Oscary 2023. Hugh Grant z nietypowym żartem: Wyglądam jak moszna

Andie MacDowell i Hugh Grant wręczyli Oscara za scenografię ekipie "Na Zachodzie bez zmian". Od werdyktu ciekawsze było przemówienie aktora, który brutalnie zażartował ze swojego wyglądu. Zaczął się śmiać, że kiedy stoi obok swojej koleżanki z planu, doskonale widać, dlaczego trzeba używać kremów z filtrem.

Andie MacDowell i Hugh Grant w 1994 roku zagrali razem w filmie "Cztery wesela i pogrzeb", który zyskał status kultowego. Widzowie pokochali historię trochę niezdarnego i niezręcznego Charlesa, który nagminnie spóźnia się na wesela i śluby, nawet wtedy, kiedy sam jest świadkiem. Co ciekawe, reżyser filmu nie chciał na początku obsadzić w tej roli Granta, bo uważał, że aktor jest zbyt przystojny. 

Zobacz wideo "Glass Onion". Film z serii "Na noże" - 2 część przygód detektywa Benoit Blanca, w którego wciela się Daniel Craig [ZWIASTUN]

Oscary 2023. Hugh Grant: Trzeba używać kremów. Wyglądam jak moszna

Podczas 95. gali rozdania Oscarów Hugh Grant i Andie MacDowell pojawili się razem na ekranie po dłuższej już przerwie. Brytyjski aktor, który gościnnie zagrał w nominowanym za scenariusz filmie "Glass Onion", uznał, że skoro przyszło mu wręczać nagrodę w kategorii artystycznej, w swoim przemówieniu także nawiąże do estetyki. Hugh Grant absolutnie się nie patyczkował. Nim ogłosił z MacDowell werdykt Amerykańskiej Akademii Filmowej, wypalił:

Jesteśmy tu m.in., by zwiększyć świadomość tego, jak ważne jest, by używać dobrego kremu nawilżającego i kremu z filtrem. Andie używa go codziennie i wygląda olśniewająco, ja nie robię tego wcale i wyglądam jak moszna.

Ostry żart padł nie bez powodu. Po "Czterech weselach i pogrzebie" Hugh Grant został wszak niekwestionowanym królem komedii romantycznych i ulubieńcem publiczności. Przez lata był naczelnym amantem światowego kina i grywał tak na dobrą sprawę różne warianty tego samego bohatera. Sam przyznał, że w pewnym momencie zaczął przyjmować role, których już nie powinien.

Więcej informacji ze świata znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl

W rozmowie dla magazynu "The Hollywood Reporter" wyznał, że gdyby wcześniej wiedział to, co wie teraz, inaczej dobierałby role. - Chyba każda decyzja, którą podjąłem, była zła - stwierdził i dodał:

Po "Czterech weselach i pogrzebie" świat stał przede mną otworem. Powinienem był wybierać interesujące propozycje i robić inne rzeczy. Tymczasem, powtarzałem się, grając praktycznie identyczne postacie chyba 17 razy z rzędu.

Przyznał też, że chociaż odniósł sukces w połowie lat 90., i tak zgadzał się na prawie każdą rolę, bo nie mógł się pozbyć niepokoju towarzyszącego mu, od kiedy był bezrobotnym aktorem. "Im gorsza była rola, tym szybciej się zgadzałem" - powiedział. Grant nie ukrywa, że jego czas jako bohatera komedii romantycznych już przeminął:

Zrobiłem się za stary, za brzydki i za gruby, żeby nadal w nich grać.

Dopiero w ostatnich latach udało mu się zerwać ze starym wizerunkiem: aktor coraz częściej wciela się w negatywnych bohaterów i zdaje się, że na planie takich filmów jak "Dżentelmeni" i "Gra fortuny" (oba wyreżyserował Guy Ritchie) bawił się doskonale. Ostatnio zagrał także małą rolę w nominowanym do Oscara za scenariusz filmie "Glass Onion". Jego epizod wywołał zresztą dużo emocji wśród widzów. Wcielił się bowiem w Philipa, z którym główny bohater Benoit Blanc (Daniel Craig) mieszka.

Wiele osób zastanawiało się, jaka relacja ich łączy. Chociaż fabuła filmu mogła sugerować, że mężczyźni są w związku, to nie zostało to wprost nazwane. Część fanów zatem przypuszczało, że, są znajomymi lub krewnymi. Wszelkie spekulacje uciął sam Hugh Grant w rozmowie z portalem Coolider:

Tak, to prawda, jestem mężem Jamesa Bonda. (...) To bardzo mały epizod. Naprawdę nie wiem, dlaczego wymyślili to w ten sposób, ale tak czy inaczej, pomyślałem, że pierwsza część "Na noże" była genialna, więc stwierdziłem, że dlaczego nie? Pojawiłem się [na planie] na kilka godzin.
Więcej o: