- Myślę, że wszystko wynika z bałaganu. Najpierw z nami rozmawiano na temat promocji szczepień i myśmy się, wielu aktorów seniorów, zgodzili się na tę promocję. Mieliśmy być szczepieni po medykach, powiedziano nam, że prawdopodobnie będziemy szczepieni ok. połowy lutego - powiedziała w "Faktach po faktach" TVN24 Krystyna Janda.
Aktorka doprecyzowała, że rektorowi WUM prof. Zbigniewowi Gaciongowi, podała "listę kolegów, którzy zgodzili się być ambasadorami szczepień". Dodała, że prof. Gaciong znał osoby z fundacji Jandy, które zgłosiły się do promocji szczepień. Chodzi o osiem osób. - Przyszliśmy 29 grudnia do teatru na próbę i ktoś z tej przychodni zadzwonił, że jest kłopot, jest otworzona szczepionka, jest pusto. Zapytano, czy możemy przyjechać i się zaszczepić - mówiła Janda.
Jak dalej opisywała, następnie pojechała z grupą seniorów z jej fundacji do przychodni. - Pytaliśmy, czy nikomu nie zabieramy szczepionki, powiedziano nam, że absolutnie nie, że jest zawirowanie przez okres świąteczny, wielu ludzi wyjechało - mówiła.
Janda stwierdziła, że w punkcie szczepień "nie było absolutnie kogo". - Siedziały pielęgniarki, lekarze, nie było nikogo, zaszczepiliśmy się w ciągu 15 minut i po nas nie było widać ludzi, którzy wchodzą - powiedziała. - Jeśli któryś z medyków czy lekarzy uważa, że zabraliśmy mu jego szczepionki, to bardzo przepraszam. Zrobiliśmy to bez świadomości, mając też pełną wiedzę, że ta kampania reklamowa jest bardzo potrzebna w Polsce - dodała.
***
Szczepionka przeciw COVID-19 pozwoli nam pokonać pandemię, wrócić do normalności i ochronić życie i zdrowie wielu osób. Poniżej zamieszczamy pakiet niezbędnych i najważniejszych informacji o szczepieniach udostępnionych przez Światową Organizacją Zdrowia.