Off Festiwal dołącza do ogólnoeuropejskiej zabawy w prezentowanie festiwalowych programów na raty. Organizatorzy katowickiego festiwalu muzycznego, najważniejszego po Open'erze rodzimego przedsięwzięcia tego typu, właśnie ogłosili nazwy pierwszych wykonawców, którzy wystąpią na scenach w Dolinie Trzech Stawów w przyszłym roku.
Jeszcze kilka lat temu to wciąż jeszcze był ewenement: największe festiwale europejskie rozpoczynały sprzedaż karnetów i ogłaszanie pierwszych wykonawców na wiele miesięcy przed otwarciem bram. Dziś ta moda - wymuszona oczywiście dość wyraźnie przez coraz trudniejszą sytuację na rynku - dotarła do Polski na całego. Nie ma w zasadzie festiwalu: od gigantów takich jako Open'er, aż do nowopowstałych, ciekawych imprez o znacznie mniejszych rozmiarach, takich jak poznański Spring Break czy gdański Soundrive, który nie ogłosiłby już co najmniej daty przyszłorocznej edycji i części programu i nie rozpocząłby przedsprzedaży biletów w tej czy innej formie.
Trudno się dziwić organizatorom tego typu imprez, że działają w taki sposób - ich wydarzenia odbywają się raz do roku, przez kilka dni. Dwanaście miesięcy, dzielących kolejne edycje, to niemal epoka w czasie, kiedy umiejętność skupienia uwagi na informacji liczy się już raczej w sekundach. Nic więc dziwnego, że robią wszystko, żeby podtrzymywać zainteresowanie swoimi działaniami wśród potencjalnych klientów, rozpisując plan informowania ich o swoich poczynaniach na wiele miesięcy.
Do tego dochodzi jeszcze ważny motyw merkantylny - przecież karnet na festiwal to niemal idealny prezent pod choinkę dla wielu osób w szerokim przedziale od kilkunastu do ponad trzydziestu lat. Nic więc dziwnego, że organizatorzy większości imprez bardzo mocno pracują nad tym, żeby sprzedaż biletów i ogłaszanie pierwszych gwiazd rozpocząć jeszcze przez pierwszą gwiazdką. Dziś do tej listy dopisuje się katowicki Off Festiwal.
Najbardziej znaną nazwą, która pojawiła się w zestawie ogłoszonym przez organizatorów Off Festiwalu jest Napalm Death. To dziś prawdziwa legenda alternatywnej sceny, zespół, który co prawda gra bardzo ekstremalną muzykę, ale przez lata działalności, obfitującej w najróżniejsze, czasem bardzo zaskakujące przedsięwzięcia i projekty, zdołał wypracować sobie szacunek nawet wśród osób, które na co dzień słuchają zupełnie innych dźwięków.
Grupa powstała w Anglii w latach 80. na fali rosnącej popularności sceny punkowej. Kilku nastolatków postanowiło mocno podnieść poprzeczkę, jeśli chodzi o ekspresję - uważali, że to, co prezentują klasycy punk rocka jest o wiele za mało radykalne pod względem dźwiękowym.
W efekcie powstała muzyka znana dziś jako grind core, gatunek o sile nieznanej wcześniej na scenie muzycznej: niektóre utwory potrafiły trwać zaledwie kilkanaście sekund, ścieżki gitar ukryte były pod grubą warstwą przesterów, a perkusista grał tak szybko, jakby miał cztery ręce. Dla wielu osób taki pomysł był - i do dziś jest - absolutnie nie do przyjęcia, ale zespół szybko doczekał się sporej publiczności.
Co ciekawe - już od samego początku działalności młodym Anglikom udało się coś, co udawało się mało komu, zwłaszcza w tamtych czasach, kiedy granice między gatunkami i subkulturami były bardzo szczelne: grupa zdobyła zaufanie zarówno publiczności punkowej, jak i metalowej. Tak jest w zasadzie do dziś. Choć formacji we współczesnej postaci bliżej raczej do metalu, okładkę jej debiutanckiej płyty, albumu "Scum", znaleźć można w formie naszywki na niejednej punkowej kurtce.
Znacznie bardziej przyswajalną wersję punkowego grania zaprezentuje w Katowicach amerykańska formacja Beach Slang. To zespół bardzo młody, choć składający się z prawdziwych weteranów niezależnego amerykańskiego punk rocka - jego lider, James Alex, grał wcześniej w popularnej w tym środowisku grupie Weston.
Grupa powstała zaledwie kilkanaście miesięcy temu, ale zrobiło się o niej głośno już po opublikowaniu pierwszej epki - zespół zachwycił wielu fanów swoimi arcyprzebojowymi, melodyjnymi piosenkami i tekstami, w których aż roi się od entuzjazmu i radości życia wśród przyjaciół i muzyki. Wielkie wrażenie robiły też pierwsze koncerty grupy, podczas których Alex szalał po scenie jak nastolatek, choć jest w wieku raczej ojca nastolatków. Grupa, która po roku działalności miała w dorobku zaledwie osiem utworów, stała się jednym z ulubieńców wielu amerykańskich serwisów muzycznych blogów. Nie zawiodła bardzo wysokich oczekiwań publikując swoją debiutancką płytę długogrającą, album zatytułowany "The Things We Do to Find People Who Feel Like Us", który ukazał się nakładem niezwykle cenionej w środowisku fanów emo-punka wytwórni Polyvinyl. Płyta zawiera zestaw pełnych energii piosenek, które ani trochę nie straciły świeżości i entuzjazmu znanego z pierwszych nagrań zespołu.
Zaproszenie tej grupy do Polski jest ze strony organizatorów Off Festiwalu ruchem bardzo odważnym i idącym bardzo mocno pod prąd modom. O ile w Stanach to dziś jeden z najgorętszych punktów sceny alternatywnej i jedna z twarzy niedawnego odrodzenia emo-punka, w Polsce to formacja niemal zupełnie nieznana. Choć w latach 90. scena niezależna była jednym z najbardziej witalnych elementów rodzimej sceny muzycznej, fenomen amerykańskiego renesansu takiego grania do Polski nie przeniósł się zupełnie, a nazwy najważniejszych reprezentantów tego zjawiska, takich grup jak choćby: The World Is A Beatiful Place And I Am No Longer Afraid To Die, The Hotelier czy Iron Chic, w zasadzie nic tu nikomu nie mówią.
Dwójka pozostałych wykonawców, których nazwy znalazły się w pierwszym offowym ogłoszeniu, zdaje się dobrze pasować do tej imprezy. Sleaford Mods to angielska grupa, łącząca w swojej twórczości elementy hip-hopu i post punka, słynąca z pełnych wulgaryzmów tekstów, rozliczających się ze społecznymi problemami życia na współczesnym Zachodzie. Machinedrum to z kolei amerykański producent muzyki elektronicznej, mieszkający od lat w Berlinie.
Podczas tegorocznych Europejskich Targów Muzycznych Co Jest Grane, kiedy pomysłodawca i dyrektor Off Festiwalu Artur Rojek promował książkę, wywiad-rzeka z nim, który przeprowadziła Katarzyna Klich, zapytany przez kogoś z publiczności o przyszłoroczną edycję imprezy, odpowiedział dość enigmatycznie, że będzie "trochę inna" niż poprzednie. Nie chciał tego wyjaśnić, a wśród pilnych obserwatorów rodzimej sceny festiwalowej wywołał pewien niepokój.
Pierwsze ogłoszenie festiwalowych wykonawców w żaden sposób tych wątpliwości nie rozwiewa i nie odpowiada na rodzące się po tamtym oświadczeniu pytania. Pierwszy zestaw zespołów wskazywałby bowiem raczej na to, że katowicki festiwal bardzo konsekwentnie trzyma się wypracowanej w ubiegłych latach formuły: penetruje te gatunki na scenie alternatywnej, które są jednocześnie ciekawe i popularne (przynajmniej na Zachodzie), buduje swój program na eklektycznym podejściu i łączeniu różnych stylistyk, nie boi się ryzykownych ruchów, pełniących jednocześnie ważną funkcję edukacyjną - organizatorzy zapraszają zespoły mało albo zupełnie w Polsce nieznane, żeby przedstawić festiwalowej publiczności coś, co uważają za wartościowe i ciekawe.
Na razie więc nie zapowiada się na jakąś specjalną rewolucję organizacyjną czy programową na katowickim festiwalu, co chyba niespecjalnie martwi wielbicieli tej imprezy, którzy zapewne już mają kupiony karnet i zarezerwowane miejsce w hotelu.
Off Festiwal odbędzie się w tym roku w dniach 5-7 sierpnia w Katowicach. Do 4 stycznia lub do wyczerpania puli odbywa się sprzedaż karnetów Early Off - są one dostępne dla zarejestrowanych użytkowników Off Sklepu. Pozostali mogą już kupować zwykłe karnety trzydniowe w cenie 230 zł