Oczywiście nie one pierwsze - i nie ostatnie - utorowały sobie drogę do zatłoczonych i zadymionych spelun, udowadniając nadętym twardzielom, że może i nie dorównują im siłą mięśni, ale znacznie przewyższają ich zarówno intelektem, jak i determinacją czy sprytem. "Są twarde, ale przy tym nigdy nie przestają być kobietami; nie próbują też stać się mężczyznami", mówiła Hayek o bohaterkach "SexiPistols", tłumacząc, dlaczego ona i Cruz tak chętnie przyjęły angaż.
Luc Besson - pan od "Nikity", "Leona Zawodowca" i "Wielkiego błękitu" - nie krył, że do napisania scenariusza "SexiPistols" zainspirował go w dużym stopniu film Louisa Malle'a "Viva Maria!" z 1965 roku, w którym Brigitte Bardot i Jeanne Moreau zostały wplątane w wir rewolucji i musiały udowodnić (co zrobiły zresztą bez większych trudności), że "kobieta potrafi".
Ryzykował, tak samo jak przed laty ryzykowała Callie Khouri, pisząc scenariusz do "nowoczesnego westernu", czyli "Thelmy i Louise". Tam również dwie niewiasty, doprowadzone do ostateczności, porzucały dotychczasowe życie i kpiły sobie z zasad, w nosie mając narzucone kulturowo stereotypy dotyczące płci. A to nie do końca przypadło widzom - zwłaszcza, no cóż, panom - do gustu. "Byłam w szoku, że ludzie poczuli się przez to w jakiś sposób zagrożeni - dziwiła się Susan Sarandon. - Jakbyśmy wkroczyły na terytorium zajmowane wyłącznie przez białych, heteroseksualnych mężczyzn". I bez wątpienia tak właśnie było.
Besson znalazł jednak sposób, by uniknąć podobnych zarzutów i przed ekrany ściągnąć również męską część publiczności. Podczas gdy Thelma i Louise miały być "zupełnie normalne", pokazywane bez zbytniego epatowania erotyką i eksponowania kobiecych wdzięków, tak "SexiPistols" to w zasadzie hymn pochwalny na rzecz kobiecej urody i seksapilu. Zresztą trudno, żeby taki nie był, skoro w obsadzie znalazły się dwie seksbomby - pochodząca z Meksyku dziewczyna El Mariachi, czyli Salma Hayek, i muza Pedro Almodóvara, obdarzona hiszpańskim temperamentem Penelope Cruz - których nazwiska co roku pojawiają się w kolejnych opiewających urodę gwiazd rankingach.
Można by się było spodziewać, że dwie piękne, charyzmatyczne i obdarzone silnymi charakterami indywidualistki po kilkunastu tygodniach spędzonych razem na planie będą chciały wydrapać sobie oczy, a zdjęcia skończą się karczemną awanturą. Ale nie w tym przypadku. "Salma jest jedną z moich najlepszych przyjaciółek - zapewniała Cruz, dodając jeszcze przewrotnie i rozpalając przy tym zapewne wyobraźnię niejednego mężczyzny: - Zresztą często sypiamy nawet w jednym łóżku".
"SexiPistols" może nie stanie się klasyką, nie zapisze się w historii westernów i trudno go będzie postawić obok "3:10 do Yumy", "Powieście go wysoko", "Dobrego, złego i brzydkiego", "Bez przebaczenia" czy "W samo południe", ale za to doskonale sprawdza się jako osadzona na Dzikim Zachodzie komedia. Tym bardziej, że Besson, piszący do spółki z Robertem Markiem Kamenem, skwapliwie skorzystał z rady nowofalowego francuskiego reżysera Jean-Luca Godarda, który rzucił kiedyś, że jeśli chcesz nakręcić dobry film, tak naprawdę potrzebujesz tylko "pistoletu i dziewczyny".
Fabuła jest dość standardowa i często stanowi pretekst do kolejnego żartu i gagu, którymi twórcy sypią jak z rękawa. Oto Maria i Sara, jedna bogata, wykształcona panna z dobrego domu, druga uboga i nieokrzesana. Pozornie dzieli je wszystko - w praktyce okaże się, że mają wspólny cel: muszą stawić czoła amerykańskim imperialistom, którzy odbierają ziemie biednym meksykańskim chłopom, i zaprowadzić porządek w okolicy. Bo jak nie one, to kto?
Chociaż ani dla Hayek, ani dla Cruz "SexiPistols" nie był filmem przełomowym, to obie wspominają ten projekt jako niezwykle ważny; całe lata marzyły, by wystąpić razem na ekranie. "Cieszyłyśmy się każdym dniem na planie - wspominała później Cruz. - Naprawdę świetnie się dogadujemy". I choć obie przekroczyły już tę niebezpieczną dla aktorek granicę wieku czterdziestu lat, nie muszą obawiać się o brak zajęcia. Cruz zakończyła właśnie pracę nad komediami "Grimsby" i "Zoolander 2", potwierdziła również, że wystąpi u boku swego męża, Javiera Bardema, w dramacie biograficznym "Escobar". Tempa nie zwalnia też Hayek - która w wolnych chwilach zajmuje się produkcją filmową - i już niebawem będzie można zobaczyć ją w komedii "Drunk Parents". O odpoczynku nie myśli zresztą i Luc Besson, który pracuje właśnie nad "Valérian and the City of a Thousand Planets", a w planach ma napisanie scenariuszy do kontynuacji "Lucy" i "Colombiany".
Nieco gorzej wiedzie się reżyserom, Joachimowi Ronningowi i Espenowi Sandbergowi. Panowie już od dłuższego czasu nie nakręcili żadnego pełnego metrażu, ale, tak szczerze mówiąc, i oni nie mają obecnie powodów do narzekań, bo po latach twórczej posuchy otrzymali fuchę, za którą niejeden filmowiec dałby się pokroić, i zasiedli za kamerą "Piratów z Karaibów 5".