Więcej informacji na temat aktualnych wydarzeń znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Trudno znaleźć osobę, która na hasło "Avatar" nie miałaby przed oczami magicznej Pandory i jej charakterystycznych mieszkańców. Film Jamesa Camerona jest bowiem nie tylko jednym z najbardziej rozpoznawalnych dzieł w historii kina - znajduje się również w czołówce najbardziej dochodowych produkcji. Dziś trudno sobie wyobrazić, by którykolwiek z aktorów odmówił zagrania w "Avatarze". A jednak tak się stało.
Zadziwiająca kraina Pandory skradła serca widzów niemal na całym świecie. "Avatar" otrzymał aż dziewięć nominacji do Oscara, w tym dla najlepszego filmu i reżysera. Zdobył trzy statuetki: za najlepsze zdjęcia, scenografię i efekty specjalne. Dzieło zarobiło łącznie rekordową kwotę, bo aż 2,9 mld dolarów. Jak się okazało, główną rolę reżyser początkowo zaproponował słynnemu amerykańskiemu aktorowi. Matt Damon - znany z ról w filmach takich jak "Buntownik z wyboru", "Jason Bourne" czy "Marsjanin" - miał zagrać Jake'a Sully'ego. Ostatecznie aktor odmówił.
Matt Damon w rozmowie z amerykańskim portalem Variety przyznał, że w momencie, gdy otrzymał propozycję od Camerona, był w samym środku kręcenia Bourne'a. - Wiedziałem, że będziemy musieli być na planie do samego końca, żeby wszystko dopiąć. Dla "Avatara" musiałbym opuścić film wcześniej i pozostawić ekipę w niepewności - nie chciałem tego robić. Mimo to desperacko pragnąłem pracować z Cameronem, w końcu on tak rzadko coś tworzy - powiedział Matt Damon na łamach Variety.
Co ciekawe, reżyser zaproponował słynnemu aktorowi aż 10% zysków z filmu, jeśli tylko zgodzi się zagrać Jake'a Sully'ego. Według obliczeń BBC, artyście przeszła koło nosa jedna z największych wypłat w historii aktorstwa, bo aż 250 mln dolarów.
Nie chcę tego słuchać, naprawdę, nie chcę tego słuchać. Ale przynajmniej z dumą mogę powiedzieć, że jestem najgłupszym aktorem w historii. I zdecydowanie najgorszym biznesmenem
- powiedział żartobliwie Matt Damon (cyt. za ladible.com).