Kilkaset złotych, niewiele więcej niż 1000, 1500 - niektóre polskie gwiazdy po latach pracy nie mogą liczyć nawet na minimalną emeryturę. Mszczą się na nich niepłacone składki i niekiedy również brak własnych oszczędności. Monika Richardson należy do nielicznych wyjątków - nie wyrzuca wiosennych listów z ZUS z wyliczeniami przyszłego świadczenia do kosza, ale uważnie je czyta. I wie już, że choć ma dopiero 51 lat, to przyszłość rysuje się w na tyle nieciekawych barwach, że prezenterka musi zadbać sama o siebie.
W rozmowie z serwisem JastrząbPost, Monika Richardson bez ogródek powiedziała, w jakiej wysokości będzie otrzymywała świadczenie za kilkanaście lat. Raz w roku, jak wszyscy, otrzymuje od ZUS-u pismo z wyliczeniami:
Od wielu lat dostaję pisma z ZUS-u, mam obliczony kapitał początkowy, moja emerytura na tzw. dzień dzisiejszy wynosiłaby 1300zł, więc wszystko jest jasne. Wiem, że muszę mieć tzw. własne środki i staram się je gromadzić prywatnie, na różnych kontach oszczędnościowych i w trzecim filarze. Robię, co mogę, a prawda jest taka, że jako dziennikarka, a teraz również businesswomen nie planuję do końca emerytury - mówiła prezenterka.
Przed nią jednak jeszcze przynajmniej kilka lat pracy zawodowej, można więc założyć, że ostatecznie na konto prezenterki będzie wpływało więcej pieniędzy.
Gwiazdy od lat narzekają na wysokość emerytury - i to niezależnie od tego, że zwykłe zarobki polskich celebrytów, aktorów i wokalistów są często znacznie powyżej polskiej średniej krajowej. Problem zaczyna się, kiedy od zarobków nie są płacone składki, które potem wpływają na wysokość wypłacanej emerytury. Wiele osób związanych z telewizją czy sceną nie płaciło od zarobków składek. Kiedy się orientują, że emerytura zbliża się wielkimi krokami, a mimo stażu pracy niewiele udało się wpłacić do ZUS-u, jest już często za późno na zmianę tego stanu rzeczy.