Emerytury w Polsce nie należą do najwyższych. Seniorzy w większości narzekają na swoje świadczenia, a do ich grona coraz częściej dołączają artyści i celebryci. Ich sytuacja jest nieco inna. Rzadko pracują na umowach uwzględniających składki ZUS. O zabezpieczenie swojej przyszłości są więc zmuszeni zadbać sami lub pracować również po osiągnięciu wieku emerytalnego.
Warto jednak zaznaczyć, że w minionych czasach o składkach nie mówiło się tyle, co dziś. Wspomniała o tym w rozmowie z "Super Expressem" Beata Tyszkiewicz.
"Kiedyś nikt nam nie mówił o żadnych składkach, ubezpieczeniach" - usprawiedliwiała się aktorka.
Artystka zaznaczyła, że gdyby nie aktywność zawodowa, nie byłaby w stanie się utrzymać. Opowiadała w rozmowie, że jej emerytura to zaledwie 1300 złotych. Co prawda po waloryzacjach kwota mogła urosnąć, jednak nadal nie jest to zapewne zawrotna kwota.
Tyszkiewicz nie chce narzekać, jednak przyznaje, że nie jest to najprzyjemniejsza sytuacja.
"Emeryturę mam niską, ale mówiąc o tym, nie biadoliłam, bo ludzie mają niższe. Tylko że to po 60 latach pracy przeszło... " - podkreśla Tyszkiewicz.
Wśród gwiazd, które narzekały w mediach na wysokość świadczeń, znalazła się między innymi Maryla Rodowicz. W trakcie pandemii wokalistka przyznała, że brak koncertowania sprawia, że nigdy wcześniej nie żyła tak biednie. Z emerytury nie była w stanie się utrzymać.
W podobnej sytuacji jest także Karol Strasburger. Aktor i prowadzący "Familiadę" dostaje od państwa dwa tysiące złotych, co "nie pozwala mu normalnie funkcjonować". Krzysztof Cugowski z Budki Suflera może liczyć na świadczenie o wysokości tysiąca złotych, z kolei emerytura Teresy Lipowskiej wynosi o nieco ponad dwa razy tyle.
Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl