- Czy jest pan gotów stać na straży porządku prawnego, odnowionej, demokratycznej Rzeczpospolitej Polskiej?
- Bezapelacyjnie, do samego końca... Mojego lub jej...
Jeśli pamiętacie tę kwestię i też uważacie, że gdyby nie padła z ust Bogusława Lindy, nie byłaby nawet w połowie tak dobra, to znaczy, że pewnie siedzieliście wczoraj przed telewizorami i oglądaliście "Paradoks".
Znawcy do dziś spierają się, gdzie powstają najlepsze seriale kryminalne. Jedni wymieniają produkcje amerykańskie ("CSI" ), inni wskazują na Brytyjczyków ("Morderstwa w Midsomer" , "Morderca z Whitechapel" ) albo Hiszpanów ("Odliczanie" ), a jeszcze inni podkreślają, że prawdziwych perełek należy szukać wśród Skandynawów, którzy udowodnili, że nie tylko potrafią pisać, ale też wiedzą, jak kręcić świetne kryminały.
Twórcy "Paradoksu" od początku zapowiadali, że inspirowali się przede wszystkim klimatami z północy. Widać to już od pierwszych minut. Szare, przygnębiające wnętrza, zmęczone, brzydkie twarze, ponura muzyka i ten cały czas lejący się z nieba deszcz - nawet czołówka może się kojarzyć z "The Killing", choć bardziej z amerykańską niż duńską wersją.
Ale na klimacie podobieństwa właściwie się kończą. Tam mamy historię jednego morderstwa, które staje się główną osią napędową filmu, tutaj każdy odcinek poświęcony jest osobnej sprawie . Oczywiście pierwsze skrzypce gra mrukliwy, doświadczony inspektor Marek Kaszowski (Linda), dla którego bardziej od papierkowej roboty ważniejsze jest wymierzenie sprawiedliwości. Nie zawsze zgodnie z obowiązującymi procedurami, nie zawsze zbyt etycznie, ale zawsze skutecznie. I tu na scenę wchodzi pani podkomisarz Joanna Majewska (Anna Grycewicz), funkcjonariuszka Biura Służby Wewnętrznej, której zadaniem jest kontrolowanie poczynań inspektora.
Widać, że autorzy "Paradoksu" postawili sobie za cel wyjście poza ramy detektywistycznej konwencji . Jeśli jest morderstwo, to dowiadujemy się o nim na opak. Jeśli gdzieś szukać prawdziwego wroga inspektora Kaszowskiego, to niekoniecznie wśród przestępców, ale raczej jego kolegów czy koleżanek po fachu.
A jednak coś w tym serialu zgrzyta. Porównanie polskiego kryminału z ich skandynawskimi czy amerykańskimi odpowiednikami siłą rzeczy wypada w "Paradoksie" jak kurs złotówki do euro. Zdjęcia są niezłe, scenografia starannie dobrana, ekipie udało się zbudować sugestywny, duszny klimat, ale scenarzysta (Igor Brejdygant) wyraźnie przeszarżował, wprowadzając do fabuły zbyt wiele wątków i bohaterów naraz . Niestety, przez to pierwszy odcinek zamienił się w chaotyczną i skleconą z gatunkowych klisz opowiastkę umęczonego funkcjonariusza policji.
Linda mógł też sobie podarować kilka drętwych kwestii, jeśli nie miał odwagi zrobić tego za niego autor scenariusza. Zwłaszcza w scenie na komisariacie, gdy zmarkotniały inspektor rzuca od niechcenia: - Lecę, mordercy grasują.
No cóż, ja tam nie widziałem ani lecącego Lindy, ani grasujących morderców. Ale wierzę, że ekipa "Paradoksu" jeszcze będzie miała czas na poprawienie błędów i nie podzieli losu poprzedniej telewizyjnej produkcji TVP z Lindą. "Ratownicy" znikli z anteny po 13 odcinkach, na tyle samo przewidziano pierwszy sezon "Paradoksu". Serial po połowie reżyserują Greg Zgliński i Borys Lankosz - takie nazwiska zobowiązują .