Od "Kocham Lucy" do "Detektywa" - seriale, które zmieniły oblicze telewizji

Telewizja podlega ciągłym zmianom. Widać to w serwisach informacyjnych, talk-shows, ramówkach, a także w samych serialach. Przedstawiamy dziesięć dzieł, które zmieniły oblicze tego medium.

Co pewien czas w telewizji pojawiają się dzieła, które nie tylko zachwycają nas swoją formą i treścią, ale też zdecydowanie wyprzedzają swoje czasy, wprowadzają wcześniej niespotykany element, który z czasem staje się powielany przez konkurencję. Co dekadę "złotą epoką telewizji" nazywamy okres, w którym aktualnie żyjemy, lub który niedawno przeminął. A przecież tych kultowych dzieł, które zmieniają medium, a nawet społeczeństwo, cały czas przybywa i non stop dokładają one cegiełki, które budują telewizję. Oto lista dziesięciu seriali - każdy z nich jest oczywiście wybitny, lecz najważniejsze jest to, że ich pojawienie się na antenie zmieniło telewizję na zawsze.

"Kocham Lucy" (1951-1957)

Sitcom, który trafił w powojenne amerykańskie społeczeństwo nowym modelem rodziny, nowymi zwyczajami i nowym stylem życia. Lucille była jedną z pierwszych kobiecych bohaterek w telewizji, jej ciąża (pomimo tego, że samego słowa w telewizji wypowiadać nie wolno było) stała się ostatecznie materiałem, wokół którego skupiała się historia, co było sporym osiągnięciem, gdyż stacja CBS uważała, że temat ten mógłby zdegustować widzów, a sam serial był pierwszym sitcomem stworzonym specjalnie na potrzeby telewizji.

"I Love Lucy" wyznaczało także nowe trendy techniczne - serial tworzono przy użyciu wielu kamer i różnego oświetlenia oraz nagrywano go z udziałem widowni na żywo.

 

"Posterunek przy Hill Street" (1981-1987)

W latach 70. produkcje telewizyjne cały czas były traktowane jako niskiej jakości treści dla mas. Podejście zaczęło się zmieniać, gdy powstały dwie firmy produkcyjne - Tandem Productions Normana Leara i MTM Enterprises Granta Tinkera. Ta pierwsza grupa specjalizowała się w produkcji sitcomów, zaś MTM odpowiada za takie tytuły jak "St. Elsewhere" i "Hill Street Blues".

"Posterunek przy Hill Street" był pierwszym tak znaczącym serialem, który korzystał z ciągłej narracji - każdy odcinek mógł opowiadać jedną historię, lecz łączył się z innymi poprzez przewijające się przez cały sezon wątki. Mnogość bohaterów i wydarzeń pozwalała na zbudowanie długiej historii, co zmieniło sposób opowiadania w telewizji. Do tej pory włodarze stacji niechętnie podchodzili do wieloodcinkowych wątków, pokładając małe zaufanie w widzach i ich przywiązaniu do danej produkcji, stąd bezpieczniejsze było produkowanie odcinków, które można było oglądać w dowolnej kolejności.

"Posterunek przy Hill Street" wprowadził jednak o wiele więcej nowości - w momencie premiery serial określano słowami "zbyt brutalny", "zbyt obsceniczny", "zbyt mroczny". To pierwszy popularny serial, w którym pojawiały się przekleństwa, zdjęcia "z ręki" i mnogość bohaterów. To wtedy też zaczęła pojawiać się kategoria "telewizji jakościowej", która dopiero dekadę później zaczęła wybrzmiewać jeszcze głośniej.

 

"Simpsonowie" (1989-)

Największe osiągnięcie telewizji, jak mawiają niektórzy. To także najdłużej emitowany sitcom, najdłużej emitowana animacja oraz najdłużej emitowany program w historii jankeskiej telewizji. To soczewka, która od 26 lat (!!!) komentuje amerykańskie społeczeństwo.

To najbardziej znana rodzina na świecie. Gdyby nie Homer, w Oxford English Dictionary nie znalazłoby się słówko "d'oh!"; Bart znalazł się na liście najbardziej wpływowych osób tygodnika "Time", a sam serial uznawany jest przez wielu za najważniejszą rzecz w amerykańskiej telewizji. Mówi się, że od początku nowego wieku "Simpsonowie" stracili na humorze czy bystrości, jednak trudno to weryfikować, szczególnie że ostatnie dwa sezony są naprawdę dobre. To nadal świetna rozrywka, nie tylko dla dorosłych, ale dla każdego. To ponad dwudziestoletnia historia zarówno telewizji, jak i USA, a co najważniejsze, w "Simpsonach" występowali - niemal dosłownie - wszyscy! Michael Jackson, Sting, Metallica, Aerosmith, Paul McCartney, U2, Leonard Nimoy, Stephen Hawking, Mark Hamill, Mel Gibson, Stephen King, Bryan Cranston Można wymieniać w nieskończoność.

Gdyby nie "Simpsonowie", nie byłoby "South Parku", "Family Guy" i reszty produkcji McFarlane'a. Gdyby nie "Simpsonowie", nie powstałoby "Biuro" Ricky'ego Gervaisa, a za nim masa współczesnych sitcomów - bez śmiechu z puszki, nawiązujących do aktualnych wydarzeń. Żółta rodzinka jest jedyna w swoim rodzaju.

 

"Miasteczko Twin Peaks" (1990-1991; 2015-)

Scenarzysta "Hill Street Blues" Mark Frost wraz ze swoim przyjacielem Davidem Lynchem postanowili przedstawić swój pomysł na serial włodarzom ABC. To miało być coś świeżego, naturalistycznego w duchu Frosta i nieoczywistego, surrealistycznego w stylu Lyncha. To miała być zagadka kryminalna połączona z operą mydlaną.

Robert Iger, dyrektor ABC, długo musiał przekonywać resztę zarządu, by dać "zielone światło" serialowi Frosta i Lyncha. Ostatecznie się udało i "Miasteczko Twin Peaks" stało się pierwszym tak wyraźnie autorskim i artystycznym serialem w historii telewizji. Charakterystyczna muzyka, wyraziste postaci i wątek zabójstwa Laury Palmer utrzymywały publiczność na skraju fotela. I właśnie to ten McGuffin, który teoretycznie nie miał większego znaczenia dla fabuły, gdyż cała historia opierała się na relacjach między mieszkańcami miasteczka, stał się przyczyną pogorszenia się oglądalności serialu. Stacja ABC naciskała na to, by rozwiązać sprawę śmierci Laury Palmer. Lynch i Frost, którzy początkowo nie mieli zamiaru wyjaśniać tej zagadki, zabili kurę znoszącą złote jaja i pomimo cliffhangera pod koniec drugiego sezonu, trzeciej serii ABC nie zamówiła Dopiero po 20 latach stacja Showtime postanowiła dopowiedzieć historię do końca.

 

"Z Archiwum X" (1993-2002; 2015-)

Kolejne, odświeżane po latach , dzieło. Bez tego serialu nie ma "Nie z tego świata", "Grimm", "Zagubionych", "Buffy" i masy innych seriali, które bazują na wątkach nadnaturalnych. Serial ten wprowadził schemat tworzenia seriali w oparciu o mitologię oraz pojedyncze elementy zwane "potworami tygodnia". Najważniejsze są oczywiście odcinki rozszerzające główny wątek, czyli próbę odkrycia przez agentów Scully (Gillian Anderson) i Muldera (David Duchovny) rządowej konspiracji mającej na celu zatuszowanie istnienia pozaziemskich istot, które rzekomo wylądowały na naszej planecie.

Serial został głęboko zakorzeniony w popkulturze i nawet osoby, które nigdy go nie widziały, z pewnością znają charakterystyczny motyw pojawiający się w czołówce "Z Archiwum X". Jest także jednym z pierwszych, które zostały wydane na DVD, co zmieniło charakter telewizji z medium przepływowego w przepływowo-wydawniczy. Dopiero odejście od kaset VHS pozwalało na wydawanie całych sezonów seriali, dzięki czemu dzieła te zyskiwały drugie życie. "Z Archiwum X" natychmiast stało się przedmiotem, który musiał posiadać każdy fan. Dziś kolekcje seriali na płytach są rzeczą obowiązkową dla każdego wielbiciela.

 

"Rodzina Soprano" (1999-2007)

Nie sposób znieść ten serial z piedestału. To jest prawdziwa perła w koronie HBO, pierwsze opus magnum (z wielu) tej stacji i początek nowej "złotej ery" telewizji. To wnikliwe studium psychologiczne kogoś, na kogo wcześniej nie zwracało się uwagi - antybohatera. Tony Soprano, głowa włoskiej rodziny, zostaje tu sportretowany jako człowiek bezwzględny, który interesy potrafi prowadzić twardą ręką i nie licząc się z innymi. Niestety na jego drodze staje własna, najbliższa rodzina. Tony musi ratować małżeństwo, wychować dzieci, nie dać się zbałamucić stryjowi i uwolnić się wreszcie z ramion matki, która od małego zatruwa mu życie. Dodajmy do tego problemy natury psychicznej, strach o życie, oczywistość przemijania i nasz bohater staje się najbardziej znerwicowanym bohaterem telewizji. Nie sposób jednak Tony'ego nie kochać, podobnie jak serialu.

To jeden z pierwszych tak dojrzałych i perfekcyjnie stworzonych seriali. Poruszane są tu tematy zdrady, homoseksualizmu, rasizmu, narkotyków i dewiacji seksualnych. To kopalnia odniesień do popkultury (w tym romantycznego mitu gangstera) i analiza Ameryki po 9/11. To pierwsza wielowątkowa epopeja, prowadzona niespiesznie, z urywanymi historiami i przeskokami w czasie. To masa genialnych postaci drugoplanowych, w które wcielali się m.in. Steve Buscemi i Joe Pontaliano. To pierwszy serial z antagonistą postawionym w centrum - wzór dla Waltera White'a z "Breaking Bad", Ala Swearengena z "Deadwood" czy Vica Mackeya ze "Świata gliniarzy".

Bez "Rodziny Soprano" nie ma "Zakazanego imperium", którego twórca, Terence Winter, pisał starszy serial HBO. Bez "Rodziny Soprano" nie ma także serialu "Mad Men", bo Matthew Weiner zaczynał pracę właśnie przy dziele Davida Chase'a. A "Rodzina Soprano" nie istnieje bez "Iliady", gdyż do niczego innego porównać się tego serialu nie da - to taki mit założycielski współczesnej telewizji. Pierwszy telewizyjny epos.

 

"Prawo ulicy" (2002-2008)

Była pierwsza epopeja, czas na drugą. Jeśli coś miałoby zdeklasować serial Davida Chase'a, to jest to właśnie "kabel" - przez wielu, także przeze mnie, uznawany za największe i najmądrzejsze dzieło w historii telewizji. Nie jest może tak istotne dla przemysłu telewizyjnego, gdyż nie stoją za tym serialem żadne znaczące przemiany technologiczne lub narracyjne, jednak nie da się ukryć, że "Prawo ulicy" stało się kolejnym kamieniem milowym w poruszanych tematach na małym ekranie.

Bazujący na doświadczeniach dziennikarza śledczego Davida Simona i byłego policjanta (a ówczesnego nauczyciela) Eda Burnsa serial stał się panoramą Baltimore - jednego z najbrutalniejszych miejsc w Stanach Zjednoczonych. Tu świat jest prawdziwszy niż w wiadomościach, a postacie - bardziej rzeczywiste niż w policyjnych kronikach. To świat, który stworzyła dwójka ludzi po dwudziestu latach taplania się w błocie baltimorskich korytarzy i urzędów. To serial, któremu krytyka poświeciła ogromną ilość miejsca, nobilitując sztukę telewizyjną do poziomu tej filmowej. To dzieło, które zobaczyć musi każdy, kto uważa się za fana seriali. "Kabel" to świętość! [ ZOBACZ WIDEO >> ]

"Zagubieni" (2004-2010)

Jeden z przełomowych momentów w historii telewizji. Pilot serialu Damona Lindelofa i Carltona Cuse'a był swego czasu najdroższą produkcją w historii i dzieło to pomogło podnieść się stacji ABC z kryzysu. To, przy czym twórcy "Miasteczka Twin Peaks" popełnili błąd, tutaj sprawdziło się znakomicie - J.J. Abrams nazwał zabieg charakterystyczny dla tego serialu "pudełkiem tajemnic", stawiając przed widzami zagadkę, która jest powodem, dla którego historia jest prowadzona, ale sama w sobie nic nie znaczy. Przynajmniej tak było z początku, póki serial nie zaczął tworzyć wokół siebie ogromnej i skomplikowanej mitologii.

"Zagubieni" byli innowacyjni w wielu aspektach. Od czasu emisji tego serialu zaczęto mówić o złożoności narracyjnej oraz o narracyjnych efektach specjalnych w telewizji, polegających na subiektywnych retrospekcjach, które co tydzień dotyczyły innego bohatera. Nie mówiąc już o futurospekcjach czy o tzw. flash-sideways, które nie zostały powtórzone nigdy później w telewizji. To serial, który operował cliffhangerami lepiej niż jakikolwiek inne dzieło. Jego specyficzny, zagadkowy klimat, niesamowici bohaterowie i chemia, która była między nimi, potrafiły skupić wzrok widza przez godzinę bez mrugania. To genialna muzyka Michaela Giacchino, której wydania stały się popularne na całym świecie.

"Zagubieni" to także łabędzi śpiew tradycyjnej telewizji. Podczas emisji tego serialu przemysł spotkały ogromne zmiany - m.in. strajk scenarzystów, który wywrócił ówczesną telewizję do góry nogami, ale także przemiany technologiczne, jak udostępnianie produkcji telewizyjnych przez serwis iTunes - serial Lindelofa był jednym z pierwszych produkcji telewizyjnych do obejrzenia przez ten portal.

 

"House of Cards" (2013-)

Rewolucyjnej formy tu nie ma (w końcu to remake serialu sprzed 20 lat), ale sposób dystrybucji i historia powstawania to coś bezprecedensowego. Oto serwis będący internetową wypożyczalnią płyt DVD najpierw oferuje streaming produkcji telewizyjnych, później zaś produkuje własny serial. I tak, pierwsze w tej dziedzinie było Hulu; tak, pierwszym serialem opublikowanym w ciągu jednego dnia było "Lilyhammer" - a jednak to o "House of Cards" mówią wszyscy.

Podobno serial Beau Willimona jest wynikiem chłodnych kalkulacji, zbiorem danych od nieświadomych niczego użytkowników Netfliksa. To nie jest do końca prawda - projekt wpierw został odrzucony przez różne stacje telewizyjne, by ostatecznie przejął go serwis internetowy. Co prawda statystyki ułatwiły konstruowanie serialu oraz trafienie w gusta użytkowników, jednak pomysł powstał już wcześniej. Trudno nawet powiedzieć, by dzieło to zmieniało telewizję - zmiana dokonuje się na poziomie widz-telewizja.

Już od czasu pojawienia się nagrywarki wideo (DVR) ramówka zaczęła tracić na znaczeniu. Zaczęto nagrywać programy i oglądać je w późniejszym czasie lub czekać na cały sezon, by później, w ciągu kilku dni (lub nawet jednego wieczora) obejrzeć całość. Binge watching stało się tak popularne, a oglądanie telewizji "na żywo" nie było już tak często praktykowane, więc postanowiono oddać widzom władzę nad tym, kiedy i gdzie mogą oglądać telewizję. Przełomowym (bo najpopularniejszym) serialem został "House of Cards", który wyznaczył nowe trendy w telewizyjnych przemianach. W ślad za Netfliskem poszły inne "telewizje", a nawet tradycyjne FOX, wypuszczając serial "Aquarius" w ciągu jednego dnia. Amazon poszedł o krok dalej, przenosząc na widzów obowiązki włodarzy stacji. Serwis tworzy pilot serialu, udostępnia go i pozwala widzom na głosowanie, czy produkować cały sezon. Kultura prosumpcji w pełnej krasie!

Zobacz wideo

"Detektyw" (2014-)

Jeśli mielibyśmy tu mówić o rewolucji, z pewnością przejawia się ona w jakości. Niby brytyjskie seriale już dawno temu wyrobiły sobie odpowiedni autorski styl, który przewija się przez wszystkie sezony, jednak dopiero wejście tego zwyczaju do mainstreamowej, taśmowej produkcji, którą charakteryzuje się amerykańska telewizja, stało się wyznacznikiem zmian. "Detektyw" stał się serialem na wskroś autorskim, w rękach jednego scenarzysty i jednego reżysera, co jest praktycznie niespotykane. Równie nowatorska stała się forma antologii, która, choć wcześniej stosowana np. przy okazji "American Horror Story", dopiero teraz (w rękach jednego twórcy) stała się tak jednorodna.

"Detektyw" to serial dopieszczony pod każdym względem. Pierwszy sezon wprowadził niezwykły powiew świeżości w sposobie prowadzenia narracji oraz stylu realizacji. Można się zachwycać bijatyką z drugiego odcinka "Daredevila", ale przecież już coś takiego mieliśmy w długiej, jednoujęciowej scenie ucieczki Rusta. Można zachwycać się aktorstwem w innych znanych produkcjach, ale to "Detektyw" miał w obsadzie dwójkę najbardziej charyzmatycznych aktorów Hollywoodu. HBO podniosło tak wysoko poprzeczkę, że prawdopodobnie samo jej nie przeskoczy w drugim sezonie. Nikt chyba nie przeskoczy przynajmniej nie w najbliższym czasie.

 

Jane Feuer, jedna ze specjalistek od teorii telewizji, napisała, że badanie gatunków to badanie kultury. Nie da się ukryć, że spoglądanie na najważniejsze produkcje na przestrzeni lat uświadamia nam, jak reagowaliśmy na dane produkcje oraz jak medium odpowiadało na wymagania widzów. To, co charakterystyczne, to fakt, że my dorastamy wraz z telewizją, uczmy się nawzajem, doprowadzając do zmian - w samej telewizji, jak i w praktykach widzów. Ciekawe, który serial będzie następny

Więcej o: