31 "Prawdziwych Polaków" odesłało książki Olgi Tokarczuk. Wulgarne hasła i pocięte kartki

"Trudno jest zrozumieć nienawiść. Szczególnie tę, którą wykreowało kłamstwo i manipulacja. Szczególnie tę, której ofiarami padają niewinni. Przepraszamy za naiwność - wydawało nam się, że napompowana przez media akcja odsyłania książek Noblistce nie znajdzie żadnego odzewu" - czytamy we wpisie, który we zamieściła na Facebooku Fundacja Olgi Tokarczuk. Poinformowano w nim również, że na adres fundacji książki wysłało 31 osób, a na okładkach dzieł noblistki umieszczono wulgarne hasła.

"Ile można powtarzać, że Olga Tokarczuk nie porównała Polski do Białorusi w wywiadzie dla 'Corriere della Sera'? Przecież prostodusznie, ale szczerze uważaliśmy, że żyjemy w kraju ludzi myślących. Owszem, nie jesteśmy aż tak naiwni, by nie widzieć dramatycznego podziału społecznego, pogłębiającego się na skutek diabolicznego przyzwolenia na agresję wobec drugiego człowieka (...). Widzimy i przeraża nas mało subtelna próba ekshumacji skompromitowanej idei Prawdziwego Polaka. Mimo to przypuszczaliśmy, że ufundowana na kłamstwie prowokacyjna akcja internetowych trolli nie znajdzie posłuchu" - napisali przedstawiciele Fundacji Olgi Tokarczuk.

Do Fundacji Olgi Tokarczuk książki wysłało 31 osób. Na okładkach znalazły się obraźliwe hasła i wulgaryzmy

Jak poinformowali, 31 "Prawdziwych Polaków" postanowiło odpowiedzieć na wystosowany w internecie apel i odesłać książki noblistki. Na ich okładkach umieszczono wulgaryzmy oraz obraźliwe hasła ("Targowica", "Nie szkaluj Polski", "Odebrać obywatelstwo i na Białoruś wysłać"). Kartki jednej z książek po prostu pocięto.  

"Nienawiść znalazła ujście w okrutnej przemocy wobec słów, myśli i wolności drugiego człowieka. W pogańskim rytuale unicestwienia książek - zbrukania idei, której ludzkość zawdzięcza tak wiele. Nieprzypadkowo jednym z najczarniejszych dni w historii początku państwowej polityki nazistowskiej był 10 maja 1933 roku, kiedy studenci największych niemieckich uczelni, inspirowani i wspierani przez wielu partyjnych notabli i profesorów palili na ogromnych stosach tysiące książek autorów znienawidzonych przez dyktaturę. Przerażający realizm symboliczny niszczenia pamięci zbiorowej i dewastacji podstawowych wartości wolnych społeczeństw, ten chory obrzęd nienawiści, był ostatnim krokiem przed masową eksterminacją milionów ludzi. Mamy dla was złą wiadomość - za takie czyny idzie się do piekła. Wstydźcie się" - czytamy we wpisie. 

Zobacz wideo Popkultura odc. 82

"Jeśli myślicie, że nadsyłając anonimowo książki pozostajecie anonimowi - mylicie się. Jeśli myślicie, że zniszczenie tych książek uniemożliwi przeprowadzenie aukcji charytatywnej - mylicie się jeszcze bardziej. Zgodnie z obietnicą: książki - przede wszystkim właśnie te okaleczone - trafią na licytację. Dochód z niej przeznaczymy dla organizacji wspierających społeczność LGBT+" - dodali przedstawiciele fundacji. 

Udział w akcji zapowiedział już reportażysta Mariusz Szczygieł. "Wierzę, że w przyszłości Olga Tokarczuk będzie miała swoje muzeum. Jeśli uda mi się wygrać licytację, wtedy ja lub moi spadkobiercy przekażemy te dowody nienawiści i głupoty do tegoż muzeum" - napisał pod postem. 

"Odeślij Oldze książkę" to akcja zainicjowana przez prawą stronę polskiego internetu 

Akcję "Odeślij Oldze książkę" prawicowa część internetu zainicjowała na początku czerwca, w reakcji na wywiad, którego Olga Tokarczuk udzieliła włoskiemu dziennikowi "Corriere della Sera". O szczegółach rozmowy pisał korespondent "Gazety Wyborczej". Noblistka powiedziała wówczas, że "kiedy nasilały się represje reżimu Łukaszenki przeciw manifestantom, nie zrobiono wiele". - Teraz, po porwaniu opozycjonisty [Romana Protasiewicza - red.] z samolotu, który zmuszono do wylądowania w Mińsku, cała Europa rzuciła się, by domagać się sprawiedliwości. Jest chyba jednak za późno. Bezsilny krzyk Białorusi pozostanie w naszych głowach przez lata - podkreśliła.

Należy w tym momencie przypomnieć, że Tokarczuk wcale nie powiedziała, że Polska ma taki sam ustrój jak Białoruś. Oceniła natomiast, że UE nie zareagowała odpowiednio szybko i stanowczo na działania polskiego rządu m.in. w kwestii dyskryminacji osób LGBT. Kontrowersje wzbudził przede wszystkim tytuł, pod którym ukazała się rozmowa: "La Bielorussia come la Polonia: pagano la lentezza dell’Europa", co oznacza "Białoruś jak Polska: płaci za opieszałość Europy".

Pisarka mówiła również o sytuacji osób LGBT w Polsce. - Trwa dziki atak na osoby i społeczność LGBT, a różne gminy pozwalają sobie nawet na określanie się "strefami wolnymi od LGBT". To jest wbrew duchowi Unii Europejskiej i przede wszystkim stanowi zaprzeczenie praw człowieka - stwierdziła.

Więcej o: