Leszek Lichota: Jesteśmy Słowianami i powinniśmy być z tego dumni [WYWIAD]

Leszek Lichota, czyli serialowy Rebrow, w tej odsłonie "Watahy" zmieni się nie do poznania. Tak, jak cały 2. sezon, który będzie ciekawszy, bardziej dynamiczny i naprawdę mroczny.

Joanna Szaszewska: Co czeka Rebrowa w 2. sezonie “Watahy” ?

Leszek Lichota: Przede wszystkim czeka go rozliczenie z przeszłością i powrót do spraw, które próbował wyprzeć. Ukrywał się przez cztery lata i jest zupełnie innym człowiekiem, niż ten którego znamy z pierwszej serii. Nie będzie już tak szlachetny i przewidywalny w swoich reakcjach, tylko jak takie zaszczute zwierzę będzie próbował przeżyć i zmierzyć się z rzeczywistością, która wtargnie w jego życie.

JS: Rebrow bardzo się zmienił, szczególnie psychicznie. Jak przygotowywał się Pan do tej roli? Wzorował się Pan na kimś, spotykał się z kimś?

LL: Spotykałem się sam ze sobą, padały pytania i czasami odpowiedzi. Rozmawiałem z producentami odpowiednio wcześniej, żeby nakreślili mi rys psychologiczny Rebrowa, jak się zmienił, do czego te zmiany doprowadziły i jaki teraz jest. Zaczęliśmy wspólnie myśleć o tym, jak powinien wyglądać - jesteśmy w kinie więc wygląd powinien współgrać z tym, co dzieje się w środku. W tym sezonie Rebrow wygląda jak człowiek odizolowany od świata, jest trochę zaniedbany, trochę dziki.

fot. Krzysztof Wiktor

Od teraz sam musi radzić sobie z otoczeniem, żyje w kryjówce w lesie. Stąd pomysł, żeby trochę go "zapuścić", żeby był bliżej Szeptuna z pierwszej części, niż Rebrowa. Dało mi to zupełnie nową przestrzeń do działania. Mogłem zbudować swoją postać od początku - cztery lata izolacji mocno na nią wpłynęły. To była dodatkowa frajda. Rebrow stał się wyraźniejszy, jest dużo ciekawszy.

Przez to, że świat mu się zawalił i musiał wszystko w sobie przepracować, zmierzyć się z przeszłością. Nie jest już takim “rycerzykiem” na białym koniu, któremu wydaje się, że wie, co trzeba zrobić, by zbawić cały świat. Teraz już nic nie jest dla niego czarno-białe, a on sam stał się bardziej uważny. Nie może za bardzo nikomu zaufać, a z drugiej strony wie, że czasem warto się z kimś zjednoczyć i połączyć siły, by osiągnąć cel.

fot. Krzysztof Wiktor

JS: A co się panu najbardziej podoba w tym sezonie?

LL: W pierwszej serii świat był poukładany, a tutaj wszystko jest wywrócone do góry nogami i każda postać ma problem. Drugi sezon jest bardziej dynamiczny, atmosfera jest gęstsza.

JS: Powiedział Pan, że “Wataha” była dla Pana największym fizycznym wyzwaniem. Czy drugi sezon był jeszcze gorszy?

LL: Na pewno ten sezon był trudniejszy, ale ja wiedziałem, co mnie czeka. Poprzedni sezon był pierwszym spotkaniem ze wszystkimi żywiołami Bieszczad - były kąpiele w mroźnych rzekach, błoto po pas i góry po których trzeba się wspinać. Tym razem było trochę bardziej ekstremalnie. Mój organizm był wyczerpany - na miejscu wspomagały nas ekipy medyczne. Ale było warto. Myślę, że drugi sezon jest bardziej wiarygodny, ciekawszy, te nasze emocje i przeżycia zostały przeniesione na ekran.

fot. Krzysztof Wiktor

JS: Czy podczas zdjęć spotykaliście zwierzęta?

LL: Tak, kilka razy zdarzyło się, że spotkaliśmy żubry, łosie i sarny. Często witały nas sowy - jak nas widziały, to podrywały się z gałęzi i leciały równo z nami - to było niesamowite. Watahy nie spotkaliśmy, bo wilki to bardzo mądre stworzenia, więc się ukrywają i nie atakują człowieka. Za to mieszkańcy gór opowiadali nam, że czasem wilki atakują ich przydomowe psy.

JS: W “Watasze” pojawia się wiele polskich wątków. Jak się to Panu podoba?

LL: To nie jest kwestia podobania, tylko genów, przecież jesteśmy Słowianami. I dlatego uważam, że w Polsce nie ma sensu próbować nagrywać filmy tak, jak Amerykanie. Mamy bardzo dużo do zaoferowania, mamy własną tożsamość i to ją powinniśmy pokazywać.

JS: A czy praca w Bieszczadach miała dla Pana także osobisty wymiar?

LL: To determinuje całe działanie, bycie w tym otoczeniu zmienia człowieka. Jak dobrze zbudowana scenografia, która otwiera aktora i on zaczyna wierzyć w ten fantastyczny świat. Bieszczady stały się równorzędnym bohaterem, w zasadzie wyszły na pierwszy plan. Kiedy człowiek chodzi tymi ścieżkami, przeskakuje przez rzeki, to zaczyna żyć według tamtejszych praw. Brak zasięgu w telefonie i utrata kontaktu ze światem przestaje być problemem. Zamiast przeglądać media społecznościowe, zaczynasz być tu i teraz. Kiedy masz wolne, nie szukasz atrakcji na siłę, tylko siadasz, myślisz i patrzysz w niebo.

I mieszkańcy Bieszczad właśnie tak żyją, mają wewnętrzny kompas, który działa kompletnie inaczej niż u nas. Oni mniej się spieszą, są bardziej otwarci, odważniejsi. Jak widzą, że ktoś potrzebuje pomocy, to zatrzymają się i pomogą - wiedzą, że inaczej z tą osobą może być bardzo źle. W mieście, jeśli ktoś stoi na poboczu z zepsutym autem, to raczej mało kto się zatrzymuje, wszyscy się spieszą. Bieszczady mogą zmienić człowieka.

JS: A jak jest po powrocie do miasta?

LL: Przystosowanie się po półrocznym pobycie nie jest łatwe, początkowo żyje się według górskich zasad. Ale mija kilka tygodni i człowiek przestawia się na tryb miejski. Na tym polega urok bycia aktorem, że czasem można zamienić się w kogoś innego.

Drugi sezon "Watahy" - od 15 października w HBO.

Więcej o: