Był dla Czubaszek miłością większą, niż jej mąż i Woody Allen. Kabareciarza zgubił alkohol

Był nie tylko znakomitym satyrykiem, aktorem, kabareciarzem i autorem licznych powiedzonek, które na stałe przeniknęły do polszczyzny, ale też stałym klientem barów w Warszawie, gdzie wypalił niezliczoną ilość papierosów, popijając przy tym mocny trunek. To właśnie nałóg, pozornie niewinny towarzysz wielu przedstawicieli środowiska artystycznego, sprawił, że musiał zejść ze sceny. Również tej życiowej.

Maria Czubaszek twierdziła, że na liście jej życiowych miłości zajmuje pierwsze miejsce. Wyprzedził nie tylko Woody'ego Allena, ale też zamykającego podium męża satyryczki. Ceniła go nie tylko ona, ale miliony Polaków, w których codziennej polszczyźnie zapisał się już na zawsze jako twórca używanych do dziś powiedzonek.

OFERTY AVANTI24: Ta biżuteria skradła serca kobiet. Naszyjnik z kamieniem miłości jest idealny na prezent

Radio, film i teatr - wszędzie z ironią i humorem

Dobrowolski był synem brązowego medalisty olimpijskiego w szermierce - Władysława Dobrowolskiego - ale sam zamiast sportu wybrał sztukę. Początkowo stawiał na klasycznie rozumiany teatr i po ukończeniu PWST w 1954 roku grywał na deskach Teatru Ludowego i Narodowego. Trzy lata później podjął przełomową dla historii polskiej satyry decyzję o utworzeniu kabaretu Koń, którego enigmatyczna nazwa zastanawiała odbiorców.

Może być statek przetwórnia Fryderyk Chopin, może być spółdzielnia krawiecka im. Bohaterów Getta, może więc być kabaret Koń.

- tłumaczył jednak Dobrowolski. Nie bał się szydzić z autorytetów, konformistów i władzy i mimo kłopotów z cenzurą docierał do Polaków punktując wszystko, co musiało zostać wypunktowane. Był także autorem chwytliwych powiedzonek, które szybko przyjęły się w codziennych rozmowach. "Dzień dobry, jestem z Kobry", "to nie moja broszka", "dla mnie bomba" czy też "brawo, Jasiu" - to wszystko zasługa Dobrowolskiego. Związany był również z kinem - Wojciech Lada pisał w "Uważam Rze", że grywa role drugoplanowe w pierwszoplanowych filmach i choć mniej znaczące, to zawsze zapadające w pamięć. Tak było w przypadku "męża, z zawodu dyrektora" w "Poszukiwany, poszukiwana".

Zobacz wideo Tomasz Sianecki o "świstakach" z TVN24 i początkach Szkła Kontaktowego

Dobrowolski sprawdzał się także jako reżyser teatralny i kierownik redakcji rozrywki w telewizji. To dzięki niemu Polacy mogli zobaczyć na ekranach Kabaret Starszych Panów. Od lat 70. działał jako radiowiec, porywając się na niecodzienne wstawki. Słuchaczy informował, że "stołeczne przedsiębiorstwo oczyszczania miasta było zaskoczone pierwszym śniegiem. Zaskoczenie było tym większe, że pierwszy śnieg spadł w tym roku po raz drugi". Jego audycję, "Decybel", zdjęła z anteny władza, gdy zorientowała się, że to w nią uderza część żartów.

Obojętnie czy na estradzie, czy w radiu, czy poprzez teksty pisane. Nikt, tak jak on, nie potrafił opisać PRL-owskiej rzeczywistości. Nie chodzi tylko o jego fenomenalne zdolności aktorskie czy teksty, które napisał dla siebie i kolegów, ale także o zaproponowanie zupełnie nowej formy sztuki kabaretowej. Jego humoru nie da się z niczym porównać. To była piekielna, błyskawiczna riposta, podkreślenie jednym słowem, coś, co obezwładniało.

- tak opisywał jego twórczość Roman Dziewoński.

Połączyła ich miłość do absurdu

Podobnego zdania była Maria Czubaszek, która żartobliwie zwykła mówić, że ceni go bardziej, niż męża. To dzięki niemu podjęła decyzję o ukierunkowaniu swojej kariery w taki, a nie inny sposób.

Był nie tylko wspaniałym reżyserem i aktorem. Namówił mnie do pisania.

- mówiła w Polskim Radiu. Później, pod koniec lat 80., stworzyła z nim pełne absurdalnych, ale błyskotliwych dialogów słuchowisko "Dym z papierosa". Przez łącznie dziesięć godzin (42 odcinki) nadawanych w Programie Trzecim Polskiego Radia (początkowo w "Ilustrowanym Tygodniku Rozrywkowym" pod innym tytułem) wyjaśniali najbardziej nielogiczne kwestie i śpiewali uzupełniające główną oś fabularną piosenki. W każdym odcinku bohaterowie przychodzili z wizytą do pana Kazia, w którego wcielał się Wojciech Pokora. Dobrowolski zagrał ikonicznego Jerzego Jurka. Później współpracował z Czubaszek przy skeczach jej autorstwa - "Serwus jestem Nerwus" i "Dzień dobry jestem z Kobry".

Nie zabiła go tandetna rozrywka

W połowie lat 80. legenda, którą budował Dobrowolski zaczęła gasnąć. Nie udawało mu się realizować dalszych pomysłów na kabaret, co było spowodowane "bezprawiem rządzących", jak pisał Roman Dziewoński, nazywając ten etap kariery satyryka zwyczajnie smutnym, ale też zmianami na scenie i uzależnieniem od alkoholu.

Tragedia. Nie ma już szansy dotarcia ze słowem do publiczności. Płytka, tania, tandetna rozrywka - tak. Myśl, słowo - nie.

- pisał w 1985 roku Dobrowolski. Początkowo nie pozwalał jednak, by stracił profesjonalizm przez chorobę alkoholową. Nie spóźniał się na próby i nie pił w ich trakcie, jednak poza sceną popadał w coraz większą depresję, odsuwając się stopniowo od artystycznego środowiska. Podejmował bezskuteczne próby leczenia u dr Dąbrowskiej z Poradni Odwykowej w Świnoujściu. Na odrobienie strat, jakie choroba uczyniła w jego organizmie, było już jednak za późno. Zmarł w wieku zaledwie 57 lat w lipcu 1987 roku.

Więcej o: