Narzucone przez firmę Alter Art, organizatora takich imprez jak Open'er i Orange Warsaw Festival, reguły gry w ogłaszanie festiwalowej listy wykonawców, przyjęły się w Polsce na dobre i teraz już wszyscy dozują kolejne nazwy w małych dawkach podawanych co kilka lub kilkanaście dni. Po świąteczno-noworocznej przerwie do zabawy z mediami i fanami wraca katowicki Off Festiwal - jego organizatorzy właśnie ujawnili kolejny fragment afisza tegorocznego wydania swojej imprezy. Widać na nim następujące nazwy: Gus Gus, Clutch, Daniel Avery, Flatbush Zombies, Brodka i SBB.
Po nader punkowym pierwszym ogłoszeniu, w którym pojawiły się takie zespoły jak Napalm Death i Beach Slang, to krok w kierunku "klasycznego Offa" - trochę muzyki do tańca, trochę świeżych talentów i wyciągnięci z przymusowej emerytury weterani. Do kompletu brakuje jeszcze tylko nietypowego folku i awangardowych eksperymentów, których spodziewać się można zapewne w kolejnych tygodniach. Pogłoski, że tegoroczny Off Festiwal ma modyfikować swój charakter, póki co okazują się nieco przesadzone.
Za najważniejszy, bo najbardziej znany, akord tego ogłoszenia uznać trzeba zespół Gus Gus. To prawdziwi weterani sceny alternatywnej, którzy mają dziś wszystko, co potrzeba, żeby zyskać na niej sławę i autorytet: grają muzykę, która jest jednocześnie przebojowa i wyrafinowana, dają znakomite koncerty i... są z Islandii, a to - niezależnie od tego, jak absurdalnie i niesprawiedliwie brzmi - z miejsca oznacza kilka punków więcej do popularności i uznania.
Grupa powstała w czasie, kiedy sporej części uczestników Off Festiwalu nie było jeszcze na świecie - w 1995 roku w Reykjaviku. Co ciekawe - początkowo jej członkowie nie za bardzo chcieli zajmować się muzyką: spotkali się, bo chcieli wspólnie kręcić filmy. Nic więc dziwnego, że nazwę zaczerpnęli ze ścieżki dialogowej jednego z filmów zapomnianego dziś już nieco twórcy, który w latach 70-tych zrewolucjonizował europejskie kino artystyczne, Rainera Wernera Fassbindera. Był to, swoją drogą, zabawny i przejmujący jednocześnie obraz, który dziś znów okazuje się być bardzo na czasie: opowieść o uchodźcy, którego przygarnia zwykła niemiecka kobieta.
Szybko okazało się jednak, że młodzi islandzcy filmowcy potrzebują dla nich produkcji oprawy dźwiękowej, a potem - że jeśli chodzi o jej tworzenie są o wiele bardziej utalentowani niż w kwestii przenoszenia swoich pomysłów na celuloid. Kilkunastoosobowa grupa podzieliła się wówczas na właściwy zespół muzyczny i resztę, która z czasem przerodziła się w prężną firmę produkującą teledyski i reklamy. Z pierwotnego składu wywodzi się też kilkoro artystów, którzy z większym lub mniejszym powodzeniem działają samodzielnie. Największy sukces z nich wszystkich odniosła bez dwóch zdań Emiliana Torrini.
Ale wracając do Gus Gus - członkowie grupy bardzo szybko zdecydowali, że skupią się na graniu tanecznej muzyki elektronicznej, łącząc elementy jej kilku najpopularniejszych wówczas gatunków: niemieckiego techno, brytyjskiego trip hopu i amerykańskiego house'u. Nie byliby jednak muzykami z Islandii, gdyby nie dodali do tego jeszcze czegoś, co łączy wszystkich wykonawców z tej wyspy: swoistego brzmienia i jedynej w swoim rodzaju aury, która towarzyszy muzyce.
Dziś grupa ma w swoim dorobku kilkanaście albumów: studyjnych, koncertowych, kompilacyjnych, zawierających materiał całkiem premierowy i remiksy. Jej ostatnie regularne wydawnictwo ujrzało światło dzienne w 2014 roku - to płyta zatytułowana "Mexico".
Trójka zagranicznych wykonawców, którzy pojawią się w Katowicach, reprezentuje trzy odmienne gatunki, najczęściej będące podstawą budowania festiwalowych programów: rocka, tanecznej muzyki elektronicznej i hip hopu.
Zespół Clutch to goście ze Stanów Zjednoczonych, przedstawiciele coraz popularniejszej w Polsce odmiany ciężkiego grania, zwanego stoner rockiem. Muzyków z Maryland zaliczyć można do pionierów tej estetyki - grupa istnieje od ponad ćwierć wieku, a jej dyskografia składa się z dwóch dziesiątek płyt. Zespół nigdy nie osiągnął statusu gwiazdy, ale i rzadko schodził poniżej poziomu, zapewniającego jego członkom możliwość spokojnej pracy nad kolejnymi materiałami i koncertowania po całych Stanach i nie tylko. Największą popularność grupa zyskała mniej więcej w połowie lat 90-tych, kiedy udało się jej wyjść poza granice stonerowej niszy. Zapewniło jej to stałą, trwającą do dziś, obecność w cieszących się sporą popularnością i relatywnie dużą liczbą słuchaczy, regionalnych rockowych rozgłośni radiowych.
Daniel Avery to z kolei gość z innego kontynentu, innej muzycznej planety i całkiem innej generacji - to młody producent i DJ z Londynu. Działa na tamtejszej scenie zaledwie od kilku lat, ale szybko zdobył sławę oryginalnymi produkcjami, charakterystycznymi za sprawą ubarwiania klasycznego house'owego brzmienia elementami nieco mrocznej psychodelii. Ta ostatnia nie bierze się z nikąd - muzyk często pokazuje, że bardzo ceni sobie płyty z czasów, kiedy była ważnym elementem brzmienia największych muzycznych gwiazd - w swoje sety DJ-skie z lubością wplata ich, czasem zupełnie zapomniane, nagrania.
Flatbush Zombies to z kolei propozycja dla wielbicieli - nieco offowego, jak przystało na katowicki festiwal - hip hopu. To kilkuosobowy raperski kolektyw, pochodzący - jak wskazuje sama jego nazwa - z brooklyńskiej dzielnicy Flatbush. Wraz z kilkoma innymi lokalnymi składami Flatbush Zombies tworzą załogę zwaną Beast Coast. Choć członkowie grupy wywodzą się ze środowiska jamajskich imigrantów, o wiele bardziej niż muzyka reggae, której z pewnością wiele musieli słuchać w dzieciństwie, na ich twórczość wpłynęły dwie sprawy: dziecięca fascynacja japońskimi filmami anime i nieco późniejsze zainteresowanie psychodelicznymi narkotykami, do którego chętnie przyznają się w wywiadach. Nieco pokrętnie wyjaśniają nawet za ich pomocą swoją nazwę - narkotyki miały zabić ich ego, a teraz odrodzili się jako zombie. Muzycy do tej pory wydali tylko kilka nagrań na epkach, singlach i mixtape'ach, ich pełnowymiarowy debiut ma się ukazać na początku marca.
Ciekawie prezentuje się natomiast polski dodatek do zagranicznych wykonawców. Oto bowiem z jednej strony organizatorzy proponują to, co w rodzimej muzyce najświeższe - Brodkę, z drugiej - to, co w niej bardzo ważne, a coraz bardziej zapomniane, grupę SBB.
Brodka, to wiadomo już dziś, to w tym roku ten z polskich wykonawców, o którym na alternatywnej scenie - oby nie tylko w Polsce - będzie się mówiło najgłośniej i w najdalej idących superlatywach. Choć jej nowy materiał miało okazję poznać dopiero kilkanaście osób, wieść już zaczęła się nieść: ambitna i utalentowana wokalistka, znana do tej pory z propozycji najpierw popowych, potem indie-popowych, wykonała kolejny krok, oddalający ją od jakichkolwiek konotacji z popem i proponuje dziś alternatywne, gitarowe granie, w którym na elektroniczne dźwięki i taneczne rytmy nie ma miejsca prawie wcale.
Jej nowa płyta ukaże się już niedługo, a już dziś jest jedną z najbardziej oczekiwanych tegorocznych premier. Na dodatek o obecność Brodki na którejś ze swoich scen będą się bić wszyscy organizatorzy mniejszych i większych festiwali. Na razie było wiadomo, że artystka zaprezentuje się na poznańskim Spring Breaku, teraz wiadomo już, że także na Offie, zaraz zapewne przyjdzie czas na ruch Alter Artu - przedstawiciele tej firmy bardzo uważnie oglądali pierwszy publiczny występ artystki po długiej przerwie, podczas festiwalu Eurosonic w Holandii.
Występ SBB będzie z kolei bardzo ważną, wciąż nie odrobioną, lekcją historii rodzimej muzyki. Grupa, która powinna być legendą, choć jest dziś raczej zapomnianą ciekawostką z przeszłości, wykona na festiwalu materiał ze swojej pierwszej studyjnej płyty długogrającej, wydanego 41 lat temu albumu "Nowy horyzont". Czy i tym razem nastąpi "efekt Wodeckiego" i śląski zespół po występie na Off Festiwalu zyska nagle mocno spóźnioną popularność wśród rodzimych hipsterów? Okaże się już w pierwszych dniach sierpnia.
Off Festiwal odbędzie się w tym roku w dniach 5-7 sierpnia w Katowicach. Wcześniej na liście wykonawców pojawiły się następujące nazwy: Napalm Death, Beach Slang, Sleaford Mods i Machinedrum. Karnety trzydniowe można dziś nabyć w cenie 230 zł.