George R.R. Martin sam nie ukrywał, że kilka historii, wątków, motywów, które znamy z "Gry o tron" HBO, a właściwie jak dotąd nieskończonej serii powieści "Pieśń lodu i ognia", inspirowanych było prawdziwymi wydarzeniami. Weźmy choćby Krwawe Gody, gdy podczas wizyty w Bliźniakach wymordowano armię Północy, a dodatkowo Robba i Catelyn Starków. Wszystko mimo tego, że pradawne "prawo gościny" zostało im zapewnione i na miejscu mieli być bezpieczni.
"Ale to już było...". W 1692 roku w Szkocji, podczas walk zwolenników Jakuba II ze stronnikami Wilhelma III. Zwycięski Wilhelm obiecał darowanie win uczestnikom jakobickiego powstania, jeśli do końca 1691 złożą mu hołd. Klan MacDonaldów z Glencoe, był jednym z ostatnich, które tego nie uczyniły. Zdecydowali się na to 31 grudnia i dlatego przybyli do Fort Wiliam, ale dowódca fortu tłumaczył, że nie miał uprawnień, by odebrać przysięgę. Ostatecznie stało się to dopiero 6 stycznia 1692 roku. Ktoś jednak zataił przed królem (pojawiają się sugestie, że konkurencyjny klan Campbellów), że do złożenia hołdu w ogóle doszło. Dlatego też Wilhelm III wydał rozkaz, by ukarać rzekomych buntowników.
W "kompanii karnej" pojawiła się blisko setka żołnierzy. Wojskowi osiedli w Glencoe, nie wzbudzając niepokoju, zostali ugoszczeni przez MacDonaldów. Po 12 dniach natomiast wymordowali przedstawicieli klanu. W rozkazie wskazano nawet:
To specjalny rozkaz króla, dla dobra i bezpieczeństwa państwa, aby ci niegodziwcy zostali wycięci w pień.
Według szacunków w Glencoe zamordowano (za Encyklopedią Britannica) 38 osób, a ponad 40 kobiet i dzieci, którym udało się zbiec, zginęło potem z wyziębienia. Ta Historia na Wyspach jest dobrze znana - dorobiła się nawet ekranizacji w 1971 roku.
Kadr z serialu 'Gra o tron' AP / AP
W Szkocji była jeszcze inna, podobna historia - Czarny Obiad z 1440 roku. Sam proces prowadzący do tego zdarzenia jest bardziej skomplikowany niż sojusze w "Grze o tron". W dużym skrócie: w ramach pojednawczego spotkania do Edynburga zaproszono dwóch przedstawicieli silnego rodu Douglasów - 16-letniego Williama i jego młodszego brata oraz ich doradcę.
Stało się to na zaproszenie samego 10-letniego króla, jednak za sznurki pociągał ktoś inny - sir William Crichton, Lord-Kanclerz Szkocji. W obawie przed Douglasami postanowił szybko pozbyć się potencjalnych wrogów, dlatego też po uczcie, czy też "obiedzie", wszyscy trzej goście zostali ścięci. Według legendy w pewnym momencie na salę wniesiono głowę czarnego byka, jeszcze świeżą od krwi - głowy dwóch Douglasów i ich doradcy miały trafić także na stół obok tej byczej.
Brzmi znajomo?
Inny przykład: Ród Targaryenów dokonał podboju Westeros - przybył zza morza na smokach i zaczął władać ogromnym państwem, które urządzał na własną modłę. Królowie stawali się lordami protektorami, dalej trzymając władzę nad dawnymi ziemiami (z małymi poprawkami, pojawili się też nowi gracze), ale uznając zwierzchność nowego "króla królów" Westeros.
Anglia, rok 1066. Po najeździe Wilhelma Zdobywcy i kilku większych potyczkach (największa pod Hastings, decydująca) - książę z południa podporządkowuje sobie krok po kroku państwo. Ten scenariusz może też pasować do historii Daenerys, która przekroczyła morze dzięki ogromnej flocie, by odbić należny jej Żelazny Tron.
Wilhelm również rościł sobie prawa do tronu angielskiego, i tak samo - do inwazji musiał przepłynąć kanał La Manche, czyli przygotować flotę. Co więcej, do księcia Normandii dołączali ludzie, zachęceni wizją podbojów. Po siódmym sezonie "Gry o tron" wiemy już, że przynajmniej to się wydarzyło.
Kadr z serialu 'Gra o tron' AP / AP
Pozostając przy Anglii - jeśli cofnąć się do czasów sprzed dotarcia tam Normanów, to także można znaleźć kolejne konotacje. W Anglii funkcjonowała bowiem heptarchia, złożona z - jakżeby inaczej - siedmiu królestw. W zależności od tego, które w danym momencie było najsilniejsze, jej władcę tytułowano bretwaldą.
Podobnej tytulatury w Westeros nie było, ale sam wątek powstawania królestw był podobny: tworzyły się w wirze wojen, by ostatecznie zostało ich siedem. I jak w historii są: Essex, Kent, Mercja, Sussex, Wessex, Anglia Wschodnia i Northumbria, tak w Westeros były królestwa: Północy, Burzy, Doliny, Skały, Reach, Dorne oraz Wysp i Rzek (przed najazdem Aegona Targaryena).
Na tym jednak nie koniec - o zbudowanym przez Rzymian wale Hadriana słyszeli chyba wszyscy. Miał pomóc w utrzymaniu Piktów (Szkotów) przed napaściami na południe kraju. Konotacji z Murem i Dzikimi nie trzeba wyjaśniać.
Ciekawie wygląda to w przypadku opuszczenia stałego lądu i przeniesienia się na Żelazne Wyspy - mieszkańcy tego regionu Westeros żyją z rabunku, to w zasadzie piraci, plądrujący, co popadnie. Dodatkowo - jako jedyni, poza Północą - zachowali też odrębność religijną od reszty królestwa.
Żelaźni ludzie, przypominający europejskich wikingów, wierzą bowiem w Utopionego Boga - sprzyjającego ich stylowi życia. Utopiony nie jest jednak odpowiednikiem wikińskiego Odyna, a Aegira. Po śmierci w walce wiking mógł kontynuować wojaczkę w Valhalii, natomiast jeżeli utonął, trafiał do wielkich hal Aegira, gdzie czekały na niego najlepsze zabawy, no i piwo - ten nordycki bóg uznany był za najlepszego browarnika.
To samo dzieje się z każdym umierającym żelaznym człowiekiem - Utopiony Bóg zaoferuje mu miejsce w wielkiej hali, gdzie będzie mógł bawić się do woli. Podobnie jak w nordyckich wierzeniach pojawia się kult krwi, np. poprzez rytualne podrzynanie gardeł, ale ważniejsze są te obrzędy związane z wodą i samym topieniem - tak zmodyfikował to Martin.
Kadr z serialu 'Gra o tron' AP / AP
Wracając na stały ląd - król Joffrey, którego śmierć, jak żadna inna w "Grze o tron" mogła ucieszyć fanów, ma swojego odpowiednika, także w historii Anglii. Tutaj najpierw trzeba przypomnieć, że serialowy Joffrey różni się od "książkowego" wiekiem. W chwili śmierci król ma zaledwie 14 lat - z kolei wiek aktora i fabuła serialu zupełnie na to nie wskazują.
Edward nie miał lekko w kwestii swojego pochodzenia, jak Joffrey. Podejrzewano, że wcale nie jest synem szalonego ojca (Henryk VI miał zaburzenia psychiczne), a bękartem któregoś z możnych. W swojej książce "Ryszard III" Paul Murray Kendall przywołuje opis dyplomaty z Mediolanu, który tak przedstawiał 13-letniego Edwarda:
Już teraz nie mówi o niczym innym jak ścinaniu głów lub prowadzeniu wojny, jakby już miał wszystko w rękach albo był bogiem wojny.
Młodego Edwarda w duchu zemsty miała wychować matka (jego ojcu odebrano tron, a oni musieli uciekać), tyle tylko, że nie nazywała się Cersei, a Małgorzata. Edward nie został otruty, ale zginął w 1971 roku w walce (właściwie podczas ucieczki z pola bitwy), w wieku zaledwie 17 lat.
Czytelnikom znającym język angielski polecamy na koniec wymianę e-maili między Georgem R.R. Martinem a jednym z fanów: twórca "Pieśni lodu i ognia" otwarcie opisuje tam swoje inspiracje. Treść pochodzi z 2001 roku, a można tam znaleźć np. próby wskazania inspiracji sporu braci Baratheonów - Stannisa i Renly'ego. Oczywiście trzeba sięgnąć do historii, tym razem hiszpańskiej.