Ruszyła coroczna karuzela nazw, zrealizowanych oczekiwań i zawiedzionych nadziei: agencja Alter Art zaczęła prezentować program kolejnej edycji swego flagowego przedsięwzięcia - odbywającego się w Gdyni festiwalu Open'er. Szef imprezy, Mikołaj Ziółkowski, starym zwyczajem wybrał się do studia radiowej Trójki, żeby podać pierwsze trzy nazwy. To: St. Vincent, Jonny Greenwood i Alt-J.
St. Vincent, czyli Annie Clarke, to amerykańska wokalistka, kompozytorka i multiinstrumentalistka. Pierwsze poważne kroki na scenie muzycznej stawiała w szeregach wieloosobowej grupy The Polyphonic Spree i zespole Sufjana Stevensa. W połowie poprzedniej dekady zdecydowała się rozpocząć solową karierę, która okazała się wielkim sukcesem. Artystka ma dziś w dorobku pięć autorskich płyt i współpracę z wielkimi współczesnej sceny muzycznej, od zespołu Swans przez projekt Bon Iver, aż do Davida Byrne'a.
Greenwood jest na co dzień członkiem zespołu Radiohead, ale coraz częściej prezentuje swój indywidualny talent kompozytorski. Specjalizuje się w tworzeniu muzyki filmowej i współczesnej, chętnie nawiązuje do twórczości wielkich mistrzów tej ostatniej. I właśnie w tym charakterze pojawi się na Open'erze, gdzie stanie na czele London Contemporary Orchestra.
Grupa Alt-J to z kolei świeżo mianowani królowie niezwykle dziś popularnego indie-popu. Młodzi brytyjscy muzycy z dwiema zaledwie płytami w dorobku, dorobili się ogromnej popularności po obu stronach Atlantyku. Ich muzyka ceniona jest za niecodzienne podejście do warstwy rytmicznej i nieoczywistą przebojowość.
To nie będzie łatwy rok dla organizatorów festiwalu Open'er. Nie, to zdecydowanie za mało powiedziane: to będzie rok bardzo trudny. Rzec by wręcz można, że edycja festiwalu w 2015 roku może być testem, czy ta impreza ma w ogóle szanse przetrwać w swej dotychczasowej postaci - po tegorocznym wydaniu, które pod względem frekwencyjnym zdawało się być nieporównywalnie mniejszym sukcesem niż poprzednie, takie wątpliwości są nader uzasadnione. Organizatorzy - choć do rozpoczęcia festiwalu zostało jeszcze grubo ponad pół roku - zaczynają więc już dziś walczyć o publiczność.
A konkurencja nie śpi i rzuca im kłody pod nogi. Kilka dni temu Alter Art, agencja organizująca gdyńską imprezę, poinformowała, że zaraz ogłosi pierwsze nazwy wykonawców, którzy na gdyńskim lotnisku wojskowym zagrają w 2015 roku. Uderzyła w stół, a nożyce odezwały się natychmiast: śmiertelna i dość skuteczna konkurencja, w postaci Orange Warsaw Festivalu, wyprzedziła ogłoszenie Alter Artu i kilka dni wcześniej opublikowała swoją - jak się okazało, bardzo mocną - listę pierwszych gwiazd. Znalazła się wśród nich karta, którą trudno będzie w tym roku przebić - brytyjski zespół Muse. Ci mistrzowie patetycznego i zaraźliwie przebojowego gitarowego rocka od wielu lat niezmiennie zapełniają największe hale i stadiony. Z pewnością zapełnią także teren warszawskiego festiwalu, skutecznie odciągając kilka(naście?) tysięcy potencjalnych uczestników Open'era, którzy po takiej atrakcji mogą już nie być zbyt chętni do wycieczki nad morze.
Mało tego, organizatorzy Orange Warsaw Festivalu, który w przyszłym roku odbywać się będzie w dniach 12-14 czerwca, rzucili na stół jeszcze jednego asa: przenieśli swoją imprezę ze Stadionu Narodowego na Tor Wyścigów Konnych na Służewcu, reagując w ten sposób na najgłośniejszy powód do krytyki za tegoroczną edycję: fatalną jakość dźwięku na nowym stołecznym stadionie. Warszawska impreza weszła więc do gry na ostro i z bardzo mocnymi argumentami, żeby wydać pieniądze raczej na nią niż na festiwal w Gdyni.
Czy ogłoszone dziś nazwy wystarczą Alter Artowi, żeby przeciągnąć niezdecydowanych co do tego, czy lepszym prezentem świątecznym będą karnety na Open'era czy na Orange Warsaw Festival na swoją stronę? Zważywszy na niechęć obu stron do ujawniania takich informacji jak ilość sprzedanych biletów, raczej nie będzie jak się tego dowiedzieć. Tak czy owak, obserwowanie zmagań tych dwóch imprez o widzów przez najbliższych kilka miesięcy będzie z pewnością pasjonujące. I oby przyniosły one korzystne efekty dla uczestników obu imprez w postaci występów wielkich gwiazd i ciekawych młodych zespołów oraz innych atrakcji programowych i organizacyjnych.
Mikołaj Ziółkowski, szef gdyńskiego festiwalu, w swoim radiowym wystąpieniu nie ograniczył się do samego podania nazw pierwszych wykonawców, nakreślił także, dość enigmatycznie i ogólnikowo, plany dotyczące najbliższej edycji. Cóż można z nich wyczytać?
Mówił on w radiu o "odejściu od polityki wielkich headlinerów" - polityki, którą śmiało szermował, kiedy nie miał w Polsce konkurencji. Skończyły się już bowiem w pewien sposób wygodne lata, kiedy wielkie rockowe gwiazdy można było zapraszać na festiwal, żeby wystąpiły tam "po raz pierwszy w Polsce". Dziś to zaklęcie, z wielkim powodzeniem wykorzystywane przez Alter Art niezliczoną ilość razy, przestało już działać: praktycznie nie ma już żadnych topowych wykonawców, którzy w Polsce nie wystąpili. A zapraszanie ich po raz kolejny nie gwarantuje już przyciągnięcia tak dużych tłumów, jak poprzednio. Matematyka jest prosta: stawki gwiazd nie maleją, a raczej wręcz rosną, a potencjalne wpływy z biletów z pewnością będą mniejsze.
Co więc Ziółkowski proponuje w zamian? "Więcej koncertów" - jak deklarował w radiu. A więc można się spodziewać, że na Open'erze występować będzie większa niż dotąd ilość wykonawców mniej popularnych - czytaj: tańszych. To może oznaczać większe zróżnicowanie stylistyczne festiwalu pod względem muzycznym - już choćby pierwsza trójka ogłoszonych wykonawców pokazuje, że autorzy open'erowego programu idą właśnie w tę stronę.
To musi także oznaczać krótsze koncerty, czyli koniec z prawdziwą zmorą tej imprezy - występami wlokącymi się w nieskończoność: trudno znaleźć na świecie festiwal, na którym wszyscy wykonawcy - nawet ci z drugiego i trzeciego szeregu - dostawaliby tak dużo czasu na swoje sceniczne prezentacje. Być może organizatorzy Open'era pójdą więc w stronę tego, co proponują autorzy programu bliźniaczych brytyjskich festiwali w Reading i Leeds: za sprawą krótkich koncertów i zmniejszonych do minimum przerw między nimi, występuje tam niemal dwa razy tyle wykonawców, co na innych imprezach tego typu. To nadaje tym festiwalom niespotykaną dynamikę. Jest jednak jeden warunek, żeby to się udało, niemożliwy do spełniania przy obecnej organizacji terenu festiwalowego na lotnisku w Babich Dołach: poszczególne sceny muszą być bardzo blisko siebie, żeby umożliwić widzom szybkie przemieszczanie się między nimi. Ale być może i w tym względzie organizatorzy Open'era przygotowują jakieś nie ujawnione jeszcze niespodzianki. Wiele osób, mocno zniechęconych koniecznością pokonywania codziennie kilometrów między scenami na Babich Dołach, z pewnością odetchnęłoby z ulgą.
Biorąc to wszystko pod uwagę, nawet mimo tego, że na tym etapie i przy tak niewielkiej ilości informacji, to wciąż jeszcze wróżenie z fusów, można próbować doszukiwać się w pierwszych open'erowych zapowiedziach znamion prawdziwej rewolucji. Wygląda na to, że organizatorzy imprezy wyciągnęli lekcję z tego, co się dzieje na scenie festiwalowej i postawili na zmiany.
Wiele wskazuje na to, że ich głównym skutkiem może być poważna zmiana charakteru gdyńskiej imprezy. Wycofując się z "polityki wielkich headlinerów" Open'er może się przesunąć z kategorii wielkich, masowych imprez, w stronę przedsięwzięć mniejszych, ale za to bardziej wyrafinowanych artystycznie. Ale rzecz w tym, że w Polsce ta działka ma już swoich mocnych graczy i ustępując pola Orange Warsaw Festivalowi, Open'er może zacząć rywalizować właśnie z nimi, sytuując się gdzieś pomiędzy Off Festiwalem i - może - Unsoundem. Byłby od nich w oczywisty sposób większy, ale rywalizować będzie o podobną publiczność.
W jaką stronę rozwinie się sytuacja, będzie wiadomo już za kilka tygodni, kiedy organizatorzy najważniejszych polskich festiwali będą ogłaszać kolejnych wykonawców i kolejne nowe pomysły organizacyjne. Jakkolwiek nie będzie - rywalizacja o prymat na polskiej scenie festiwalowej zapowiada się w tym roku pasjonująco.
Festiwal Open'er odbędzie się w dniach 1-4 lipca (środa-sobota) na terenie lotniska wojskowego Babie Doły w Gdyni. Do 15 stycznia można kupować 4-dniowe karnety z puli Early Bird Tickets w cenie 450 zł lub 530 zł z możliwością skorzystania z pola namiotowego. Od 16 stycznia karnet 4-dniowy kosztować będzie 550 zł, karnet z możliwością skorzystania z pola namiotowego - 630 zł, karnet weekendowy - 350 zł, a bilet jednodniowy - 207 zł. Dzieci do 3 roku życia wchodzą na festiwal za darmo, dzieci w wieku 3-12 lat płacą połowę ceny, czyli odpowiednio: 275 zł, 315 zł, 175 zł, 103 zł.