Filmy dokumentalne mają u widzów pod górkę. A te dobre są naprawdę... dobre!

Dokumenty nigdy nie dorównają popularnością produkcjom fabularnym. Brak wielkich kampanii reklamowych czy głośnych nazwisk w obsadzie od razu stawia je na straconej pozycji. Często największym problemem twórców jest nie sama realizacja, a dystrybucja, pomysł na to, jak dotrzeć do widza.

Nie ma co ukrywać - filmy dokumentalne mają u publiczności pod górkę. Bardzo mylą się jednak ci, którzy twierdzą, że są przegadane, nudne i pokazują jedynie rozwinięcie tego, co widzimy w programach newsowych. Ten ostatni argument jest zupełnie nieadekwatny - w dzisiejszym medialnym szumie jesteśmy bombardowani informacjami, jednak są one krótkie, poszatkowane. Dzięki internetowi wiemy niby wszystko, ale nasza realna wiedza na temat ważnych spraw jest właściwie zerowa. Dokument jest na to pewnym antidotum.

Cienkie granice

Twórcy dokumentalni często obserwują swoich bohaterów przez lata. Taki kontakt pozwala na zgłębienie każdej historii i pokazanie jej taką, jaka jest, w wielu odcieniach i z różnych punktów widzenia. To żmudna praca, która zazwyczaj nie może zagwarantować końcowego sukcesu. Nie ma tu scenariusza, przemyślanego rozwoju wydarzeń, puenty. Finał za każdym razem pozostaje nieznany. Oczywiście, dokumentem można też łatwo manipulować, ale tak jest w przypadku każdego medium - tylko od intencji nadawcy zależy, jak taka możliwość zostanie wykorzystana. Czysto obiektywne spojrzenie bowiem nie istnieje. Już samo ustawienie kadru czy moment, w którym kamera zostanie włączona, jest pewnym indywidualnym wyborem.

Zdarza się nawet, że autorzy z powodzeniem stosują w realizacji swoich filmów prowokację. Jednym z najlepszych takich przykładów jest słynna "Scena zbrodni", nominowana w 2014 roku do Oscara. Reżyser dociera w filmie do osób, które uczestniczyły w antykomunistycznej czystce, jaka miała miejsca w latach sześćdziesiątych w Indonezji. Zostało wtedy zabitych około miliona ludzi, a oprawców nigdy nie osądzono. Nie dość, że nie doczekali się potępienia, to chętnie i ze szczegółami opowiadają o swoich zbrodniach.

Joshua Oppenheimer poprosił ich o udział w inscenizacjach, pokazujących, jak wyglądały morderstwa. Oni się na to zgadzają, gdyż myślą, że będzie to hołd dla ich czynów, tymczasem reżyser chce ich sprowokować i postawić w pozycji ich ofiar. Film był nie tylko oryginalną, wyczerpującą produkcją, ale też pobudził do dyskusji nad moralnością dokumentalistów oraz ograniczeniami publicystyki. Opinii na ten temat jest wiele, ale wniosek tylko jeden - granice są bardzo cienkie.

Nowe życie dokumentu

Filmy dokumentalne coraz częściej prezentują też ciekawą formę. Oryginalny montaż, wykorzystanie zdjęć archiwalnych, ale i nakręconych z udziałem aktorów scen-retrospekcji, muzyka - to wszystko wykonane jest na naprawdę wysokim poziomie. Duża część dokumentów wciąga jak najlepszy thriller, a przez bliskość życiu wzbudzają one wyjątkowe emocje. Emitowane w zeszłym roku serie dokumentalne "Making a Murderer", "Przeklęty: Życie i śmierci Roberta Dursta" czy radiowy "Serial", w Stanach Zjednoczonych stały się popkulturowym fenomenem. Po każdym odcinku w mediach społecznościowych wrzało. Historie przedstawione w tych produkcjach po prostu uzależniały, a dyskusje na ich temat potrafiły podzielić najbardziej zgodne rodziny.

Śmiało można powiedzieć, że dokument zyskał ostatnio nowe życie. Kategoria "Najlepszy film dokumentalny" w czasie ceremonii oscarowej przestaje być momentem, w którym widzowie idą zaparzyć herbatę. Zwycięskie tytuły z ostatnich lat były nie tylko artystycznymi sukcesami, ale w wielu krajach osiągnęły dobre wyniki w box-office. Również w Polsce. Biograficzne "Amy" oraz "Sugar Man" przyciągnęły do kin ponad 100 tysięcy widzów. Takiej frekwencji mogłaby im pozazdrościć niejedna fabuła. Równie dużą popularnością cieszy się zresztą festiwal Docs Against Gravity - jego zakończona niedawno trzynasta edycja pobiła rekordy, jeśli chodzi o sprzedaż biletów.

Przekonać widza

Najtrudniejsze jest samo zachęcenie widzów do oglądania dokumentów. Pokazanie, że ten gatunek nie gryzie, że nie jest to przeintelektualizowana nuda, ale raczej mądra i rozwijająca rozrywka. Taką próbę podejmie bezpłatny kanał filmowy Stopklatka TV, rozpoczynający niebawem emisję nowego pasma dokumentalnego. Różnorodna tematyka, forma, nawet metraż - każdy powinien znaleźć tu coś dla siebie.

W "Mojej nowej twarzy" zobaczymy historię 17-letniej Jess, która urodziła się z wywołaną przez chorobę genetyczną deformacją twarzy. Pomimo wielu operacji plastycznych nadal nie może normalnie funkcjonować w społeczeństwie. Film ukazuje jej trudną drogę do akceptacji, ale też staje się pewną formą dyskusji nad pojęciem piękna. Jess spotyka się z kobietami, dla których ta kwestia ma bardzo różne znaczenie - od modelki, która przeklina swój wygląd, do mianiaczki chirurgii kosmetycznej, uważającej, że piękno zewnętrzne daje największą siłę.

Drugi z filmów to "Kłopoty z piratami" Jamesa Rogera, wielokrotnie nagradzanego reżysera, współpracującego z telewizją BBC. Temat jest stosunkowo dobrze znany - somalijscy piraci, atakujący statki na Oceanie Indyjskim. Nadal nie udało się znaleźć na nich sposobu. Dokument ten ukazuje złożoność tego problemu. Twórcy zajmują się nie tylko działalnością morskich rozbójników, ale też kontaktującymi się z nimi negocjatorami oraz starają się poznać, w jakiej sytuacji znaleźli się zakładnicy. Ci, którzy o współczesnych piratach dowiedzieli się jedynie z filmu "Kapitan Phillips" z Tomem Hanksem, zdecydowanie powinni obejrzeć ten dokument i przekonać się, jak to wygląda naprawdę.

Jeśli już o kinie mowa, bardzo ciekawą pozycją jest też trzyczęściowy film "Słynni zbrodniarze". Autorzy pokusili się o próbę zrozumienia fenomenu morderców, którzy stali się ikonami popkultury: Charlesa Mansona, a także znanych z książek i filmów Normana Batesa oraz Hannibala Lectera. Tworzą ich psychologiczny portret, starając się dociec, w jaki sposób ci okrutni zbrodniarze zyskali tak wielką popularność i sympatię społeczeństwa. Ciekawy jest przede wszystkim przypadek bohatera "Milczenia owiec" zaprezentowany w części pierwszej. Ta, stworzona przez Thomasa Harrisa, a później spopularyzowana przez kino i telewizję postać, od lat wzbudza fascynację mas. Nieważne czy widzicie go jako Anthony'ego Hopkinsa czy Madsa Mikkelsena, z pewnością nie jest dla was obojętny.

*

Dokument przeżywa wielki renesans, zarówno w kinie, jak i telewizji. Przykuwa uwagę, wciąga, uwodzi, czasem uzależnia. Na to, aby mógł konkurować z wielkimi produkcjami z udziałem gwiazd, nie ma co liczyć. Jednak warto promować go wśród tzw. "zwykłego widza". To naprawdę nie są filmy jedynie dla miłośników festiwali. Bywają one zabawne, pokrzepiające, ale też smutne, wzbudzające przerażenie czy strach - w tym gatunku jest dosłownie wszystko. Trzeba po prostu dać mu szansę.