Tauron Nowa Muzyka - nowe pomysły, nowe podejście, nowa filozofia. Festiwal dwa kroki przed konkurencją

Muzyka, kino, sztuka, design, miejski aktywizm - katowicki festiwal Tauron Nowa Muzyka wzniósł na zupełnie nowy poziom kwestię tworzenia interdyscyplinarnego programu letniej imprezy miejskiej.

Od czwartku do niedzieli w Katowicach odbywała się jubileuszowa, dziesiąta edycja festiwalu Tauron Nowa Muzyka. Edycja znakomita pod każdym względem: artystycznym, organizacyjnym, programowym, ideologicznym. W tamtym roku festiwal został uznany najlepszy w Europie w kategorii imprez małych i kameralnych. Tym razem zasłużył na nagrodę tym bardziej, budując format, na którym nie tylko może, ale wręcz powinno się wzorować wiele festiwali na kontynencie i poza nim.

Tylko w Katowicach

Pierwszym skojarzeniem z letnim festiwalem, zwłaszcza mającym słowo muzyka w samej swojej nazwie, musi być oczywiście muzyka. I rzeczywiście, odgrywała ona niebagatelną rolę podczas katowickiej imprezy. Organizatorom udało się zbudować znakomity line-up: różnorodny, progresywny, oryginalny i unikatowy. Większość pomysłów, które dobrze wyglądały w teorii, świetnie sprawdziło się także w praktyce i doczekało się gorącego przyjęcia przez widzów. Tak było choćby w przypadku koncertów otwarcia i zamknięcia festiwalu: niemiecki producent Apparat zagrał w kameralnym, zaskakująco mocno akustycznym, składzie swoją muzykę ze spektakli i filmów, a Jeff Mills połączył taneczną elektronikę z brzmieniami symfonicznymi. Spośród tego typu projektów: niecodziennych i rzadko wykonywanych, albo wręcz przygotowanych specjalnie na katowicki festiwal, wyjątkowo mocno wyróżnił się muzyczny hołd dla zmarłego niedawno producenta, częstego gościa katowickiej imprezy, Maceo Wyro. Mistrzowie polskiego yassu, z Wojtkiem Mazolewskim na czele, zagrali materiał, który w intrygujący sposób łączył jazz z rytmami czysto klubowymi, ale zagranymi przez żywego perkusistę. To był występ pełen wielkiej energii, ale także powagi i skupienia, należnych przecież projektowi, który powstał dla uhonorowania artysty, który niedawno zmarł.

 

Sporym wydarzeniem festiwalu - zgodnie z wszelkim przewidywaniami - okazało się inne unikatowe wydarzenie: występ grupy Autechre, której członkowie słyną z niechęci do grania na żywo. Wypadli, jak zawsze, absolutnie bezkompromisowo, a ich rozgrywający się w całkowitej ciemności występ, za sprawą kompletnie połamanych rytmów i dalekich od przyjazności brzmień, był bardzo wymagający wobec słuchaczy. Muzycy grupy przez godzinę udowadniali, że współczesna elektronika może być jednocześnie ambitna, poszukująca i nowatorska, nie uciekając zarazem w hermetyczną niszę z pogranicza muzyki współczesnej i awangardowej.

Elektronika na najróżniejsze sposoby

Przechodząc między scenami i oglądając kolejne koncerty można było się przekonać, jak różnorodny jest program festiwalu, wbrew stereotypowemu kojarzeniu go z mniej lub bardziej taneczną elektroniką. Tej, owszem, było sporo, ale często przyjmowała zaskakującą i nieoczekiwaną formę: Alo Wala, artystka z orientalnymi korzeniami, zabrała widzów w napędzaną mocnym, klubowym rytmem, podróż przez muzyczną tradycję krajów, z których pochodzą jej przodkowie: Bengalu i Indii. Etniczne elementy były jednak tylko przyprawą do dania, składającego się głównie z gigantycznej, naturalnej charyzmy artystki i jej niemal wściekłej, choć przecież, tak naprawdę, radosnej dzikości na scenie.

Zupełnie inną planetę reprezentował Kwabs - jedyny w tym roku, a i jeden z nielicznych w całej historii katowickiej imprezy, artysta z kontraktem z wielką wytwórnia w kieszeni i szansami na adekwatnie wielką karierę w najbliższych miesiącach.

Brytyjski wokalista pokazał na swoim pierwszym koncercie w Polsce, że - choć jeszcze nie ukazał się nawet jego debiutancki album - jest artystą dojrzałym i spełnionym, który wie, czego chce i nie idzie na żadne artystyczne kompromisy. Muzyk zaskoczył widzów tym, jak łatwo nawiązał z nimi kontakt i niespodziankami w postaci choćby coveru utworu "Lean On", znanego z repertuaru grupy Major Lazer.

 

Widzów zachwycił także ognisty i mocny występ grupy Vessel, grającej w dużym, żywym składzie, na dwie perkusje czy, z zupełnie innej strony, o wiele bardziej spokojny i wyciszony koncert grupy Kiasmos. Ten ostatni mimo, że odbywał się o świcie, zgromadził pod sceną spory tłum.

Młoda Polska

Nie zabrakło także sporych emocji na występach rodzimych wykonawców. Gorącego przyjęcia doczekał się koncert typowanego na gwiazdę zespołu Rysy, ze sporym gronem wokalistów, gościnnie wspierających dwóch muzyków z głównego składu. Tłumy zgromadził pod sceną Król, który w mocno powiększonym, kilkuosobowym składzie, zagrał chyba najdłuższy koncert w swojej karierze: ten twórca słynął z występów trwających niewiele ponad dwadzieścia minut, tym razem był na scenie dwa razy dłużej.

Największym fenomenem jeśli chodzi o polskich wykonawców był jednak oczywiście artysta, który w ciągu ostatnich tygodni przekracza absolutnie wszystkie granice popularności i łamie wszystkie schematy, dotyczące funkcjonowania na scenie. To Taco Hemingway, hipsterski raper, o którym na wiosnę słyszeli tylko znajomi, a dziś zabijają się o niego wszystkie festiwale: od Open'era do Domoffonu i na każdym z nich przyciąga pod scenę gigantyczny tłum, spijający słowa z jego ust. Wciąż jeszcze przecież niedoświadczony artysta z koncertu na koncert radzi sobie coraz lepiej, w Katowicach wypadł przekonująco i żywiołowo.

Dodatkową atrakcją jego występu był fakt, że odbywał się na niezwykłej, okrągłej scenie z klasyczną amfiteatralna widownią: zbocza wokół sceny były szczelnie wypełnione widzami, a konieczność grania "na cztery strony" przydała dodatkowej intensywności koncertowej ekspresji artysty.

 

Katowickie Parc Del Forum

Okrągła scena to jednak tylko jeden z drobnych elementów większej całości - nietypowego, w znakomity sposób zaaranżowanego i wykorzystanego terenu festiwalowego. Rewelacyjnym pomysłem organizatorów, który z całą pewnością bardzo mocno przyczynił się do sukcesu imprezy, było umieszczenie jej na terenie dawnej kopalni Katowice w Bogucicach, a dokładniej - Strefy Kultury, położonej nieopodal centrum "dzielnicy", składającej się z kilku nowych obiektów przeznaczonych na działalność kulturalną i okołokulturalną: Muzeum Śląskiego, siedziby Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia i Międzynarodowego Centrum Kongresowego. "Testowane bojem": głośną muzyką i tłumem widzów, znakomicie sprawdziły się w festiwalowej roli poszczególne obiekty i przestrzeń wokół nich, na której wyrosło festiwalowe miasteczko z elementami typowymi (sceny namiotowe, strefy gastronomiczne czy toaletowe) i niecodziennymi (stylowy mini-lunapark z uroczą karuzelą w roli głównej, który był rzadko spotykanym na polskich festiwalach przykładem tzw. reklamy ambientowej, nietypowej, skupiającej się głównie na dostarczeniu uczestnikom dodatkowych korzyści praktycznych czy wrażeń estetycznych).

To była pierwsza okazja, żeby to miejsce zaistniało w sposób, dla którego powstało, a zarazem był to znakomity dowód na to, jak świetny pomysł miały władze Katowic i jak skutecznie, m.in. właśnie za jego pomocą, w błyskawicznym czasie zmieniły silnie zakorzeniony stereotyp dotyczący tego miasta, jako miejsca ekologicznej i społecznej katastrofy. Podczas festiwalowego weekendu wyraźnie można było dostrzec, że Katowice nie są w ruinie. Nie będzie wielkiej, a może wręcz żadnej przesady, w stwierdzeniu, że stolica Śląska dorobiła się dziś miejsca na miarę znanego doskonale wszystkim uczestnikom odbywającego się tam od lat festiwalu Primavera Sound, barcelońskiego Parc Del Forum: wygodnej przestrzeni na masowe imprezy kulturalne.

Dużo więcej niż muzyka

Na wielkim sukcesie katowickiego festiwalu mocno zaważyła jeszcze jedna rzecz: konsekwencja i spójność w budowaniu imprezy interdyscyplinarnej, wyrastającej z całej dekady bliskiej współpracy różnych śląskich środowisk artystycznych. W tym sensie Tauron Nowa Muzyka jest idealnym przykładem synergii i może stać się wzorcem dla tych wszystkich, którzy dostosowując się do coraz trudniejszych warunków na rynku, próbują wzbogacać program swoich festiwali. Katowicki festiwal wzniósł pojecie interdyscyplinarnego festiwalu na zupełnie nowy poziom i bardzo wysoko zawiesił poprzeczkę. Sukces polega na tym, że dzisiejszy efekt powstał w sposób naturalny, genetyczny, integralny. To nie tak, że do festiwalu muzycznego nagle przykleja się namiot ze stoiskami z artykułami typu hand made, a do kawiarni zaprasza się jakąś rozpoznawalną postać na spotkanie, zagłuszane przez dźwięki ze sceny.

W Katowicach jest zupełnie inaczej: organizatorzy festiwalu Tauron Nowa Muzyka właściwie od samego początku ściśle współpracowali z lokalnym środowiskiem artystów, designerów, ekologów, miejskich aktywistów - w pewnym sensie dorastali razem z nimi, będąc częścią nadzwyczajnego kulturalnego ożywienia Śląska w ostatnim czasie. Dziś działania i inicjatywy podejmowane przez śląskie środowisko są wpisane w festiwalowy genotyp i w żaden sposób nie sprawiają wrażenia doklejonego sztucznie kwiatka do kożucha.

W efekcie festiwalowy weekend był bardzo bogatą i różnorodną pod względem programowym miejską imprezą o bardzo progresywnym charakterze. Był czymś o wiele więcej niż tylko zestawem kilkudziesięciu koncertów - na festiwalowych ścieżkach muzyczne sceny były tylko jednymi z wielu przystanków.

W tym roku było to widać bardzo wyraźnie: podczas festiwalu odbywał się bogaty program dyskusji i warsztatów, poświęconych "naprawianiu miasta", zajęcia z podstaw designu, prezentacje prac i inicjatyw lokalnych artystów i specjalistów od rzemiosła artystycznego, projekcje video artu i filmów dokumentalnych, grupowe wycieczki po Katowicach i okolicy, a wreszcie - wystawa prac graficznych dwóch grafików-muzyków: Dawida Ryskiego i Mateusza Holaka.

Wystawa łączyła nie tylko sztuki plastyczne z muzyką (większość prac to plakaty koncertowe i okładki płyt), była także jedną z wielu nici łączących Tauron Nową Muzykę z odbywającym się w Katowicach dwa tygodnie wcześniej Off Festiwalem - można było ją oglądać podczas obu imprez, pierwszy z autorów występował w tym roku ze swoim zespołem na Offie, drugi - na Tauron Nowej Muzyce. W połączeniu z czymś do tej pory niespotykanym: wspólną promocją obu imprez, organizowanych przecież przez zupełnie odmienne podmioty, tworzyło to zupełnie nową jakość na rodzimej scenie festiwalowej, przełamującą schemat bezwzględnej konkurencji między poszczególnymi imprezami.

Był to zarazem kolejny mocny dowód na to, że festiwal Tauron Nowa Muzyka, do tej pory słynący przede wszystkim z tego, że pokazywał artystów, którzy moment wielkiej sławy mają dopiero przed sobą, jest także co najmniej dwa kroki do przodu wobec wielu innych imprez tego typu. Nowa Muzyka to dziś zdecydowanie coś więcej niż nowa muzyka, to także nowe pomysły, nowe podejście, nowa filozofia - to festiwal na nowe czasy.

Więcej o: