw dla dzieci. Są także zabawki, które tak naprawdę są znane i lubiane do dziś, np. puzzle i klocki. Będzie też można zagrać klasy, czy w kapsle. A dla tych, którzy nie znają wspomnianych gier, przygotowaliśmy animację objaśniająca ich zasady.

Wystawa została przygotowana w trzech językach…

Tak, jest tłumaczona na język angielski i ukraiński. Przygotowujemy też ścieżkę dla osób z dysfunkcją wzroku, obejmującą nie tylko opis wystawy, ale też audiodeskrypcję wybranych eksponatów.

Wystawa jest skierowana do każdego, bardzo zachęcamy do zwiedzania międzypokoleniowego. Można na niej dostrzec zarówno to, co jest w dzieciństwie uniwersalne, ponadczasowe, jak i to, jak bardzo na przestrzeni kilkudziesięciu minionych lat nasz świat się zmienił. Dla wielu dzieci zaskoczeniem może być fakt, że choć o PRL-u uczą się dziś w szkole, to wszystko działo się bardzo niedawno temu i pamiętają to dobrze ich rodzice lub dziadkowie i pradziadkowie.

Zmiany zaszły jednak w tym czasie ogromne.

I zachodzą coraz szybciej. Ja na potrzeby wystawy musiałam sobie na przykład przypomnieć, jak się przegrywało kasety. Wiele rzeczy wokół nas zmienia się bardzo szybko, ale jest w tym też pewna ciągłość. Nasza opowieść jest osadzona w długim trwaniu historii dzieciństwa.

W Misji i Wizji Muzeum Krakowa zapisano m.in., że słuchamy miasta, ale też jesteśmy miejscem spotkań i dialogu o historii i współczesności. Mam nadzieję, że ta wystawa taka dokładnie będzie.

Wystawę "Trzepaki, Reksio, Atari" można oglądać w Muzeum Nowej Huty (Kraków, os. Centrum E 1), oddziale Muzeum Krakowa od 17.02.2023 do 7.01.2024

Więcej o: