Vega chce nakręcić film o Kamilu Durczoku. Była żona: Najgorzej

Pojawiły się doniesienia, jakoby zafascynowany "tym, jak bardzo można w życiu upaść, mając wszystko" Patryk Vega planował nakręcić biografię Kamila Durczoka, w którym upatruje "postać rodem z Dostojewskiego". Zapytana o ten pomysł była żona dziennikarza, Marianna Dufek stwierdziła kategorycznie: "Jak najgorzej oceniam twórczość tego reżysera".

Kamil Durczok zmarł niespodziewanie w połowie listopada 2021 roku. 53-letni dziennikarz zmagał się z przewlekłą chorobą, zgon nastąpił w wyniku zaostrzenia objawów i zatrzymania krążenia. W przeszłości chorował na nowotwór, a swoje zmagania z chorobą opisał w książce "Wygrać życie".

Zobacz wideo Patryk Vega zrobił nowego "Pitbulla". Zaskoczył zwiastunem

Vega planuje film o Durczoku, była żona: Nie mamy o czym rozmawiać

Choć sam Patryk Vega nie mówił sam na ten temat, to tajemniczy informator Pudelka uczynnie donosi, że reżyser ma być bardzo zainteresowany biografią Kamila Durczoka. "Patryk jest zafascynowany tym tematem w sensie psychologicznym i socjologicznym. Tym, jak bardzo można w życiu upaść, mając w życiu wszystko. Historia człowieka, który miał duży pierwiastek autodestrukcji w sobie. Zdaniem Patryka Kamil Durczok to postać rodem z Dostojewskiego. A to wszystko historia jego kariery, wzlotów i upadku na tle blichtru show-biznesu: wielkie pieniądze, ludzie z pierwszych stron gazet, politycy, narkotyki, kobiety, molestowanie, alkohol i płatna miłość" - opowiedziała osoba, która podaje się za znajomego reżysera.

W tej sprawie do Marianny Dufek, która była żoną Kamila Durczoka od 1995 do 2017 roku, zwrócił się "Fakt" i poprosił ją o komentarz. Dziennikarka podkreśliła, że nie traktuje tych doniesień poważnie, ponieważ doniesienia pochodzą od anonimowego informatora, a nie samego filmowca. I dodała ostro:

Myślę, że Kamil nie zasłużył sobie na to, żeby Vega robił o nim film. Doprecyzowując - jak najgorzej oceniam twórczość tego reżysera. I nie mamy o czym ze sobą rozmawiać.  

Nie da się zaprzeczyć, że życiorys Kamila Durczoka był bardzo bogaty. Pracę w mediach zaczynał w radiu: najpierw w studenckim radiu Egida, potem w Radiu Katwoice - w wieku 24 lat został dyrektorem i redaktorem katowickiego radia TOP FM. W 1993 roku zaczął pracę w TVP - najpierw w oddziale regionalnym, później już na antenie ogólnopolskiej. Z telewizją publiczną związany był do 2006 roku. W TVN pracował jako prowadzący i redaktor naczelny "Faktów", współpracował z radiową Trójką i radiem RMF FM, gdzie prowadził kolejno "Salon polityczny Trójki" i "Kontrwywiad RMF FM", później był też gospodarzem programu "Durczokracja" w Polsat News. Z jednej strony był laureatem wielu nagród, takich jak Grand Press dla dziennikarza roku, Złotej Telekamery, Wiktora czy Złotego Krzyża Zasługi za dokonania w Telewizji Polskiej.

Więcej informacji ze świata na stronie głównej Gazeta.pl

Z drugiej strony w lutym 2015 roku tygodnik "Wprost", dla którego Durczok pisał felietony w 2012 roku, opublikowano artykuły "Ukryta prawda" i "Ciemna strona Kamila Durczoka", w których podano, że dziennikarz jest uzależniony od substancji psychoaktywnych i dopuszcza się mobbingu, a także molestowania seksualnego w "jednej z dużych stacji telewizyjnych".

W marcu 2015 roku TVN rozwiązał z nim kontrakt za porozumieniem stron z zastrzeżeniem, że do 2016 roku dziennikarza obowiązuje zakaz konkurencji. Durczok pozwał wydawców "Wprost" i autorów publikacji na jego temat za "naruszenie dóbr osobistych i prywatności". Wygrał prawomocnie trzy procesy, ostatecznie opublikowano na łamach pisma przeprosiny, przyznano mu 150 tys. zadośćuczynienia (kwota ta początkowo miała wynosić pół miliona).

Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina. 

Po rozstaniu z TVN-em Durczok uruchomił górnośląski portal informacyjny Silesion.pl, który działał od października 2016 roku do kwietnia 2019 roku w związku z brakiem płynności finansowej. Potem Durczok prowadził szkolenia dotyczące działań w sytuacji kryzysu wizerunkowego, w 2021 roku uruchomił z kolei aplikację Durczokracja.

W 2019 roku doprowadził do kolizji - był pod wpływem alkoholu. Został skazany na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata, trzy tysiące grzywny, 30 tys. zł na Fundusz Pomocy Pokrzywdzonym i zakaz prowadzenia na pięć lat. W 2021 roku usłyszał zarzuty podrobienia podpisu byłej żony na wekslu i papierach kredytowych, a także wyłudzenia kredytu na 3,2 mln z 2008 roku i pożyczki hipotecznej - groziło mu od 5 do 25 lat więzienia. Przyznał się do podrobienia podpisu, ale nie wyłudzenia kredytu i pożyczki. Musiał zapłacić 200 tys. poręczenia majątkowego, dostał zakaz opuszczania kraju i kontaktowania się z byłą żoną oraz pracownikami banku, którzy byli świadkami w jego sprawie. Zastosowano wobec niego dozór policji.

W swoim ostatnim wywiadzie Durczok, którego udzielił portalowi Plejada, przyznał, że cierpiał na uzależnienie od alkoholu. - Kolizja uświadomiła mi to, że jednak jest coś, z czym sobie nie radzę. To był największy błąd mojego życia. Nie da się tego w żaden sposób usprawiedliwić. Podstawowy problem każdego alkoholika polega na tym, że najpierw musi przyznać się sam przed sobą, że jest chory. Bez tego nie da się zacząć leczenia. A mechanizm wyparcia jest bardzo silny. To największy wróg - mówił. Choć przyznał, że jazda po alkoholu była błędem i był gotów ponieść za to karę, to nie rozumiał "czysto złośliwego zarzutu sprowadzenia niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym", który jego zdaniem został postawiony na czyjeś polecenie.

Opowiedział też o problemach ze zdrowiem i życiu prywatnym oraz zawodowym. Podkreślał, że najbardziej brakowało mu "dziennikarskiego szczytu". - Czuję to zwłaszcza dziś, gdy patrzę na to stado baranów, które w znakomitej większości niesłusznie uważa się za dziennikarzy - mówił i podkreślał, że chciałby zrobić wiele rzeczy zdecydowanie lepiej i jest dumny ze swojej dotychczasowej pracy. Podkreślił też, że kiedy wybuchła afera o mobbing, "Fakty" były całym jego życiem i zapłacił za to wysoką cenę. - Jedyne, o co mam do siebie pretensje, to o to, że uważałem, że każdy z mojej pięćdziesięcioosobowej redakcji powinien mieć takie podejście do tego zawodu jak ja. To nie było w porządku - podkreślał.

Więcej o: