"Belle Epoque" to miał być hit. Jak wyszło? "Szkoda, że poziom nie jest tak wysoki jak budżet" [OPINIE]

Wielkie pieniądze wydane na kostiumy, dekoracje i znane twarze w obsadzie. Ogromna promocja i porównania do najlepszych seriali zagranicznych. Nowy serial TVN "Belle Epoque" jednak nie zachwycił ani recenzentów, ani widzów.

Nie znamy jeszcze danych dotyczących oglądalności pierwszego odcinka "Belle Epoque", który TVN pokazał wczoraj wieczorem, ale szefowie stacji na pewno liczyli na dużą frekwencję przed telewizorem. Miała ją zapewnić bardzo duża promocja, łącznie ze zmianą wczorajszej oprawy stacji i materiały pokazywane nawet w głównym wydaniu "Faktów". AKTUALIZACJA: Serial przyciągnął przed telewizory 2,9 mln widzów.

- "Belle Epoque" to serial, którego jeszcze nie było na rynku, z ogromną ilością odwzorowanych detali i drobiazgów - opisywał Edward Miszczak, dyrektor programowy Grupy TVN, który jeszcze przed premierą pierwszej serii zapowiadał, że powstanie kolejna. - Oglądaliśmy trzy gotowe odcinki. To będzie hit. Myślę, że będzie druga seria - mówił na konferencji ramówkowej TVN. Przed premierą podkreślał też duże kwoty wydane na kostiumy, dekoracje, a także dobrą obsadę z Pawłem Małaszyńskim i Magdaleną Cielecką na czele.

Belle EpoqueBelle Epoque materiały prasowe TVN

Twórcy nie ukrywali inspiracji takimi bardzo cenionymi zagranicznymi produkcjami jak "The Knick" czy "Peaky Blinders", nie bali się też porównywać "Belle Epoque" z mrocznym "Tabu" - jedną z nowszych produkcji HBO z Tomem Hardym w roli głównej. Dlatego nic dziwnego, że i recenzenci, i widzowie takich porównań używają.

"Właśnie widziałem pierwszy odcinek... to jakieś nieporozumienie. Nie ma akcji, która musi być w serialach, nie ma w zasadzie niczego - całkiem inaczej ogląda się serial BBC o Sherlocku choćby... kolejny byle jaki polski gniot" - surowo ocenił serial jeden z czytelników Gazeta.pl.

"Belle Epoque" jak teatr telewizji

Dziennikarze nie byli może aż tak ostrzy, ale obok pochwał choćby dla Vanessy Aleksander i Olafa Lubaszenko w rolach drugoplanowych, pojawiło się sporo zarzutów.

"TVN stworzyło najdroższy serial w historii rodzimej telewizji. Szkoda tylko, że poziom nie jest tak wysoki jak budżet" - pisze Dawid Muszyński z naEKRANIE.pl. "Jeśli postawimy 'Belle Epoque' obok chociażby 'Tabu', to różnica jest diametralna. Koprodukcja BBC i FX postawiła na realizm czasu, podczas gdy TVN na czystą rozrywkę. Ich produkcja jest bardziej wyrafinowaną wersją teatru telewizji z elementami akcji. Miejscami bardzo dobrze się ją ogląda, ale jednak nie przyciąga do siebie zbyt mocno. To nie jest jeden z tych seriali, na który co tydzień będziemy czekać z niecierpliwością" - dodaje.

Porównania do teatru telewizji, których w przypadku produkcji, która miała być nowoczesnym serialem kryminalnym (choć osadzonym w przeszłości), pojawiały się nie tylko tutaj.

"W dwóch pierwszych odcinkach jednak grający Jana Paweł Małaszyński jest ciepłym misiem, rubasznym w scenach z dawno niewidzianym i przyjaciółmi. Jego wybuchy porywczości wyglądają dość sztucznie, ale generalnie aktorstwo w pierwszych odcinkach (i niektóre sceny) mocno przypomina teatr telewizji" - pisze Aneta Kyzioł na blogu "Seryjni". "Kadry są niczym wypolerowane, bohaterowie oprani i odprasowani, z każdej sceny niemal czuć zapach perfum. To, co pasuje do klas wyższych, razi w niższych (...) Taki poler w dzisiejszych czasach to już jednak jest obciach" - zauważa.

Jest zbyt pięknie

"Twarze zbyt gładkie, a stroje zbyt czyste. Trochę jak w amerykańskiej serii 'CSI', gdzie nic nie jest w stanie zepsuć idealnego uczesania detektywów i pobrudzić ich garniturów. Ta poprawność przypomina więc muzealną rekonstrukcję. Niemniej serial ogląda się bez bólu. Jak przyzwoitą, choć nieprzełomową produkcję" - ocenia Marcin Kube z "Rzeczpospolitej".

Jedni zwracali uwagę na zbyt małą ekspresję głównego aktora, inni byli dla niego łagodniejsi Większość recenzentów podkreślała jednak, że dużo lepiej wypadają aktorzy drugoplanowi.

"Paweł Małaszyński w roli głównej, wbrew moim obawom, jest w swojej roli przekonujący. Nie porywa jakoś szczególnie, zwłaszcza w tzw. scenach akcji, w których za dużo jest gry, a za mało emocji, ale jest dobrze" - ocenia Wojciech Krzyżaniak dla "Newsweeka". "Olaf Lubaszenko, choć wizualnie trudny jest do poznania, w roli pewnego siebie i skwaszonego fochem na maluczkich komisarza Policji wręcz znakomity, to samo Eryk Lubos, który nareszcie ma coś w telewizji do zagrania, a nie powtarzania. Jest nieoczywisty, więc tym lepszy. To zresztą moje największe zaskoczenie w serialu, bo przyznam, wydawało mi się, że ze swoją manierą nie będzie tu pasował. A jakby się urodził, żeby tu zagrać" - dodaje Krzyżaniak.

Większość dziennikarzy i widzów docenia jednak, że TVN spróbował zrobić coś nowego, ambitniejszego.

I liczą na to, że akcja "Belle Epoque" jeszcze się rozkręci. "Ja w to wchodzę i będę oglądał dalej, bo naprawdę zaciekawił mnie scenariusz, ciekaw jestem kolejnych śledztw i nawet niezbyt martwię się tym, że będę musiał po kolejnych odcinkach swoje pochwały odszczekać" - kończy swoją recenzję Krzyżaniak.

Kolejny odcinek "Belle Epoque" w najbliższy wtorek o 21:30.

"Belle Epoque" - widzieliśmy pierwsze dwa odcinki nowego serialu TVN. Pięknie jest, ale co poza tym? [RECENZJA] >>

Więcej o: