"Nie ma powrotu do dawnych czasów". Jak radzić sobie w czasach upadku festiwali? Organizatorzy szukają odpowiedzi

Jak zastąpić headlinerów? Czy organizować strefy dla VIP-ów? Jakie jedzenie serwować? To tylko kilka pytań, na które próbowali odpowiedzieć w Hamburgu organizatorzy najważniejszych europejskich festiwali muzycznych.

W Hamburgu skończyła się właśnie dziesiąta, jubileuszowa edycja Reeperbahn Festivalu. To coraz ważniejsza promocyjna impreza dla młodych zespołów, a zarazem spotkanie branży muzycznej z całego świata. Ze względu na czas, kiedy się odbywa, staje się swoistym podsumowaniem kończącego się sezonu i świetnym miejscem na próby prognozowania tego, co może się wydarzyć w następnym. Temu właśnie poświęcona jest większość festiwalowych paneli. Z punktu widzenia zwykłego uczestnika festiwali najciekawsze były zwłaszcza te, na których organizatorzy najważniejszych europejskich imprez tego typu zastanawiali się nad ich dzisiejszym statusem i przyszłością.

Glastonbury ma się świetnie

- Nie oszukujmy się: mieliśmy w tym roku jeden ze słabszych line-upów w historii - przyznał Martin Elbourne, jeden z organizatorów festiwalu Glastonbury. - Na szczęście nie miało to wielkiego znaczenia, jeśli chodzi o sprzedaż karnetów: wszystkie rozeszły się błyskawicznie. Ale mam pełną świadomość, że mamy wyjątkową pozycję wśród festiwali i niezależnie od zestawu zespołów, który nam się uda zbudować i tak znajdzie się tłum chętnych, żeby przyjechać do Glastonbury.

O tym, jak bardzo "nieprzemakalny" na wszystkie złe okoliczności, opinie i koniunktury jest ten festiwal, świadczy choćby historia z tego roku: kiedy organizatorzy ogłosili, że jednym z headlinerów będzie raper Kanye West, natychmiast spadły na nich gromy ze strony oburzonych stałych bywalców. Mimo petycji i internetowych kampanii, w których uczestniczyły dziesiątki tysięcy wściekłych Anglików - którzy, jak się nota bene miało później okazać, mieli pełną rację: "Yeezus" hip-hopu na Pyramid Stage wypadł fatalnie, te same dziesiątki tysięcy jednocześnie karnie ustawiły się w kolejce po festiwalowe karnety.

Pharrell Williams na Glastonbury 2015Pharrell Williams na Glastonbury 2015 Małgorzata Muraszko

 

Glastonbury 2015, fot. Małgorzata Muraszko

- Inne festiwale nie mają tak bezpiecznej sytuacji - ciągnął Elbourne. - W Anglii imprez tego typu jest zdecydowanie za dużo, konkurencja jest wprost mordercza i nie można mieć złudzeń: nie wszyscy przetrwają. W najbliższym czasie wiele festiwali po prostu będzie musiało upaść. Nam to nie grozi, mamy już potwierdzonych wszystkich trzech headlinerów na 2016 rok. Nie, nie mogę oczywiście podać żadnej nazwy.

Festiwal bez headlinerów

Co robić, żeby uniknąć kryzysu, a potem upadku - zastanawiali się uczestnicy kilku festiwalowych paneli. - Nie ma wątpliwości: era headlinerów zaczyna się kończyć - opowiadał Stephan Thanscheid z firmy FKP Scorpio, która organizuje kilkadziesiąt festiwali w całej Europie. - To oznacza, że trzeba trochę zmienić podejście do budowania programu festiwalu. Nie może on już wyglądać tak, że jest kilka wielkich gwiazd i przypadkowy zestaw mniej znanych zespołów. Dziś line-up musi być dobrze przemyślana całością, która jest spójna i atrakcyjna dla szerokiej grupy potencjalnych odbiorców.

Trochę inny pomysł dotyczący tego, jak w przyszłości może wyglądać budowanie festiwalowego programu podał Tuomas Kallio, dyrektor artystyczny festiwalu Flow w Helsinkach, słynącego z bardzo nietypowego line-upu, uwzględniającego przedstawicieli gatunków, które rzadko reprezentowane są na innych imprezach tego typu: alternatywnego jazzu czy eksperymentalnej awangardy.

- Kluczem do budowania line-upu bez headlinerów - mówił, - może być tworzenie swego rodzaju "pakietów gatunkowych", mocnych zestawów wykonawców, z których żaden sam w sobie nie mógłby być headlinerem, ale wspólnie mogą przyciągnąć publiczność, która zainteresowana jest danym gatunkiem.

Bogaci fani - festiwalowe zło konieczne

Ciekawym wątkiem, który pojawił się podczas jednego z paneli, była kwestia obecności VIP-ów na festiwalach. Uczestnicy rozmowy szybko zgodzili się co do ambiwalencji tej sprawy. Z jednej strony ustanawianie specjalnych stref dla VIP-ów, z lepszym dostępem do scen czy gastronomii jest bardzo negatywnie postrzegane przez większość publiczności, jako tworzenie podziałów i zaprzeczanie idei festiwalowej wspólnoty. Z drugiej strony sprzedaż droższych biletów - a cena pakietów VIP-owskich bardzo często przewyższa wielokrotnie cenę zwykłych karnetów - jest bardzo ważna dla zbilansowania wielu imprez pod względem finansowym.

- Kiedy okazało się, że festiwalami są coraz mniej zainteresowani bogaci ludzie, którzy nie chcą przepychać się w tłumie i słuchać muzyki z oddali, organizatorzy festiwali zaczęli przygotowywać dla nich specjalne oferty - opowiadał prowadzący rozmowę angielski dziennikarz Greg Parmley. - Chyba najdalej poszli autorzy festiwalu Boonaroo w Stanach. Najdroższy bilet, kosztujący kilkanaście tysięcy dolarów, gwarantował przeżycie czegoś, co przeżywają gwiazdy rocka: osobny "backstage", pełen jedzenia i alkoholu, dojazd na festiwal ekskluzywnym koncertowym autobusem i limuzynę podwożącą na koncerty do specjalnej strefy tuż pod sceną.

- To dość drażliwa sprawa - komentowała Fruzsina Szep, organizatorka takich festiwali jak m.in.: Sziget w Budapeszcie i Lollapalooza w Berlinie. - Kiedy tworzyliśmy zasady odbywającego się w tym sezonie po raz pierwszy festiwalu Lollapalooza, zdecydowaliśmy się na formułę "przyjaciele festiwalu". Nie chcieliśmy używać nazwy VIP, uznaliśmy, że ona źle się kojarzy.

Uczestnicy OFF Festiwalu w 2014 rokuUczestnicy OFF Festiwalu w 2014 roku Fot. Dawid Chalimoniuk / Agencja Wyborcza.pl

 

OFF Festiwal 2014, fot. Dawid Chalimoniuk, Agencja Gazeta

W trochę inną stronę, jeśli chodzi o nazewnictwo od kilku lat idą organizatorzy katowickiego Off Festiwalu, którzy swoich VIP-ów nazywają ironicznie "snobami". Na odległym biegunie jest natomiast helsiński Flow.

- U nas każdy uczestnik festiwalu jest VIP-em - opowiadał Kallio. - Wszyscy mają równy dostęp do całego festiwalowego terenu i prawo do korzystania z całej infrastruktury.

Jeść jak ludzie

Uczestnicy debaty zgodzili się, że czymś, co się bardzo zmienia i staje się coraz większym wyzwaniem dla organizatorów festiwalu jest gastronomia. W ostatnim czasie wiele festiwali przeszło w tej kwestii daleką drogę od bud z podłym, ulicznym jedzeniem do eleganckich stoisk, gdzie najlepsze restauracje w kraju oferują swoje wyrafinowane dania.

- Nie ma powrotu do dawnych czasów - mówił Thanscheidt - nikogo nie zadowoli już sucha bułka z kawałkiem mięsa. Ci organizatorzy, którzy tego nie rozumieją, będą nieuchronnie tracić publiczność. Tak, to do tego stopnia ważna sprawa. Oczywiście nie jest ważniejsza od muzyki, ale stanowi bardzo istotny element "przeżycia festiwalowego". W czasach rosnącej konkurencji nawet takie, zdawałoby się, drobiazgi jak duże kolejki do stoisk gastronomicznych czy ich nieciekawa oferta, mogą być dla widzów powodem do wybrania innego festiwalu i jedną z przyczyn jego upadku.