Tego jeszcze nie było - Barack Obama otworzył festiwal SXSW. "Wydaje wam się, że siedzę w jakimś tajnym pomieszczeniu..."

- Jeśli głosowanie będzie tak łatwe, jak zamawianie pizzy, frekwencja wyborcza znacznie się zwiększy - mówił prezydent Obama na konferencji South By South West. Wizyta tak ważnej postaci na tego typu imprezie to ewenement na skalę światową.

Tegoroczna konferencja South By South West zaczęła się od bardzo mocnego akcentu. W zasadzie: najmocniejszego, jaki można sobie wyobrazić. Autorem "keynote speech", czyli najważniejszej prezentacji dnia, był sam prezydent Barack Obama. Był to nie tylko pierwszy tego typu przypadek w trzydziestoletniej historii imprezy, odbywającej się w Austin w Teksasie. Był to ewenement na skalę globalną.

Życzliwe oczekiwanie w korku

Wizyta prezydenta, jak zawsze, spowodowała spore zamieszanie w całym mieście. W tym wypadku zamieszanie podwójne, bo Austin w czasie festiwalu, nawet i bez odwiedzin szefa państwa i jego ochrony, staje na głowie. Stosunkowo niewielkie, choć rozległe, miasto zamienia się w tym czasie w jeden wielki hotel dla dziesiątek tysięcy gości z całego świata, a samo centrum - w gigantyczne miasteczko festiwalowe z niezliczonymi scenami, salami projekcyjnymi i widowiskowymi, miejscami do prezentacji najróżniejszych produktów, technologii i wynalazków. Pierwszego dnia festiwalu za sprawą przyjazdu prezydenckiej świty, lotnisko było zatłoczone bardziej niż zwykle, a samochody stały w jeszcze większych niż zwykle korkach.

Ale nikt nie narzekał. Wręcz przeciwnie, wszędzie było widać ekscytację i zainteresowanie wizytą prezydenta. Po części wynikało to z pewnością z tego, że w roku wyborczym, w samym środku długiej serii prawyborów, Amerykanie są znacznie bardziej niż zwykle zainteresowani polityką.

Barack Obama przyleciał na SXSWBarack Obama przyleciał na SXSW Ron Jenkins / AP (AP Photo/Ron Jenkins)

 

Gotowość agentów i zamknięte lotnisko, tuż przed przylotem Baracka Obamy na SXSW, fot. AP Photo/Ron Jenkins

Żarty nie wymyślone w sztabie

Prezydent Obama wszedł na scenę w jednym z festiwalowych obiektów swobodnym krokiem, bez krawata, z rozpiętym górnym guzikiem koszuli. Uśmiechnął się, a nawet puścił oko do wypełniającej salę po brzegi publiczności. Od razu było widać, że daleko mu do tradycyjnych polityków, wyglądających o zachowujących się śmiertelnie poważnie. Znacznie bardziej dystyngowany był od niego prowadzący rozmowę Even Smith, ceniony redaktor i dziennikarz miejscowej gazety "The Texas Tribune". I nie chodziło tylko o to, że zdawał się być co najmniej o jedno pokolenie starszy od prezydenta. Raczej o to, że ten ostatni na każdym kroku pokazuje, że jest politykiem zupełnie nowego rodzaju.

Znakomitym dowodem było choćby to, że - choć mówił o poważnych i ważnych sprawach - nieustannie żartował. Co więcej, jego żarty były naprawdę zabawne i przynajmniej niektóre mocno sprawiały wrażenie sytuacyjnych i spontanicznych, a nie napisanych wcześniej przez sztab specjalistów od prezydenckiego PR-u.

Najzabawniejszy Obama był wtedy, kiedy mówił o tym, jak media tworzą fałszywy obraz wydarzeń. - Wydaje wam się, że siedzę w jakimś tajnym pomieszczeniu i przesuwam w powietrzu jakieś hologramy - opowiadał, naśladując ruchy Toma Cruise z filmu "Raport mniejszości", - a na bazarze w Istambule amerykańscy agenci zaczynają działać. No cóż, w rzeczywistości siedzę wściekły w Gabinecie Owalnym ze słuchawką w ręku i rozpaczliwie próbuję się połączyć.

Zaangażować najbardziej innowacyjnych

Ale Obama oczywiście nie przyjechał do Austin, żeby opowiadać dowcipy. Nic z tych rzeczy. Spotkanie z przedstawicielami innowacyjnego środowiska wynalazców, inżynierów, specjalistów od najnowszych technologii - bo właśnie taka jest spora część uczestników modułu konferencji South By South West zwanego Interactive - poświęcone było przede wszystkim mobilizowaniu ich do większego niż do tej pory społecznego zaangażowania. Obama zaczął od kilku przykładów na to, jakie dobre może ono przynosić efekty. Chodziło o sytuacje, w których władza korzysta ze współpracy ze specjalistami od nowoczesnych technologii i pomaga w ten sposób społeczeństwu: jego całości lub grupom wchodzącym w jego skład. Mówił m.in. o kwestii wspierania studentów czy państwowej pomocy społecznej - twierdził, że już samo skomputeryzowanie tych systemów przyczyniło się do ich sprawniejszego działania, a w praktyce: do skuteczniejszemu pomagania zwykłym Amerykanom.

- Jestem tu głównie po to - mówił do wynalazców, innowatorów, biznesmenów - żeby was namówić do współpracy właśnie w tym kierunku. Bez waszej pomocy nie uda się rozwijanie kolejnych inicjatyw tego typu. A ja mogę was zapewnić, że moja administracja będzie je mocno wspierać. Obiecuję też, że zrobię wszystko, żeby osoba, która przejmie po mnie stanowisko, nie cofnęła się z drogi rozwoju, na którą już wkroczyliśmy.

Głosowanie jak zamawianie pizzy

Dość zaskakujący mógł być fakt, że prezydent sporą część swojego wystąpienia poświęcił sprawie, wokół której od wielu lat zdaje się istnieć bardzo konsekwentna zgoda polityków z wszystkich krajów, z bardzo nielicznymi wyjątkami. Chodzi o wciąż daleką od dopuszczenia na szeroką skalę kwestię tzw. elektronicznej demokracji czyli wyborów on-line.

- Nie może być tak, jak jest teraz, że łatwiej jest zamówić przez internet pizzę czy zapłacić rachunki, niż dokonać najbardziej podstawowego aktu, związanego z uczestnictwem w życiu demokratycznego społeczeństwa, czyli oddania głosu w wyborach - mówił Obama. - Powinniśmy zrobić wszystko, co możliwe, żeby zwiększyć dzisiejsze, zawstydzające, statystyki dotyczące frekwencji w wyborach. Nie mam najmniejszych wątpliwości, tym bardziej, że robiliśmy badania dotyczące tej sprawy: jeśli głosowanie będzie łatwiejsze na poziomie czysto technicznym, jeśli będzie można go dokonać z domowego komputera czy smartfona, głosować będzie nieporównywalnie więcej osób niż dziś.

Barack Obama przyleciał na SXSWBarack Obama przyleciał na SXSW Ron Jenkins / AP (AP Photo/Ron Jenkins)

 

Barack Obama przyleciał na SXSW, fot. AP Photo/Ron Jenkins

Kiedyś Snowden, dziś Obama

Prezydent dotknął też w swojej wypowiedzi kwestii bezpieczeństwa i prywatności w internecie, które są od lat tematem gorących debat - także na konferencji South By South West: jej gośćmi w ubiegłych latach byli ważni adwokaci takich spraw jak jawność działań państwa czy ochrona prywatności obywateli, Julian Assange czy Edward Snowden.

- Bardzo ważne jest pokazywanie, że państwo najczęściej korzysta z nowoczesnych technologii w sposób korzystny dla obywateli - postulował prezydent. - Być może na tej sali siedzi jakiś zajadły libertarianin, który od świtu do zmierzchu nienawidzi państwa. Oczywiście to jego prawo. Chciałbym mu tylko zwrócić uwagę na to, że kiedy rano sprawdzał prognozę pogody w swoim telefonie, wykorzystywał dane pochodzące z rządowego satelity meteorologicznego. Takich przykładów mogę podawać mnóstwo. Nie brakuje osób, które zwracają uwagę tylko na złe strony, nie pokazując dobrych: mówią o agencjach, które zbierają informacje o obywatelach, ale nie wspominają o tym, ile budynków nie zostało za sprawą tych informacji wysadzonych w powietrze przez terrorystów.

Zapytany o bardzo ważny w tym kontekście, głośny w ostatnich tygodniach spór pomiędzy FBI i koncernem Apple o dostęp do telefonu terrorysty, który zamordował w Kalifornii kilka osób, Obama powiedział, że nie może komentować tego konkretnego przypadku, ale jego zdanie w tego typu sprawach od dawna jest jasne i niezmienne.

- Przecież ten problem jest stary jak świat, powstał na długo przedtem, zanim wymyślono smartfony - opowiadał Obama. - I od dawna mamy jego skuteczne rozwiązanie. Jeśli ktoś jest podejrzany o robienie czegoś nielegalnego, społeczeństwo zgadza się na to, że przed drzwiami takiej osoby staje oddział uzbrojonych policjantów z nakazem przeszukania w ręku i zgodnie z procedurą określoną dla tego typu przypadków, sprawdza czy nie dzieje się tam nic niebezpiecznego. Dziś technologia poszła tak daleko, że bomby nie szuka się pod łóżkiem. Dziś odpowiednikiem tego oddziału stają się funkcjonariusze państwa, którzy muszą mieć prawo kontrolowania tego, czy ktoś nie planuje zrobić czegoś złego za pomocą własnego telefonu.

Więcej o: