Do 2017 roku na stałe mieszkałem w Częstochowie i przyznam szczerze, że nigdy nie odwiedziłem tej lokalnej miejscówki turystycznej. Podobnie zresztą, jak moi znajomi. Natomiast, gdy mam okazję oprowadzić kogoś po Częstochowie, to zawsze staram się pokazać miasto świętej wieży w opozycji do niej, zapewniając atrakcje, o których wiedzą tylko lokalsi. Jednakże muszę przyznać, że w świadomości zawsze gdzieś pozostawał ten Park Miniatur Sakralnych. Głównie za sprawą monumentalnego pomnika Jana Pawła II oraz drogowskazów przy głównych ulicach, które nieustannie przypominają o rzekomym istnieniu tego miejsca. Jak się okazuje, podobnie jest także w przewodnikach turystycznych, w których wciąż możemy znaleźć informacje zachęcające do odwiedzenia tego miejsca. Na stronie Polskiej Organizacji Turystycznej czytamy:
I kto by pomyślał, że odwiedzając Częstochowę można za jednym zamachem zwiedzić pół świata, spotkać Ojca Świętego i zdrowo zakręcić się na karuzeli?! By tego dokonać wystarczy zrobić jeden krok, by przekroczyć bramy Parku i rzucić się w wir fantastycznej przygody
Najwidoczniej rządowy serwis ma problem z zaktualizowaniem informacji i to od kilku lat, ale to nic. Załóżmy, że również jestem niezorientowany i za namową tejże strony postanowiłem w końcu wybrać się do tego miejsca na wycieczkę z całą rodziną. W niedzielne popołudnie wsiedliśmy w samochód i skierowaliśmy się w stronę dzielnicy Zawodzie, gdzie znajduje się Park Miniatur Sakralnych. Odbiliśmy w prawo od ulicy Złotej i naszym oczom ukazał się parking z ubitego kamienia wapiennego. Po zaparkowaniu, po lewej stronie zobaczyliśmy zamknięte na trzy spusty wejście do obiektu, a po prawej zapuszczone domki letniskowe typu Brda, w których zapewne mieli nocować turyści i pielgrzymi. Pomimo tego za płotem widzieliśmy grupki ludzi, którzy spokojnie spacerowali po obiekcie. Zauważyliśmy, że wszyscy przechodzą przez dziurę w ogrodzeniu, więc postanowiliśmy zrobić tak samo. Nieopodal na trawniku zauważyłem ulotkę informującą o dodatkowych atrakcjach w Parku. Byłem bardzo ciekawy, czy na miejscu uświadczę chociaż autodrom w mniej lub bardziej szczątkowej formie.
Stara ulotka Parku Miniatur Sakralnych w Częstochowie Bartłomiej Marcinkowski
Po wejściu na teren obiektu, poczułem się jak na planie filmowym horroru klasy B. Chaotycznie wytyczone ścieżki, które z każdej strony są obrośnięte chaszczami. Poza tym opuszczone szopy z wybitymi oknami, w środku których można znaleźć m.in. stary sedes toaletowy. W tym momencie chyba już każdy przyjezdny zrozumiałby, że jego zwiedzanie będzie bardziej przypominać raczej urbex (forma aktywności polegająca na eksploracji zazwyczaj niewidocznych lub niedostępnych budowli i elementów infrastruktury miejskiej), niż zwiedzanie katolickiego parku dla całej rodziny. A tych ku mojemu zdziwieniu było na miejscu bardzo dużo. Całe familie spacerowały i przyglądały się resztkom atrakcji, które możemy tu spotkać.
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>
Ja i moi bliscy zaczęliśmy jednak nietypowo, bo weszliśmy do "katakumb", w których krótkim korytarzu trzeba przedzierać się przez roztrzaskane szkło, a jedyną atrakcją są poobdzierane tabliczki i puste półki. Zdjęcia z tego miejsca znajdują się w galerii. Następnie skierowaliśmy się do tytułowych miniatur sakralnych, z których większość jest w opłakanym stanie. Według informacji turystycznej powinno ich się znajdować 17 i przyznam szczerze, że nie liczyłem, czy rzeczywiście tak jest, ale jedno z miejsc wyglądało na dziwnie niezagospodarowane. Moją uwagę bardziej przykuło drobiazgowe wykonanie tych makiet. Widać, że twórcy w chwili tworzenia replik znanych obiektów sakralnych, które w większości wykonane są w skali 1:25, przyłożyli ogromną wagę do detali architektonicznych. I wtedy zrobiło mi się trochę smutno, że właściciel ich nie zabezpieczył, pozwalając na niszczenie i dewastację.
Zdewastowana makieta Placu Świętego Piotra wraz z Bazyliką i kolumnadą w opuszczonym Parku Miniatur Sakralnych w Częstochowie Bartłomiej Marcinkowski
Zniszczona tablica informacyjna w opuszczonym Parku Miniatur Sakralnych w Częstochowie Bartłomiej Marcinkowski
Po obejrzeniu wszystkich miniaturowych zgliszcz, skierowaliśmy się do górnej części parku i ponownie natrafiliśmy na dziurawe ogrodzenie. Coraz bardziej widoczny był także największy pomnik Jana Pawła II na świecie. Po dotarciu na miejsce ukazał się nam niszczejący park linowy, z którego o dziwo korzystały dzieci. Jak na prawie 25-letniego mężczyznę przystało, również postanowiłem skorzystać z tej atrakcji i przetestować jej bezpieczeństwo na własną odpowiedzialność. Wyszedłem z niej cały i zdrowy. Okazało się, że to jedyne szczątki atrakcji dla najmłodszych. Po autodromie, kinie 5D i dmuchańcach nie było śladu. Część z tych rzeczy zapewne znajdowała się w kolejnych zniszczonych drewnianych szopach, które były w jeszcze gorszym stanie, niż te na dole parku. Jeden taki budynek miał rozwalony dach. Natomiast w środku ponownie można było znaleźć rozwalone urządzenia sanitarne.
Niszczejący park linowy w opuszczonym Parku Miniatur Sakralnych w Częstochowie Bartłomiej Marcinkowski
I w ten sposób dotarliśmy do najbardziej rozsławionej atrakcji tego miejsca, czyli największego na świecie pomnika Jana Pawła II, który mierzy aż 14 metrów i w całości jest wykonany z plastiku. Statua choć gdzieniegdzie jest troszkę przybrudzona, jest chyba w najlepszym stanie ze wszystkich atrakcji, które pozostały na terenie opuszczonego parku. Trzeba przyznać, że monumentalny pomnik papieża robi wrażenie i od niemal dziesięciu lat góruje nad miastem ze skierowanymi rękoma w stronę Jasnej Góry. Pod statuą można było też spotkać najwięcej ludzi, którzy bardzo chętnie fotografowali się z gigantycznym Janem Pawłem II. Również skorzystałem z okazji i zrobiłem sobie pamiątkowe zdjęcie, po czym skierowałem się już w stronę samochodu. Jednakże w drodze powrotnej przez przypadek natknąłem się na roztrzaskaną tablicę mówiącą, że budowa Parku Miniatur Sakralnych w Częstochowie została współfinansowana przez Unię Europejską. Można się więc domyślać, że właściciele tego miejsca mieli duże ambicje. Stąd też zapewne pomysł na posiadanie największego pomnika papieża-Polaka na świecie. Jak się okazuje, to on był gwoździem do trumny tego przybytku.
Największy na świecie pomnik Jana Pawła II w opuszczonym Parku Miniatur Sakralnych w Częstochowie Bartłomiej Marcinkowski
Ostatnie wzmianki bezpośrednio od Parku Miniatur Sakralnych możemy znaleźć na ich facebookowym fanpage'u. Ostatni wpis został zamieszczony 7 marca 2015 roku, więc możemy umownie przyjąć, że mniej więcej w tamtym okresie park przestał funkcjonować. Natomiast jego początki sięgają 2011 roku, kiedy przedsiębiorstwo zajmujące się handlem paliwami i smarami o nazwie MTK Morion Sp. z o.o. z siedzibą w Wieliczce wykupiło 16 ha na terenie dawnych kamieniołomów na Złotej Górze. Inwestorzy na budowę parku zaciągnęli kredyt i zorganizowali odpowiednie środki unijne, o których angażu w tym przedsięwzięciu wciąż możemy się dowiedzieć, przechadzając się po opuszczonym parku.
O szczegółach całego przedsięwzięcia możemy się dowiedzieć z tekstu portalu Noizz, którego dziennikarz skontaktował się z byłymi pracownikami przybytku, którzy anonimowo opowiedzieli mu o kulisach funkcjonowania tego miejsca. Z tych informacji wynika, że przedsiębiorcy początkowo robili wielką tajemnicę ze swoich planów, które były bardzo ambitne. Albowiem w parku miały się znajdować nie tylko repliki świątyń katolickich, ale i innych wyznań. Planowane były także tematyczne place zabaw i ogrody, czy porządna restauracja dla zwiedzających. Niestety, ale bardzo szybko zaczęto się z tych zamierzeń wycofywać, kompletnie nie zważając na plany stworzone przez architekta. Stąd chaotyczny układ ścieżek, kiepski parking oraz skromna liczba makiet. Ponadto prace nad budową obiektu się przedłużyły i został on otwarty dopiero pod koniec sierpnia, czyli de facto już po sezonie. Początkowo szczątkowa była także jakakolwiek informacja o tym miejscu, ponieważ wzmianki o otwarciu parku zostały zamieszczone jedynie w czasopismach katolickich.
Frekwencja podobno była bardzo znikoma, a zarządcy zdecydowali się zatrudnić "naganiaczy", którzy dzwonili do organizatorów pielgrzymek do jasnogórskiego klasztoru i zachęcali do odwiedzenia przybytku. Gości było jednak dalej niewiele, a ceny biletów były dość wysokie, jak na tamte czasy oraz w stosunku do liczby atrakcji. Początek kolejnego sezonu rozpoczął się podobnie, ale w pewnym momencie pojawił się nowy prezes Leszek Łysoń, dzięki któremu miejsce zaczęło się rozwijać. To za jego sprawą również powstały festynowe atrakcje dla dzieci oraz zorganizowany został wielki event – koncert Krzysztofa Krawczyka i Andrzeja Grabowskiego, który rozsławił to miejsce. Dopiero wtedy wystartowały kolejne inwestycje, takie jak kino 5D, czy autodrom. Wtedy też zarządzono budowę największego na świecie pomnika Jana Pawła II, który miał przyciągnąć do parku jeszcze większą liczbę odwiedzających. Jak podaje "Dziennik Zachodni", inicjatorem pomysłu był również nowy prezes, który pozwolił sobie przy okazji spełnić swoje wielkie-małe marzenie: "Pomnik powstał w głównej mierze jako podziękowanie dla św. Jana Pawła II, który miał czuwać przy przedsiębiorcy, kiedy ten ratował tonącego syna w czasie urlopu w Chorwacji".
Odsłonięcie statuy nastąpiło w kwietniu 2013 roku i było wielkim wydarzeniem dla miasta, choć gdy sięgam pamięcią do tamtych czasów, to mnie jako 15-latka niespecjalnie to obchodziło. Tak, czy inaczej o wydarzeniu mówiły wszystkie ogólnopolskie media, które często porównywały wygląd papieża do Mariusza Pudzianowskiego. Co ciekawe, na uroczystości odsłonięcia był obecny arcybiskup częstochowski Wacław Depo, jak i przynależący do SLD prezydent miasta Krzysztof Matyjaszczyk. Jak mówią byli pracownicy parku, to po tej wielkiej fecie rozpoczęły się problemy finansowe parku, który miał już stać na skraju bankructwa. Papież-gigant również nie okazał się magnesem na klientów, co sprawiło, że przestano w cokolwiek inwestować, nawet w naprawę miniatur, a właściciele rozstali się ze sobą w gęstej atmosferze. Niewiele później z powodu zaległości odcięto wodę i prąd.
We wstępie napisałem, że jako osoba pochodząca z Częstochowy nigdy nie trafiłem do tego miejsca, gdy było ono czynne. Owszem, dlatego, że ta tematyka kompletnie mnie nie interesuje, ale to, że żaden z moich wielu znajomych również tam nie dotarł, świadczy o tym, że właściciele tego miejsca kompletnie zapomnieli o mieszkańcach Częstochowy, a swoją klientelę widzieli głównie w uczestnikach pielgrzymek. A oni w dużej ilości pojawiają się w mieście głównie w wakacje, a właściwie w okolicach klasztoru. Bo nie jest też tajemnicą to, że miasto niewiele zarabia na turystyce religijnej, ponieważ Jasna Góra zapewnia wszystko, co niezbędne dla pielgrzymów – od gastronomii po miejsca kultu. Rzadko kiedy pątnicy schodzą sami z siebie w dół do centrum Częstochowy, które wbrew pozorom wcale nie znajduje się przy jasnogórskim klasztorze.
Ponadto promocja tego miejsca, jak i jego atrakcyjność nie były nigdy na wysokim poziomie. Chociaż gigantyczny Jan Paweł II na pewno zrobił swoje, to nigdzie nie znalazłem choć tak prozaicznej oficjalnej informacji, że spod Jasnej Góry do Parku Miniatur Sakralnych można było dojechać bezpośrednim autobusem linii nr 11. O tym z pewnością wiedzieli mieszkańcy, ale oni nie walili drzwiami i oknami do tego przybytku. W większości zapewne z takiego samego powodu, co ja – Częstochowa (ponownie) wbrew pozorom nie jest bardzo religijnym miastem. Ale w przypadku, gdyby zadbano o lepszą reklamę, czy zniżki dla mieszkańców, frekwencja na pewno byłaby o wiele lepsza. Poza tym uboga oferta parku w stosunku do ceny za bilet nie zachęcała do odwiedzenia tego przybytku. Dlatego projekt ten nie wypalił i jak szybko się pojawił, tak szybko się zamknął. Szkoda tylko tych wszystkich makiet, które zostały niezabezpieczone i niszczeją. Od czterech lat park jest wystawiony na sprzedaż, a w ogłoszeniu czytamy, że jego cena wynosi 5,3 mln zł. Jak widać do tej pory nie znalazł się żaden chętny, ale kto wie, może w przyszłości znajdzie się jakiś inwestor, który będzie ponownie chciał tchnąć życie w to miejsce i będzie nim lepiej zarządzać.