Powrót "Miasteczka Twin Peaks" - petarda czy odgrzewany kotlet? "Lynch ma wszelkie predyspozycje do tego, żeby przekombinować" [WYWIAD]

- Trudno prorokować, jak wyglądałaby dziś telewizja, gdyby nie premiera "Twin Peaks" w latach 90. Czy widz to doceni? Na pewno uszanuje, poczuje sentyment, ale niekoniecznie będzie oglądać. Uwielbienie może zostać w lajku albo tylko na papierze - komentuje powrót "Miasteczka Twin Peaks" do telewizji Agnieszka Staszczak z serwisu Popmoderna.

Najpierw były plotki i domysły, później tajemnicze sygnały wysyłane przez samych twórców. Od wczoraj to już pewne: amerykańska stacja Showtime ogłosiła produkcję kolejnej serii kultowego "Miasteczka Twin Peaks". Wspólny projekt Davida Lyncha i Marka Frosta ma wrócić do telewizji ćwierć wieku po premierze ostatniego odcinka.

Szefowie stacji zamówili już dziewięć odcinków. Ich akcja ma się rozgrywać współcześnie. Nad scenariuszem będą pracowali wspólnie "ojcowie" sukcesu legendarnego serialu: David Lynch i Mark Frost. Lynch ma odpowiadać za reżyserię wszystkich odcinków.

Jak przyznaje Frost, pomysł, by wrócić do Twin Peaks, narodził się około trzy lata temu. Zapytany o to, czy można doszukiwać się ukrytego sensu w słowach, które w finale wypowiedziała Laura Palmer (zwróciła się do agenta Coopera: "Widzimy się za 25 lat"), odpowiedział krótko: obejrzycie, to się przekonacie.

- Ci, którzy chcą zobaczyć znane twarze, a także ci, którzy szukają czegoś nowego, nie zawiodą się - zdradził Frost, choć szczegóły dotyczące obsady, przynajmniej na razie, nie są jeszcze znane.

Prace na planie powinny ruszyć w przyszłym roku, premierę na antenie Showtime zaplanowano na 2016 rok - wtedy twórcy i wielbiciele serialu będą świętować 25-lecie emisji finału.

"Twin Peaks" zza kanapy - ROZMOWA Z AGNIESZKĄ STASZCZAK

Mariusz Wiatrak: Ta guma, którą pani tak lubi, znów będzie modna?

Agnieszka Staszczak, autorka serwisu Popmoderna.pl: Wiesz co, to pytanie jest sformułowane dla mnie bardzo produktowo, ale może słusznie jest dziś mówić o serialach właśnie jak o produktach. Zwłaszcza jeśli mamy do czynienia z reaktywacją i powrotem do czegoś, co kiedyś zaskoczyło. Ale po liczbie znajomych, którzy aktywnie komentowali wiadomość o powrocie "Miasteczka Twin Peaks", wydaje mi się, że ten produkt jest pożądany.

Pytanie brzmi: jak bardzo?

- Jest różnica między tym, co deklarujmy, co jest przez nas lubiane, a tym, co rzeczywiście robimy i co oglądamy. "Twin Peaks" to serial szczególny, popularność zyskał dopiero jakiś czas po tym, gdy został wyemitowany. Przecież rozmawiamy o produkcji, którą część z nas śledziła kątem gdzieś przy kanapie, za plecami rodziców... Dopiero później docierało do nas, że to serial wybitnego reżysera. Sentyment i wspomnienie - to na pewno są rzeczy, które zadziałają na korzyść tego serialu.

Jak nie kinowe przeboje przerabiane na serial ("Dziecko Rosemary", "Hannibal"), to seriale przerabiane na... inne seriale ("Utopia", "The Killing"). Między tym wszystkim wraca "Miasteczko Twin Peaks". Może w telewizji zaczyna brakować pomysłów?

- Pewnie dla twórców kuszące jest to, że niektóre postaci i wątki serialowe są już dziś niemal archetypiczne, więc czasem warto powrócić do czegoś, co widz doskonale już zna, dorzucając do tego jakiś świeży ekstrakt. Czyli nie musimy rozpracowywać całej sytuacji i kreślić sobie drzewka wzajemnych relacji między postaciami w głowie, tylko skupić się na detalu. "The Killing", o którym wspomniałeś, znużył mnie już w drugim albo trzecim odcinku - nie było to ani porywające, ani ładne. W "Twin Peaks" znalazło się kilka scen, na które mogłeś się gapić bez konieczności zwracania uwagi na samą historię.

 

A może temu serialowi powrót po prostu się należy? Szlaki dla współczesnych, jakościowych seriali (i telewizji w ogóle), jak twierdzą niektórzy, przetarli Lynch i Frost właśnie...

- Tylko czy widzowie aż tak bardzo oglądają się za siebie? Jest kanon filmów, o których wiemy, że były znaczące i ważne, ale ile osób jednak widziało "Obywatela Kane'a"? To, co współcześni twórcy zawdzięczają Lynchowi i Frostowi, to na pewno przyzwyczajenie widzów do tego, że nie otrzymają wszystkiego od razu na tacy. Ich tempo akcji było niespieszne, autorskie, wymuszało na nas uważne śledzenie i czerpanie radości z tego, co akurat widzieliśmy na ekranie.

Sukces "Zagubionych", "The Killing", "Fringe: Na granicy światów"; złożona i wielowątkowa historia - nie byłoby tego wszystkiego, gdyby nie "Miasteczko Twin Peaks". Publiczności to doceni?

- Trudno prorokować, jak wyglądałaby sytuacja, gdyby nie premiera "Twin Peaks" w latach 90. Czy widz to doceni? Na pewno uszanuje, poczuje sentyment, ale niekoniecznie będzie oglądać. Uwielbienie może zostać na papierze czy w lajku, niekoniecznie przyciągnie ludzi przed komputery lub telewizory. Albo twórcy pokażą nam totalną petardę i zaszokują wszystkich, albo na odwrót - zaserwują nam odgrzanego kotleta, który nie będzie smakował. Lynch ma wszelkie predyspozycje do tego, żeby gdzieś tutaj przekombinować.

"Miasteczko Twin Peaks" pożegnało się z TV już po drugim sezonie. W obiegowej opinii: bo widzowie nie byli jeszcze wtedy na ten rodzaj rozrywki gotowi. Teraz będzie inaczej?

- Na pewno zmienił się sposób, w jakie docieramy do telewizyjnych tytułów. Dokonujemy większej selekcji - przecież w moim pokoleniu odbiornik telewizyjny w domu to jakaś ekstrawagancja!

Czyli widz kultowy zostanie, widz normalny...

- ... i tutaj zaczynają się schody. Jest jedna dobra wiadomość: na pewno nie będziemy już musieli oglądać tego serialu w TVP albo na TVN-ie.

Więcej o: