Natalia Niemen dzisiaj nie poświęca już tak wiele czasu i energii kościelnym sprawom. Przyznała, że jej fascynacja i potrzeba wyznawania religii pojawiła się już, gdy była dzieckiem. "Gdy miałam dziewięć lat, dostałam totalnego bzika na punkcie wiary katolickiej i Kościoła. Komunia, a potem różne aktywności w kościele to była dla mnie podstawa, bywało, że odłączałam się od dzieci bawiących się na podwórku i mówiłam, że muszę iść się pomodlić" - opowiada Niemen.
W wieku nastoletnim artystka nieco odsunęła się od Kościoła, jednak zaznacza, że ta część jej życia zawsze zaprzątała jej głowę. "Ta toksyczna forma szukania siebie - bo dzisiaj tak to nazywam - cały czas we mnie drgała i około dwudziestki wróciłam do tematu chrześcijaństwa w sposób mocno fundamentalistyczny. Tylko tym razem weszłam w protestantyzm" - kontynuuje w wywiadzie dla Wysokich Obcasów.
Niemen miała wrażenie, że religia bardziej do niej przemawia, jednak z czasem zorientowała się, że żadne wyznanie jej nie służy i jest wyłącznie chęcią znalezienia przychylnej sobie grupy. "To pragnienie akceptacji jest tak silne, że rezygnujesz z tego za dobre słowo od czasu do czasu: 'fajna jesteś, Natalia, bo tak się super modlisz, tak świetnie śpiewasz o Jezusie'" - zaznacza artystka.
Na zmianę myślenia Natalii Niemen wpłynęła pandemia. Wokalistka miała czas dla siebie i na znalezienie odpowiedzi, czego tak naprawdę pragnie w życiu i co jest dla niej najważniejsze. Odłożyła wówczas wszelkie religijne księgi i skupiła się na sobie. To właśnie w braku chęci pracy nad sobą Niemen doszukuje się największych wad wierzących, których poznała. "Chrześcijanie dali mi w kość. To jest środowisko naszpikowane osobami z olbrzymimi deficytami, które nie chcą nad sobą pracować. To oczywiście nie dotyczy wszystkich, ale takich ludzi jest sporo. Uważają, że Bóg za nich wszystko załatwi, że tak naprawdę nie muszą się zmieniać, bo i tak będzie im wybaczone" - opowiada Niemen.
Dzisiaj artystka twierdzi, że chce brać odpowiedzialność za własne czyny i emocje. Powierzanie wszystkiego w ręce Boga to dla niej już przeszłość. Niemen zaznaczyła również, że zło kościoła to nie "tylko" incydenty, o których robi się coraz głośniej. "Równie złe są te przypadki, kiedy ktoś robi genialne wrażenie, jest serdeczny, okazuje empatię, ale jednocześnie umie w bardzo zawoalowanej i niemal nieuchwytnej formie manipulować" - zaznacza córka Czesława Niemena.
Artystka przyznała, że przestała grać w kościołach. Dzisiaj woli koncerty w klubach dla gejów. Z fundamentalistki stała się feministką, a także udało jej się wyjść z depresji, która trwała aż 12 lat. Z radością wyznała, że dzięki terapii jest dzisiaj lepszą matką. Potrafi zadbać lepiej zarówno o córkę, jak i o siebie. Artystka zapowiedziała również, że pracuje nad solową płytą, a krążek ukaże się w 2025 roku.