Mirosław Rogalski z końcem marca 2021 roku przestał być pracownikiem Polskiego Radia - jego umowa o pracę wygasła i nikt mu jej nie przedłużył. Rok po tym, jak wziął udział w feralnej konferencji prasowej, w czasie której przytaczał rzekome dowody na to, że wyniki głosowania w 1998. Liście Przebojów Trójki były sfałszowane, przyznaje w wywiadzie z Wirtualnymi Mediami: "To zła decyzja, że przyszedłem do Trójki" i dodaje, że ma żal, iż jego przyszły dyrektor nie uprzedził go o napięciach w zespole.
Mirosław Rogalski jest przypadkiem zastępcy dyrektora, z którym na fali wspomnianej konferencji współpracy odmówił zespół redakcyjny Trójki. Sam mówi, że była to "strata wizerunkowa, którą poniósł" i dodaje, że decyzję o anulowaniu wyników głosowania podjął ówczesny dyrektor Trójki, Tomasz Kowalczewski - o czym poinformował go w środku nocy.
Niemniej Rogalski twardo obstaje na stanowisku, że dostarczone mu dane pochodzące od informatyków Polskiego Radia wskazują, iż piosenka "Twój ból jest lepszy niż mój" nie powinna była wygrać 1998. notowania LP3. Dodaje też, że jako osoba, która wychowała się na Trójce i zawdzięcza jej miłość do radia, czuł się zaskoczony tym, jak mało osób głosowało:
Dla mnie Lista Przebojów to absolutna lista straconych szans. Bo co to jest 1500 głosów oddanych w internecie na piosenkę, która jest na pierwszym miejscu. Myślałem, że za pierwszym miejscem stoją dziesiątki tysięcy głosów. Okazało się, że popularność audycji malała.
Dopytywany twierdzi, że Marek Niedźwiecki "na pewno miał duży wpływ" na to, na których miejscach listy pojawiają się poszczególne piosenki. I dodaje, że nie rozumie, dlaczego szumnie zapowiadany audyt Listy Przebojów Trójki nie powstał:
Otrzymałem polecenie i wykonałem zadanie. Gdybym miał cień wątpliwości, że sprawa jest jednak naciągana, to bym się tego nie podjął. Materiał był i nadal jest wiarygodny. I nie mogę zrozumieć, dlaczego ciągle nie ujrzał światła dziennego. Słuchacze mają do tego prawo.
Twierdzi też, że gdyby nie konferencja, to Kuba Strzyczkowski pewnie nie pisałby potem na profilu Trójki o tym, że redakcja odmawia współpracy:
Gdybym nie wystąpił na tej konferencji, to pewnie nie byłoby takiego oświadczenia. A poza tym ja byłem mało ważny. Tam toczyła się wojna między zespołem a prezes Kamińską.
Z perspektywy czasu uznaje, że decyzja o podjęciu pracy w Trójce była błędna i podjął ją, bo nie znał realiów, w jakich funkcjonuje rozgłośnia:
Czułem się tym bardziej rozczarowany, gdy po tylu latach wróciłem do Trójki. Okazało się, że trafiłem w oko cyklonu. Tam toczyły się w ostatnich latach jakieś wojny w zespole, rządziły koterie, nie było jednomyślności. To było straszne. Pomyślałem, że to zła decyzja, że przyszedłem do Trójki i mam żal, że mój przyszły dyrektor mnie wcześniej o tym nie uprzedził.
Nie chciał rezygnować z pracy po trzech tygodniach, sam jednak zauważył, że szybko dyrektorem był już tylko "na papierze" i czuł się jak outsider, kiedy na stanowisku dyrektora znajdowali się zarówno Kuba Strzyczkowski, Michał Narkiewicz-Jodko jak i Paweł Kwieciński. Twierdzi jednak, że sam wychowywał się na Trójce i dzięki niej kocha radio. Dodaje też, że był zaskoczony tym, jak mało głosów było oddawanych w głosowaniu na LP3.
Dobrych doświadczeń nie miał też jako szef Studia Reportażu i Dokumentu Polskiego Radia, które przejął na jesieni ubiegłego roku i szefował mu siedem miesięcy. Po pierwsze twierdzi, że kiedy apelował o zmiany godzin emisji materiałów reporterskich "odbijał się od ściany". "Nawet jako redaktor naczelny Studia Reportażu nie miałem wiele do powiedzenia, jeśli chodzi o godziny emisji reportażu, które ciągle się zmieniały" - oznajmia i dodaje, że trudno było mu działać, bo już na samym początku zetknął się z niechęcią zespołu, który jego zdaniem "nie chciał wyjść ze strefy komfortu".
Jego byli pracownicy oceniają go jako osobę "niekompetentną" i zarzucają dokonanie "masakry redakcji reportażu" oraz to, że "zostawił po sobie ugór i połowę zespołu, który jest wykończony psychicznie". Przypomnijmy, kilka dni temu Agnieszka Walewicz, która była długoletnim sekretarzem redakcji Studia Reportażu i Dokumentu Polskiego Radia, opisała powody, dla których postanowiła odejść z Polskiego Radia. W jej wpisie pojawił się duży fragment poświęcony właśnie współpracy z Rogalskim.
"Nie wiem, czy można było znaleźć kogoś, kto miałby mniejsze kompetencje osobowościowe do kierowania zespołem ludzkim??? Przez dwa miesiące odbyłam dziesiątki absurdalnie przygnębiających rozmów, starając się bronić zdrowego rozsądku, dziennikarskiej uczciwości, warsztatu, ale również granic osobistych każdego z nas. Poległam, kiedy w październikowym tygodniu protestów kobiet wszystkie (WSZYSTKIE) nasze odcinki w Trójce i Jedynce miały być w wymowie antyaborcyjne. Poczułam, że przekraczam Rubikon. Że współpracując z tym panem, nie ratuję dziedzictwa i redakcji, a wręcz pomagam mu je niszczyć" - napisała. Poprosiliśmy kilka dni temu Monikę Kuś z Zarządu Polskiego Radia o komentarz w tej sprawie, do tej pory nie otrzymaliśmy od niej odpowiedzi.
Rogalski z kolei twierdzi, że o nic takiego nie prosił i emitowano w tamtym czasie materiały archiwalne. Dodaje też, że wielu członków zespołu "odcinało kupony od tego, co zrobili wcześniej" i szło po najmniejszej linii oporu, kiedy szło o wybrane do reportaży tematy - stąd opory wobec jego planów. "Starałem się naprawić wszystkie zaniechania, które narosły w ostatnich latach w Studiu Reportażu. I to spotkało się z oporem zespołu i z małym zainteresowaniem pani prezes". Ocenia też, że w Poslkim Radiu potrzebny jest ktoś, kto ma umiejętności menadżerskie i zmysł dziennikarski. "Dziś to jest radio straconych szans" - twierdzi.
W trakcie rozmowy z Wirtualnym Mediami dodaje też, że jego pomysłów nikt nie chciał słuchać - zarówno w przypadku Trójki, jak i Studia Reportażu:
Nie wziąłem pod uwagę tego, że kimkolwiek bym był, to i tak mnie zlekceważą. (...) Nikt nie chciał poznać moich pomysłów na podniesienie słuchalności. I przyszedł koniec marca i skończyła się praca dla Polskiego Radia. Uważam, że dobry obyczaj nakazuje, by przynajmniej wyjaśnić pracownikowi, dlaczego spółka się z nim rozstaje. Zabrakło rozmowy. Dostałem telefon z kadr, że mnie nie ma.