Całkiem niezły wynik jak na kino rodzime. Zwłaszcza biorąc pod uwagę początkowe zawirowania wokół tego, kto będzie film reżyserował (Wiktor Grodecki, Jan Jakub Kolski, w końcu Xawery Żuławski), i późniejsze związane z odtwórcą roli głównej - gdyby nie fakt, że Eryk Lubos miał napięty grafik, na ekranie nie oglądalibyśmy, zaproponowanego zresztą przez samą pisarkę, Borysa Szyca.
Ale to nie był koniec problemów. Na początku przecież sam Żuławski nie był zupełnie przekonany do "Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną". Podobno wystarczyło mu pierwszych dziesięć stron lektury, a nastawienie zmienił dopiero w trakcie prac nad scenariuszem. Grający główną rolę Borys Szyc wątpił w możliwość skutecznego przepisania prozy na dialog filmowy przy zachowaniu kluczowych dla tekstu i postaci Silnego wartości. Krytycy filmowi i literaccy dzielili się na tych, którzy głęboko wierzyli w sukces filmu, i tych, którzy przekonani byli o niepowodzeniu produkcji. Koniec końców, ze scenariuszem i reżyserią Żuławskiego, całkiem niezłym aktorstwem Szyca i sprawnie przeprowadzonymi zabiegami stylistycznymi dostosowującymi fabułę do formy przekazu wyszło bardziej niż zadowalająco, ale głosy krytyki pozostały podzielone.
Minęło parę lat, ale Dorota Masłowska nie znikła z polskiego rynku wydawniczego. Gry i zabawy językowe wkładane w usta dresiar i dresiarzy spędzających dnie i noce na ponurych blokowiskach zastąpiły nowe projekty. Jedne bardziej, inne mniej interesujące. Tu warto wspomnieć o niedawno opublikowanym zbiorze "Więcej niż możesz zjeść" - serii felietonów parakulinarnych, które zagościły na stronicach "Zwierciadła" w latach 2011-13.
Na łamach najnowszej publikacji Masłowska nie tylko dzieli się przepisami na dania, które w szczególny sposób zapadły jej w pamięć, ale także roztkliwia się nad smakami i zapachami, odtwarza oraz kreuje krajobrazy z nimi związane, dorysowuje twarze odpowiedzialne za ich przygotowanie. Wydaje się, że tym razem autorka dużo optymistyczniej i dojrzalej niż w reszcie jej dorobku posługuje się metaforą, by zdiagnozować współczesność i podsumować obecny stan rzeczy. Trochę podśmiewa się z własnego hipsterstwa, trochę z naszego. Nadal eksperymentuje z użyciem języka, jednak tym razem robi to nie po to, by szokować, ale by nakładać warstwy i odkrywać znaczenia. Dzieli się z czytelnikiem perspektywą obieżyświata, a jednocześnie podsuwa swojskie przepisy i przypomina o mnogości wątków i wiecznym przesycie.
Porównując najnowszy dorobek literacki Masłowskiej i jej debiutancką powieść, nie ma wątpliwości co do tego, które z nich byłoby prostsze w obróbce do formatu filmowego. Prostsze nie znaczy jednak lepsze. Wulgarne, rozchwiane pomiędzy brutalną emocjonalnością i sztampowym sloganem, trochę komiksowe dialogi "Wojny polsko-ruskiej" są prawdopodobnie najbardziej udanym i najsłuszniej wychwalanym elementem ekranizacji debiutu pisarki. Eksperymentalna powieść pełna jest fragmentarycznych historii, narkotycznych majaków o zaburzonym szyku przyczynowo-skutkowym. Jakimś cudem, mimo tych wszystkich cech spędzających sen z powiek twórców filmu i postronnych obserwatorów, udało się osiągnąć zamierzony efekt. Jakie są szanse na powtórzenie sukcesu? Gdybyśmy rozpatrywali ekranizacje tekstu napisanego w duchu "Wojny...", należało by stwierdzić, że niewielkie, bo takie okazje zdarzają się raz. Ale Masłowska się zmienia, a jej język ewoluuje, co nie zmienia faktu, że przy następnej próbie ekranizacji jej twórczości reżyser i scenarzyści nadal będą borykać się z problemem przeniesienia metafory literackiej na język filmu.
Xawery Żuławski pewnie nie podjąłby się wyzwania po raz drugi. Raz - dlatego, że po co udowadniać, że da się zrobić coś, co już się kiedyś zrobiło. Dwa - dlatego, że ma wystarczająco dużo na głowie. Wiosną ruszyły zdjęcia do "Złego". Wygląda na to, że reżyser "Chaosu" czerpie dużo przyjemności z pracy nad ekranizacjami. Nad tą zaczął pracować już cztery lata temu. Ze szczegółów, którymi się podzielił, wynika, że powinniśmy oczekiwać w napięciu. Przedstawiona w produkcji Żuławskiego historia polskiego superbohatera zwalczającego działalność przestępczą w powojennej Warszawie ma stanowić połączenie oldschoolowego kina gangsterskiego i epickości marvelowskich superprodukcji. Ma być krwawo i brutalnie. Pomysł jest fantastyczny, plan niesamowity, a budżet niemały, bo szacowany na około 15 milionów złotych, czyli może są szanse na sukces albo przynajmniej powtórzenie hype'u "Wojny polsko-ruskiej". Oby tym razem udało się Żuławskiemu zachować balans, uniknąć pretensjonalnych sekwencji i przydługiego, prowadzącego donikąd dialogu. O efekty specjalne podobno mamy się nie martwić.
Polskiemu widzowi i fanowi rodzimego kina pozostaje więc wyczekiwać z niecierpliwością.