Autorzy skandynawskich kryminałów muszą zacząć się bać - donosiły jakiś czas temu "New York Times" i "The Independent" - na księgarskim rynku nastaje czas polskich pisarzy. Miłoszewski, Krajewski, Bator, Wroński czy Tokarczuk wkrótce mogą zastąpić Nesbo, Larssona, a nawet Mankella.
Podczas gdy w 2003 roku w Polsce wydano zaledwie cztery rodzime kryminały, dziesięć lat później ukazało się aż 112 mrocznych powieści napisanych przez autorów znad Wisły.
Coraz większa popularność powieściowych detektywów sprawia, że adaptacjami najgłośniejszych powieści interesują się filmowi i telewizyjni producenci.
Wkrótce Agnieszka Holland przeniesie na duży ekran powieść "Prowadź swój pług przez kości umarłych" Olgi Tokarczuk, a w główną bohaterkę "Pokotu" (taki tytuł będzie miała filmowa adaptacja) wcieli się Stanisława Celińska.
Na tym nie kończy się lista kryminałów, które wkrótce zostaną przeniesione na ekrany: premierę miało "Ziarna prawdy" Borysa Lankosza wg powieści Zygmunta Miłoszewskiego, ale także w rodzimej telewizji już niedługo zaroi się od bohaterów znanych z kart kryminałów: w 2015 roku Agnieszka Holland wyreżyseruje serialową wersję "Śmierci w Breslau" Marka Krajewskiego, jej córka - Kasia Adamik przenosi na ekran "Amok" Krystiana Bali, a jej ekranizacja ma być polsko-szwedzko-niemiecką koprodukcją.
Nad scenariuszem serialu pracuje także Zygmunt Miłoszewski. Jego dziesięcioodcinkowy "Prokurator" będzie opowiadał historię emerytowanego prokuratora i młodego policjanta, którzy wspólnie rozwiązują kryminalne zagadki.
Na premiery kolejnych serialowo-filmowych kryminałów znad Wisły przyjdzie nam jednak trochę poczekać. I to niezła okazja, żeby przypomnieć najważniejsze polskie seriale kryminalne:
"Kapitan Sowa na tropie", fot. Filmoteka Narodowa / www.fototeka.fn.org.pl
Oto najbardziej stylowy milicjant Polski Ludowej. W sweterku polo, czarnej skórzanej marynarce , z nieodzownymi papierosami marki Silesia (które wraz ze swym pomocnikiem, Albinem wciąż próbuje rzucić) i czarną Warszawą w roli radiowozu był postrachem telewizyjnych przestępców. W serialu Stanisława Barei, uznawanym za pierwszy w Polsce telewizyjny kryminał, sympatyczny Wiesław Gołas pokazywał lepsze, mądrzejsze i sprawiedliwsze oblicze komunistycznego państwa.
Kadr z serialu "07 zgłoś się". Na zdjęciu: Bronisław Cieślak (Sławomir Borewicz), fot. Filmoteka Narodowa / www.fototeka.fn.org.pl
Przemytnicy i fałszerze dzieł sztuki, szantażyści, pospolici gangsterzy, spekulanci, złodzieje samochodów i mordercy. Dla porucznika Borewicza nie było przestępców nie do zatrzymania i zadań, których nie mógłby rozwiązać. Serialowy milicjant ze stołecznej komendy był postrachem warszawskiego półświatka. Szorstki i brutalny, w PRL-u był wzorem męskości, która nie kłania się zasadom i kipi testosteronem.
Serial Krzysztofa Szmagiera z Bronisławem Cieślakiem w roli Borewicza wpisywał się w polityczną propagandę ówczesnych władz, pokazując siłę państwa i jego milicji oraz rozluźniający się gorset totalitarnego reżimu. Premierowe odcinki serialu "07 zgłoś się" gościły na antenie telewizji polskiej od 1976 do 1987 roku, gromadząc przed telewizorami miliony widzów, a serial prezentowany był także poza polskimi granicami trafiając m.in. do Chin.
Podczas gdy o bezpieczeństwo w telewizyjnym świecie PRL-u dbali głównie funkcjonariusze Milicji i Urzędu Bezpieczeństwa, Bednarski był jednym z nielicznych przedstawicieli "prywatnej inicjatywy". Prywatny detektyw Bednarski (Stefan Friedman) działał w latach 1932-1939 na terenie Wolnego Miasta Gdańska, gdzie rozwiązywał najtrudniejsze kryminalne zagadki.
Dowcipny lowelas z "Na kłopoty..." co i rusz plątał się w (zazwyczaj) kłopotliwe romanse, przy okazji wchodząc w konflikt z miejscowymi śledczymi. Mimo to zawsze wychodził obronną ręką z opresji, wymierzając sprawiedliwość i rozwiązując nawet najbardziej złożone sprawy.
Marek Kondrat jako Halski w "Ekstradycji" Wojciecha Wójcika, fot. TVP / mat. prasowe
O ile porucznik Borewicz wyznaczał standardy męskości w serialach schyłkowego PRL-u, narodzinom nowej demokracji sekundował inny ekranowy twardziel - Olgierd Halski. Bohater "Ekstradycji" grany przez Marka Kondrata w 1990 roku pomyślnie przeszedł proces weryfikacji i z milicjanta przedzierzgnął się w policjanta. Nie byle jakiego - Halski był uczciwy i twardy, nie kłaniał się kulom ani ruskiej mafii, która sprawowała władzę nad serialową Warszawą lat 90. W skórzanej kurtce jeździł służbowym polonezem i niczym sprawiedliwy szeryf rzucał wyzwanie złoczyńcom z Dzikiego Wschodu.
"Glina" Fot. mat. prasowe
Polski Kurt Wallander, czyli Jerzy Radziwiłowicz jako "Glina", reż. Władysław Pasikowski, fot. mat. prasowe
To, co zaczął Halski, kontynuował jego duchowy krewniak z "Gliny" Władysława Pasikowskiego. Andrzej Grajewski grany przez Jerzego Radziwiłowicza to najciekawszy serialowy detektyw znad Wisły.
"Gajewski, tak jak Philip Marlowe, w ogólnie nie jest miły, ale zachowuje się przyzwoicie - pisał o nim Jakub Socha w "Dwutygodniku" . - (...) Świat go męczy, ale nie psuje. Wie, jak się w nim poruszać, mimo że system norm i nakazów moralnych rzadko kiedy może służyć mu pomocą. Skąd więc wie? Można by powiedzieć, że Gajewski kieruje się indywidualnym osądem; że w chwilach niepewności zachowuje się po prostu przyzwoicie...".
Jerzy Radziwiłowicz ze swym tubalnym głosem i emocjonalną powściągliwością stworzył na ekranie postać z krwi i kości. Zmęczony, nieco zdezelowany bohater przypominał gburowatego Kurta Wallandera. Życie mu się nie układało, związki z najbliższymi ciągle wystawiane były na szwank, a świat wcale nie wyrażał wdzięczności za jego służbę, a Grajewski mimo to z godnością stawiał czoło różnej maści złoczyńcom.
Gebels i Despero - twardzi gliniarze z "Pitbulla" Patryka Vegi, fot. Interfilm / mat. prasowe
Oglądając polskie seriale kryminalne można dojść do wniosku, że Warszawa to istne kłębowisko zła, wschodnioeuropejska Sodoma i Gomora, gdzie rządy sprawuje mafia. O ile jednak "Estradycja" czy "Glina" dawały złudną nadzieję, że przynajmniej wśród stróżów prawa zostało kilku sprawiedliwych, o tyle "Pitbull" Patryka Vegi przekonywał, że stołeczni policjanci nie są wcale lepsi od ściganych przez nich bandziorów.
Głównym bohaterem serialu Vegi był Despero (Marcin Dorociński) - trzydziestoparoletni twardziel, który mimo młodego wieku dawno pozbawiony jest złudzeń. Nie ma w tym zresztą nic dziwnego - na co dzień musi współpracować z grupą prawdziwych popaprańców zebranych w jednostce do zwalczania terroru kryminalnego. Pijacy, cynicy, łapówkarze i dziwkarze - to z nich składała się jednostka serialowych policjantów, w których brawurowo wcielali się Andrzej Grabowski, Janusz Gajos, Krzysztof Stroiński i Rafał Mohr.
Serial Vegi spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem publiczności, bo opowiadał kryminalne historie w surowej, paradokumentalnej formie. Także postaci serialowych gliniarzy inspirowane były prawdziwymi funkcjonariuszami. Sławomir Opala, który był pierwowzorem postaci Despero, trafił do więzienia w związku z zarzutami o udział w zorganizowanej grupie przestępczej, a w 2014 roku popełnił samobójstwo. Prócz serialu powstał także film fabularny pod tym samym tytułem.
Bogusław Linda w "Paradoksie", fot. mat. prasowe
Wśród największych polskich twardzielów małego ekranu nie może zabraknąć miejsca dla Bogusława Lindy, człowieka, który w latach 90-tych był ikoną męskości. Dzięki filmom Pasikowskiego i Ślesickiego Linda stał się największym nadwiślanskim macho.
Do jego wizerunku nawiązywali twórcy serialowego "Paradoksu", którzy w 2012 roku obsadzili Lindę w roli Kaszowskiego, gliniarza, który nie przestrzega procedur, nie lubi biurokracji, a dla wymierzania sprawiedliwości gotów jest łamać prawo. Produkcja TVP, który miała być polską odpowiedzią na zmiany serialowego rynku (już czołówka "Paradoksu" stylizowana była na "The Killing"), spotkała się z entuzjazmem krytyków i obojętnością publiczności. Serial oglądało "tylko " 1,1 miliona widzów, przez co po pierwszym sezonie zakończył on swój ekranowy żywot.
Danuta Stenka w "Instynkcie", fot. mat. prasowe
Anna Oster (Danuta Stenka), tajemnicza pani detektyw, zostaje przydzielona do zgranego zespołu policjantów. Jej nowi współpracownicy nie mają pojęcia kim jest - ani w życiu zawodowym, ani osobistym. Nie wiedzą też, dlaczego szefostwo przekazuje jej opiekę dowodzenie skomplikowanymi dochodzeniami, a między starszą detektyw i jej młodszym kolegą (Szymon Bobrowski) co chwilę wybuchają kłótnie. Aby przekonać do siebie swoich nowych kolegów, Anna musi udowodnić, że jest lepsza od pozostałych policjantów.
W 2011 roku Patryk Vega, twórca "Pitbulla", powracał do serialu kryminalnego. Ale sześć lat po premierze tamtego seriali, nie pokazywał już policyjnej komendy jako kłębowiska pijaków i cynicznych nieudaczników. Przewodniczką po mrocznym świecie zbrodni była tym razem kobieta po przejściach. I choć serial Vegi wpasowywał się w modę na kryminalne opowieści z kobietami w rolach głównych, w polskiej telewizji zupełnie nie wypalił, a po emisji pierwszego sezonu serial zniknął z anteny.
Ksiądz-detektyw-cyklista, czyli "Ojciec Mateusz", fot. mat. prasowe
Niesłabnącą popularnością cieszy się natomiast inny serialowy śledczy - "Ojciec Mateusz". Choć serialowy poczciwina jest obiektem wielu internetowych żartów, przyciąga przed telewizory miliony widzów.
Detektyw w koloratce trafił nad Wisłę z Włoch - to właśnie na Półwyspie Appenińskim powstał "Don Matteo" z Terencem Hillem jako pociesznym księdzem, którego znakami rozpoznawczymi są rower i czarny beret. Przenosząc na polski ekran włoską produkcję rodzimi twórcy odmłodzili i upiększyli serialowego księdza(obsadzając w tej roli amanta - Artura Żmijewskiego), ale schemat serialu pozostał ten sam. Także w polskiej wersji serialu ksiądz-cyklista w małym i pięknym Sandomierzu rozwiązuje tajemnice krwawych zabójstw, których jest tu zdecydowanie zbyt wiele. Bo choć w serialowym miasteczku często świeci słońce, a ludzie wydają się całkiem przyjaźni, trup ściele się tu równie gęsto jak w serialowym Baltimore z kultowego "The Wire".
* Bartosz Staszczyszyn - krytyk filmowy i literacki. Absolwent filmoznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i portalu Filmweb.pl. Publikował m.in. w "Polityce", "Gazecie Wyborczej" i "Dwutygodniku".