Choć na co dzień jest nauczycielem wychowania fizycznego w Katolickiej Szkole Podstawowej i Katolickim Liceum Ogólnokształcącym w Dąbrowie Górniczej, po godzinach chwyta za pędzel i wciąż poszukuje nowych możliwości oferowanych przez malarstwo akrylowe. Nie czuje jednak potrzeby, by promować swoją sztukę poza granicami kraju, choć jego prace są porównywane do dokonań jednego z najlepiej rozpoznawalnych polskich malarzy na świecie.
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
37-letni Sebastian Moń to samouk. Zaczynał od rysunku, jednak to malarstwo akrylowe okazało się jego artystyczną ścieżką. Styl, który wypracował - melancholijny industrializm - wielu osobom kojarzy się z twórczością Zdzisława Beksińskiego, światem z książek Lovecrafta czy braci Strugackich, których "Piknik na skraju drogi" przeniósł na wielki ekran w stalkerze mistrz Andriej Tarkowski. Skojarzenia z postapokaliptycznymi krajobrazami mają swoje uzasadnienie w inspiracjach samego Monia. Malarz przyznał, że w wolnym czasie często czyta serię "S.T.A.L.K.E.R" czy "Metro 2033", ale podobnych widoków nie musi szukać w fikcji literackiej czy własnych snach, które również znajdują odzwierciedlenie w jego pracach. To krajobraz Dąbrowy Górniczej, w której mieszka, tworzy i pracuje - industrialny, lekko przytłaczający, betonowy. Nawet w pozornej brzydocie kryje się jednak piękno, co udowadniają jego przyciągające wzrok obrazy.
Artysta stara się swojej twórczości stworzyć spójny świat, gdzie każdy obraz opowiada historię dziejącą się w jednym uniwersum, jednocześnie będący osobnym wymiarem, nie dającym się poznać na pierwszy rzut oka.
- można przeczytać na jego stronie internetowej. Moń publikuje swoje prace nie tylko na niej, ale też na Instagramie, gdzie obserwuje go niecałe 1,5 tys. osób. Wciąż jest więc niszowym twórcą - i to zdaje się mu odpowiadać.
Nie zwykłem chwalić się swoim dorobkiem artystycznym i raczej unikam rozmów na ten temat, jeśli nie jestem o to pytany.
- twierdzi skromny malarz.
Talent malarza odkryła jego żona, która jest historyczką sztuki. To ona stara się promować jego twórczość - dość skutecznie, bo prace Monia można było wylicytować w największych domach aukcyjnych w Polskce, m.in. Sopockim Domu Aukcyjnym, Agra Art czy DESA Unicum, gdzie obrazy "W śnialni" i "W śnialni II" wyceniono na 30 tys. złotych. Rekord padł w internetowym domu aukcyjnym One Bid - wycena przekroczyła 36 tys. zł. Moń ma też na koncie kilkanaście wystaw krajowych m.in. w galeriach we Wrocławiu, Krakowie, Gdańsku, Toruniu czy Katowicach. Wciąż nie jest jednak znany na świecie, choć kilku zagranicznych pasjonatów ma jego prace w prywatnych kolekcjach. Sam artysta woli jednak poświęcić się wysiłkowi fizycznemu, nie tylko nauczaniu - biega w maratonach. Malarstwa nauczać by nie chciał.
Od najmłodszych lat jestem sportowcem i przekazując wiedzę z tego zakresu, czuję się o wiele pewniej, niż gdybym miał uczyć malarstwa.
- mówił w wywiadzie dla Gazety Wyborczej. Moń pozostaje jednak twórcą płodnym i aktywnym, a zainteresowanie jego pracami stale rośnie. Być może osiągnie w przyszłości status równy największym.