"Wojna Harta" - niegrzeczni chłopcy w przypowieści o honorze

To miał być wyjątkowy film wojenny. Kameralny, rozgrywający się u schyłku wojny, wśród żołnierzy, dla których walka już się tak naprawdę skończyła. Oparty na powieści Johna Katzenbacha, poruszał niepopularny temat rasizmu w amerykańskiej armii. "Wojna Harta", która w pewnym momencie bardziej od filmu wojennego przypomina dramat sądowy, z pewnością jest ciekawym, oryginalnym spojrzeniem na okres historii, który kino wyeksploatowało niemal do cna. Dziś jednak, po 13 latach od premiery, pamiętana jest głównie jako pierwszy krok Colina Farrella do sławy.

Katzenbach oparł swoją powieść na wspomnieniach własnego ojca, Nicholasa, który w czasie II wojny światowej był jeńcem stalagu Luft III. - Wraz z upływem lat zdałem sobie sprawę, że mój ojciec nigdy tak naprawdę nie opowiadał o swych przeżyciach z obozu. Zacząłem mu więc zadawać pytania i jako pisarz szybko uświadomiłem sobie, że jego wspomnienia kryją w sobie wymarzony materiał na pełną napięcia opowieść sensacyjną. Nie minęło wiele czasu, a zasiadłem do pisania "Wojny Harta" - mówił.

Historia opowiada o niemieckim obozie jenieckim, w którym przetrzymywani są alianccy żołnierze. Najwyższy stopniem pułkownik McNamara, pochodzący z rodziny, której członkowie od czterech pokoleń służą w wojsku, sprawuje nieformalne dowództwo. Ma wśród żołnierzy wielki autorytet, co pomaga mu utrzymywać ład i porządek. Wszystko jednak zmienia się, kiedy do obozu dołączają dwaj czarnoskórzy lotnicy. Relacje między żołnierzami stają się napięte. Z przebywaniem w ich towarzystwie nie może pogodzić się przede wszystkim zuchwały sierżant Bedford. Jawnie wyraża niechęć wobec nich i szerzy rasizm wśród swoich kolegów. Gdy zostaje znaleziony martwy, jeden z lotników, podporucznik Scott, staje się pierwszym i jedynym podejrzanym. Niemieckie dowództwo obozu zgadza się jednak, by jeńcy urządzili mu proces. Na obrońcę McNamara wyznacza młodego, mającego na koncie jedynie rok studiów prawniczych, Thomasa Harta. Jak się okazuje, sprawa ma o wiele głębszy wymiar, niż może się początkowo wydawać...

Gwiazdor i nowy talent

Rolę pułkownika McNamary powierzono Bruce'owi Willisowi, który po sukcesie "Szóstego zmysłu" starał się odejść nieco od wizerunku twardziela kina akcji. Jak sam mówił, w tej postaci zaintrygowało go to, co można zagrać "między wierszami", poza dialogiem. Choć teoretycznie wydawać by się mogło, że kojarzony jest z innym typem bohaterów, reżyser Gregory Hoblit nie miał wątpliwości, że chce właśnie Willisa. - Bruce wydał mi się wprost stworzony do tej roli. Jest bardzo dobrym aktorem i urodzonym przywódcą - to cecha, którą się ma albo nie; nie można jej bowiem "zagrać" - mówił.

Thomasa Harta zagrał zaś młody Colin Farrell, Irlandczyk, który do tamtej pory pojawił się tylko w jednej hollywoodzkiej produkcji - niskobudżetowej i rozpowszechnianej w zaledwie kilku kopiach "Krainie tygrysów". Agent Colina przesłał gotowy już film reżyserowi, a ten pokazał go producentom. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że Farrell rozsadza ekran. Mimo braku odpowiedniej pozycji dostał angaż, a Hoblit po raz kolejny okazał się odkrywcą nowych talentów. Kilka lat wcześniej do roli w swoim "Lęku pierwotnym" wypatrzył bowiem nieznanego Edwarda Nortona.

Reżim jak w wojsku

Jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć Farrell udał się na plan "Telefonu", gdzie mimo głównej roli spędził zaledwie 10 dni. Potem już sumiennie przygotowywał się do występu w "Wojnie Harta". Nie tylko pracował z nauczycielem akcentu, ale i obłożył się literaturą z czasów drugiej wojny światowej, czytał wspomnienia jeńców wojennych, słuchał muzyki z tego okresu. Jako że miał grać studenta prawa, spędził też trochę czasu na Uniwersytecie Yale, gdzie próbował poznać kulisy życia w kampusie oraz przyswoić prawniczą terminologię.

Podczas pracy na planie w czeskich Milowicach starano się zachowywać reżim. Obsada przeszła szkolenie wojskowe pod okiem weterana z Wietnamu, a wielu aktorów na własną rękę starało się jak najlepiej wczuć w odtwarzane postaci. Jednym z nich był Bruce Willis, który dzień przed rozpoczęciem zdjęć pojechał odwiedzić wybudowane na potrzeby filmu baraki. Jakież było zdziwienie ekipy, gdy następnego dnia rano zobaczyli Willisa zwlekającego się ze swojej pryczy Na dworze panowała wtedy temperatura w okolicach zera stopni - reżyser żartował, że po takiej nocy aktor nie wymagał wielkiej charakteryzacji.

Zobacz wideo

10 minut akcji to za mało

Willis stwierdził później, że była to najbardziej wymagająca rola w jego karierze. Przebywanie w obozie wywoływało u niego wyjątkowo negatywne emocje. - Nieważne w jak dobrym nastroju byłem, na dziesięć minut przed przybyciem do Milowic zaczynałem wpadać w depresję - wspominał. Gdy aktorzy dostawali wolne, wsiadał w swój prywatny samolot i odlatywał, by być jak najdalej od tego miejsca. Nie zacieśniał więzów z młodszymi kolegami po fachu. Oni natomiast odwiedzali Pragę. Farrell, pytany o zalety kręcenia filmu w Czechach, odpowiadał: "Świetny alkohol i duża ilość barów". Od razu zaznaczał, że jest to też największą wadą. Wiedział, o czym mówi. Podczas jednej z takich alkoholowych eskapad aktorzy zostali napadnięci. Irlandczyk mający opinię "złego chłopca" wiedział jednak jak się zachować w takiej sytuacji - świadkowie twierdzą, że po ciosach Farrella jego przeciwnik latał nad ziemią.

Ekscesy spoza planu nie przeszkodziły Farrellowi w stworzeniu udanej kreacji. Zachwyca przede wszystkim przemiana, jaka zachodzi w jego postaci. W ciągu zaledwie kilku kwadransów aktor wiarygodnie przedstawił cały proces dojrzewania porucznika Harta. Choć zebrał za swą grę same pozytywne recenzje, a jego bohater to centralna (i tytułowa) osoba historii, wizerunku Farrella zabrakło na głównym plakacie filmu. Znalazł się na nim tylko Willis, i kto wie, czy nie był to jeden z powodów, dla których "Wojna Harta" okazała się finansowym niewypałem. Gwiazdor "Szklanej pułapki" zapowiadał akcję, walki, nakręcone z rozmachem sceny batalistyczne, a te kończą się właściwie po 10 minutach projekcji. Dzieło Hoblita, dotykające różnych filmowych gatunków, to tak naprawdę wyciszona przypowieść o honorze. Widzowie nie chcieli oglądać Willisa w tego typu historii. Przy budżecie 70 milionów dolarów film nie zarobił nawet połowy tej sumy.

13 lat minęło

Po premierze "Wojny Harta" Willis powrócił do ról, z jakich jest najlepiej kojarzony. Wystąpił m.in. w "Łzach słońca", "Sin City", a także w dwóch kolejnych częściach "Szklanej pułapki". Teraz jednak znów zdaje się eksperymentować - trzy lata temu zagrał w "Moonrise Kingdom" Wesa Andersona, a w tym roku pojawi się na planie najnowszego filmu Woody'ego Allena. Czy teraz, gdy skończył 60 lat, publiczność jest wreszcie gotowa na nowe oblicze gwiazdora?

Colin Farrell po "Wojnie Harta" rozpoczął zaś szybki marsz w górę hollywoodzkiej hierarchii. Dużym sukcesem okazał się wypuszczony do kin rok później "Telefon", a potem było już tylko lepiej. Aktor otrzymywał mnóstwo ofert - mógł mieszać superprodukcje ("Raport mniejszości", "S.W.A.T. Jednostka specjalna", "Daredevil") z niezależnymi dramatami ("Dom na krańcu świata", "Veronica Guerin"). Następnie otrzymał tytułową rolę w "Aleksandrze" Olivera Stone'a, i, mimo że przyjęcie filmu było bardzo słabe, tytuł ten był na tyle głośny, że ostatecznie potwierdził jego status gwiazdy.

Od tamtej pory Farrell dał się poznać nie tylko jako dobry aktor, ale też skandalista. Głośno było np. o jego uzależnieniu od narkotyków czy seks-taśmie, która wyciekła do internetu w 2006 roku. Teraz jednak sprawia wrażenie, jakby się uspokoił. Jak sam twierdzi, jest dumnym ojcem dwójki synów i chce im dawać dobry przykład. W jego karierze też dzieje się coraz lepiej. Za rolę w czarnej komedii "Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj" otrzymał Złoty Glob. Gra dużo i próbuje różnych ról - ma na koncie zarówno remake akcyjniaka "Pamięć absolutna" (w poprzedniej wersji w tę samą rolę wcielał się Arnold Schwarzenegger), jak i udział w eksperymentalnym "Homarze" w reżyserii Giorgosa Lanthimosa, autora kontrowersyjnego "Kła". Wydaje się, że wszechstronność jest jedną z jego największych zalet jako aktora.

Już niebawem będzie go można oglądać w serialu "Detektyw" - razem z Rachel McAdams i Vincem Vaughnem postarają się dorównać genialnej dwójce z pierwszego sezonu. Łatwo nie będzie, ale Farrella stać na wiele. Jeśli już jako nieznany nikomu Irlandczyk potrafił przyćmić samego Bruce'a Willisa, oznacza to, że nie ma dla niego rzeczy niemożliwych.

Więcej o: