Kiedy ofiara staje się oprawcą. "Dług" - arcydzieło kina i wyrzut sumienia polskiego kapitalizmu

Kiedy w 1999 roku Krzysztof Krauze nakręcił "Dług" i jeszcze przed jakąkolwiek oficjalną projekcją pokazał go gronu bliskich znajomych, nie miał najlepszych przeczuć.

Krauze podobnie wcale nie był przekonany, czy nakręcił film dobry, a o tym, że może to być arcydzieło, w ogóle nie było mowy. Tym razem jednak reżyserski nos go zawiódł, gdyż kolejne miesiące pokazać miały, jak bardzo się wtedy pomylił. Wkrótce "Dług" okazał się największą sensacją Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, zgarniając trzy statuetki, w tym tę najważniejszą, czyli Złote Lwy. Kolejne lata dowiodły tylko, że nie stracił on nic ze swojej siły wyrazu, stając się tym samym jedną z najważniejszych polskich produkcji po 1989 roku. Produkcji, które zwróciły niejedno życie.

Sukces i pieniądze - korzenie zbrodni

Inspiracją dla Krzysztofa Krauzego i współscenarzysty Jerzego Morawskiego była prawdziwa historia, której makabryczny finał rozegrał się w marcu 1994 roku. Dwaj drobni przedsiębiorcy - Sławomir Sikora i Artur Bryliński, dopuścili się wtedy podwójnego morderstwa, pozorując wszystko na mafijne porachunki. Był to drastyczny epilog pasma rocznych udręk, prześladowań i prób egzekucji fikcyjnego długu, jaki mężczyźni zaciągnąć mieli u pewnego szemranego "biznesmena", znajomego z dzieciństwa jednego z nich. W konsekwencji z wieloletnimi wyrokami trafili do więzienia. I to właśnie w areszcie odwiedził ich Krauze. Długie, wyczerpujące rozmowy z Sikorą i Brylińskim stały się podstawą scenariusza "Długu", pozwalając twórcom na niezwykle wierne odzwierciedlenie rzeczywistości.

- Relacje tych chłopaków zrobiły na mnie piorunujące wrażenie. Myśmy rozmawiali przez trzy dni w więzieniu. Największe wrażenie zrobiło to, że takie historie nie zdarzają się tylko w patologicznych rodzinach, czy gdzieś w jakimś slumsie, na ciemnej ulicy. Historia tych chłopaków unaoczniła mi, że to może się przydarzyć każdemu, bez względu na pochodzenie, wykształcenie, miejsce zamieszkania - w jednym z wywiadów opowiadał Krauze. Bo to z jednej strony przedstawienie jednostkowej historii, ale z drugiej wyraz zbiorowych lęków i przestawienia się na inny sposób myślenia po okresie transformacji. - Bez nowej, drapieżnej rzeczywistości historia opowiedziana w "Długu" nie rozegrałaby się. Sukces i pieniądz to są jej korzenie - rozwiewa wątpliwości reżyser.

Zobacz wideo

Kiedy ludzie się boją...

Paradokumentalna stylistyka, narastające poczucie opresji i bijący z ekranu chłód to znaki rozpoznawcze opowieści o tym, jak cienka bywa granica pomiędzy dobrem a złem. Przyjęcie punktu widzenia ofiar, które następnie zmieniły się w oprawców (co wywołało pewne kontrowersje wśród krytyki), prowokowało pytania o to, jak każdy z nas zachowałby się w podobnej sytuacji.

- "Dług" jest opowieścią o lęku. Kiedy ludzie się boją, następuje radykalne uproszczenie hierarchii wartości, aż do najbardziej prymitywnych, sprowadzających się do tego, kto przeżyje, a kto zginie - mówił w wywiadzie Krauze.

To, co z jednej strony przerażało, z drugiej stanowiło i wciąż stanowi największą siłę "Długu". Do czego rzecz jasna przyczyniła się także świetna filmowa robota. Nie tylko reżysera, ale i operatora Bartosza Prokopowicza czy autora niepokojącej ścieżki dźwiękowej, na co dzień znakomitego jazzmana Michała Urbaniaka.

Chyra, Borcuch, Gonera...

Film Krzysztofa Krauzego to także trzy doskonałe role, będące jednocześnie obrazem tego, w jak różny sposób potoczyły się kariery ich odtwórców. W postaci Adama i Stefana (ich pierwowzorami byli Bryliński i Sikora) wcielili się Robert Gonera oraz Jacek Borcuch.

Pierwszy z nich wyrastał wtedy na czołową gwiazdę polskiego kina, mając na swoim koncie świetne role chociażby w "Samowolce" Feliksa Falka czy "Grach ulicznych" Krauzego. Dobra passa, której "Dług" był kolejnym przystankiem, kilka lat później miała się w sposób tyleż gwałtowny, co niespodziewany skończyć, a sam aktor znalazł się na poważnym życiowym zakręcie. W tym wszystkim cieszyć mogą pojawiające się ostatnio głosy, że znowu wychodzi na prostą, bo talent bez wątpienia ma nieprzeciętny.

Borcucha z kolei coraz bardziej niż do aktorstwa ciągnęło do reżyserii. W tym samym roku nakręcił swój debiut "Kallafiorr", a kolejne lata i takie filmy jak "Tulipany" czy pokazywane na Sundance Film Festival "Wszystko, co kocham" oraz "Nieulotne" udowodniły, że jest jednym z ciekawszych młodych autorów.

Ale być może największym przełomem "Dług" okazał się dla "tego złego", czyli Andrzeja Chyry. Rola Gerarda Nowaka była bodaj jego pierwszą tak dużą kreacją, a zarazem wstępem do błyskotliwej kariery. Wielokrotnie nagradzany Chyra uchodzi przecież dzisiaj za jednego z najbardziej cenionych i wszechstronnych polskich aktorów.

"Uważajcie, komu zostawiacie wizytówki"

Film Krzysztofa Krauzego, choć mówi o sprawie drastycznej, ostatecznie odnalazł swój happy end. W 2005 roku prezydent Aleksander Kwaśniewski ułaskawił Sławomira Sikorę. Pięć lat później podobny los, z rąk Bronisława Komorowskiego, spotkał Artura Brylińskiego.

- "Dług" uwolnił mnie z więzienia. Chciałem jego twórcom za to bardzo podziękować - nie pozostawiał wątpliwości Sikora.

Wcielający się w jego postać Jacek Borcuch wspominał, że na jednym z więziennych nagrań pada pytanie o to, jakie rady mieliby oni dla młodych ludzi stawiających pierwsze kroki w biznesie. "Żeby uważać, komu zostawia się wizytówki" - pada odpowiedź.

Więcej o: