Po kilku miesiącach prawnych sporów i negocjacji Elon Musk oficjalnie stał się właścicielem portalu społecznościowego Twitter. Choć miliarder próbował wycofać się z umowy jeszcze tego lata, został prawnie zmuszony do jej dotrzymania. Kilka tygodni przed ostatecznym rozpatrzeniem sprawy ponownie złożył propozycję kupna firmy za około 44 miliardy dolarów, odpowiadających pierwotnej ofercie złożonej wiosną. Transakcja doszła do skutku w czwartek 27 października. Jakie są konsekwencje tej decyzji?
Więcej ciekawych tekstów znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Od czasu przejęcia portalu przez kontrowersyjnego inwestora zaobserwowano przypływ anonimowych kont, zakładanych wyłącznie w celu testowania granic nowej polityki prywatności. Musk już wiosną zapowiadał, że jeśli zostanie właścicielem Twittera, zadba o "wolność słowa" i złagodzi regulamin.
Według danych Network Contagion Research Institute, organizacji zajmującej się monitorowaniem szkodliwych internetowych trendów, zaledwie 12 godzin po dopełnieniu formalności przez miliardera, użycie rasistowskich obelg na Twitterze wzrosło o ponad 500%. The Washington Post odkrył, że jest to zasługa w większości anonimowych kont trolli, zachęcających użytkowników do nadużywania n-word, traktujących Muska jako "absolutystę wolności słowa" i traktujących zmianę na stanowisku szefa portalu jako zielone światło do promowania rasizmu i bigoterii.
Osoby korzystające z Twittera, pochodzące w szczególności ze środowisk prawicowych, wyraziły też nadzieję, że zmiana w strukturach organizacyjnych poskutkuje przywróceniem zbanowanych do tej pory kont, m.in. profilu Donalda Trumpa, zablokowanego ze względu na naruszanie standardów "mową nienawiści".
Głos w sprawie zabrał Yoel Roth, dyrektor ds. bezpieczeństwa na Twitterze i odniósł się do sytuacji w miniony weekend. Określił szkodliwe działania użytkowników jako "kampanię trollingową" i zapewnił, że polityka platformy mediów społecznościowych nie uległa zmianie.
Nie ma tu miejsca na nienawistne zachowanie. Podejmujemy kroki, aby położyć kres zorganizowanym wysiłkom mającym na celu przekonanie ludzi, że na nie zezwalamy.
- napisał Roth. 1 listopada zaktualizował oświadczenie.
Od soboty skupiamy się na reagowaniu na wzrost nienawistnych zachowań na Twitterze. Poczyniliśmy wymierne postępy, usuwając ponad 1500 kont i zmniejszając prawie do zera liczbę wyświetleń tych treści. Zmieniamy sposób egzekwowania zasad, ale nie samych zasad, aby usunąć pewne luki.
- poinformował w nawiązaniu do sytuacji, w których użytkownicy zgłaszający rasistowskie tweety otrzymywali komunikat, że nie naruszają one standardów społeczności. Roth wyjaśnił, że nieporozumienia mogą wynikać z niedoskonałości systemu i dodał, że jego zespół będzie na bieżąco informować o postępach w walce z internetowymi trollami. Podzielił się również dokładnymi danymi statystycznymi.
Według polityki Twittera użytkownicy nie mogą „zachęcać do przemocy wobec innych osób ani ich bezpośrednio atakować czy grozić im ze względu na rasę, pochodzenie etniczne, narodowość, orientację seksualną, tożsamość płciową, przynależność religijną, wiek, niepełnosprawność, lub inną poważną chorobę". Zdaniem Rotha nie jest to jednak równoznaczne z tym, że portal ma listę słów, które są zawsze zakazane. Największe znaczenie ma kontekst, w którym zostały użyte.
Wzrost przypadków stosowania mowy nienawiści nie jest jedyną konsekwencją przejęcia portalu przez Elona Muska. Jednym z pomysłów inwestora, mającym zwiększyć przychody, jest wprowadzenie abonamentu za utrzymanie niebieskiego oznaczenia, przynależnego zweryfikowanym kontom. To kontynuacja zeszłorocznego projektu Twitter Blue, który zakładał subskrypcję kosztującą 4,99 dolarów miesięcznie. Musk ma zamiar podnieść tę kwotę do 19,99 dolarów. Użytkownicy posługujący się zweryfikowanymi profilami, w tym m.in. pisarz Stephen King czy reporterka VICE Sophia Smith Galler, krytycznie odnoszą się do tego pomysłu.