Kroniki filmowe z czasów PRL ukazywały półki w sklepach czy GS-ach uginające się od towarów. I gigantyczne kolejki. Choć gazety i media huczały o dostępności i dostawach mięsa, cytrusów czy maku, prawda okazywała się mniej optymistyczna. Karp czy choinka miały być dostępne dość łatwo, przynajmniej w teorii, problemem okazywało się jednak zdobycie mięsa czy owoców cytrusowych, bakalii, a nawet rodzynek. Już kilka dni przed świętami półki w wielu sklepach świeciły pustkami, trzeba było się bardzo natrudzić, by zdobyć towary, które pozwoliłyby na przygotowanie tradycyjnych 12 potraw.
Więcej podobnych artykułów znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Wielogodzinne stanie w kolejkach po pomarańcze zaczynało się niejednokrotnie już w listopadzie. Tylko wtedy można było bowiem zdobyć owoce cytrusowe. Do dziś pomarańcze są symbolem Bożego Narodzenia. Zdarzało się, że po wielu godzinach stania w kolejce i tak nie udało się zdobyć tego, co znajdowało się na liście zakupów. Trzeba było improwizować. Z zakupionych produktów przygotowywało się dania wigilijne. Na stołach można było znaleźć śledzie w kilku różnych wersjach, karpia w galarecie, smażonego czy w occie, kapustę z grzybami, kutię i barszcz.
(...) na pewno uda się w każdym domu zgromadzić owe tradycyjne 13 potraw. Bo jeśli policzymy wszystko oddzielnie: chleb, zupę, kompot, zakąskę, kapustę, ciasto, kartofle itp. – trzynaście dań się uzbiera
– pisał w 1982 roku tygodnik "Kobieta i Życie".
Przedświąteczne zakupy w Hali Mirowskiej w Warszawie, 1971 rok Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Wbrew propagandzie, ze zdobyciem karpia również zdarzały się problemy. Niektóre zakłady pracy organizowały loterie, w których można było wygrać rybę. Sprzedawano żywe okazy, które potem na kilka dni lądowały w wannie. Zdarzało się kombinowanie i kupowanie towaru spod lady, często tylko w ten sposób udawało się zdobyć mięso. Więcej szczęścia mieli ci, którzy mieszkali na wsi lub mieli tam rodzinę i znajomych. Dzięki temu udawało się zdobyć nawet pół świniaka. W zakładach pracy organizowano też choinki, czyli zabawy świąteczne dla dzieci. Podczas spotkań wręczano paczki ze słodyczami i pomarańczami. Upominki wręczał Dziadek Mróz, którym władze ludowe chciały zastąpić Świętego Mikołaja, w czasach PRL-u nazywanego po prostu "Mikołajem". Zeświecczenie nie ominęło Bożego Narodzenia.
Choinkowa zabawa dla dzieci w Biurze Gastronomii Warszawskiej Spółdzielni Spożywców 'Społem' w Warszawie. Mikołaj i dzieci z paczkami świątecznymi, w których znaleźć można słodycze i pomarańcze, 1968 rok. Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Okres PRL-u to szczyt popularności sztucznych choinek. Żywe drzewko paradoksalnie o wiele łatwiej można było zdobyć w większych miastach. Sztuczne drzewka co prawda reklamowano jako "tak samo ładne, jak prawdziwe", ale zazwyczaj były to smętne i łysawe imitacje prawdziwych. By jakoś wyglądały, starano się je bogato zdobić. Na choinkach wieszano różne ozdoby, takie jak bombki w kształcie grzybów, Mikołajów, cukrowe laski, ozdoby ze słomy, anielskie włosy. Bombki, a przede wszystkim łańcuchy, przygotowywano też z papieru, wieszano szyszki znalezione w lesie, orzechy.
Święta Bożego Narodzenia w mieszkaniu Kingi i Jana Bzowskich, 1979 rok Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe