Maisie Williams, która w "Grze o tron" wciela się w postać Aryi Stark, opowiedziała w wywiadzie z Entertainemt Weekly o swoich obawach po emisji odcinka "Długa noc". Jej bohaterka ma decydujący wpływ na starcie z bardzo niebezpiecznym wrogiem i zabija Nocnego Króla, ratując praktycznie całe Westeros. Aktorka przyznaje, iż bała się, że to spotka się ze złym odbiorem widzów.
Arya Stark to jedna z najciekawszych i nieoczywistych postaci w "Grze o tron". I należy przyznać, że twórcy serialu rozwinęli ostatnio wątek młodej wojowniczki zaskakująco - nie tylko dla widzów, ale i samej aktorki.
Przypomnijmy, Arya już jako mała dziewczynka wolała uczyć się szermierki, niż nosić ładne sukienki. Potem z niewinnego dziecka zmienia się w zabójczo sprawnego mordercę, który potrafi bezgłośnie się skradać i przybierać twarze zmarłych. Jej głównym zadaniem jest pomszczenie krzywd rodziny i na tym była przez cały czas skupiona. Przyzwyczajeni do tej postawy widzowie byli zatem niewątpliwie zaskoczeni, że w drugim odcinku Arya pomyślała o czymś innym niż zabijanie i postanowiła na chwilę przed wielką bitwą, w której pewnie zginie, przeżyć swój pierwszy raz z mężczyzną. Sama aktorka była wręcz przekonana, że to żart scenarzystów i producentów.
A potem w trzecim odcinku okazało się, że to właśnie ona zabija najgroźniejszego wroga wszystkich żywych istot, Nocnego Króla. Sama Masie Williams przyznaje, że była zdziwiona takim rozwojem akcji, bo przed próbnym czytaniem scenariusza z resztą obsady nie wgłębiała się zbyt dokładnie w treść poszczególnych odcinków. Kiedy w końcu do niej dotarło, że to jej Arya uratuje praktycznie wszystkich w Westeros i zabije Nocnego Króla swoim specjalnym sztyletem, aktorka była niemal w amoku:
To było tak niesamowicie ekscytujące.
Szybko jednak wkradły się wątpliwości:
Prawie natychmiast pomyślałam, że wszyscy znienawidzą to rozwiązanie, że Arya na to nie zasługuje. W każdym serialu najtrudniejszą częścią jest stworzenie niemal niemożliwego do pokonania złoczyńcy, z którym ostatecznie wygrywasz. To trzeba zrobić inteligentnie, bo inaczej ludzie będą myśleć 'Ten zbir wcale nie był taki groźny, skoro zadźgała go mała dziewczynka'. Powiedziałam to swojemu chłopakowi i on zapytał - Może to naprawdę powinien być Jon?
Takim rozwiązaniem zdziwiony był na początku także Kit Harington, który gra Jona Snowa. Jednak po chwili uznał, że to idealne zakończenie wątku:
Byłem zaskoczony, myślałem, że to będę ja! Ale podoba mi się takie rozwiązanie, nadaje treningowi Aryi cel i spektakularny efekt końcowy. Jest dużo lepiej, kiedy ona to robi, tak jak to robi. Myślę też, że oczywiście wielu widzów będzie sfrustrowanych, że pościg Jona za Nocnym Królem nie zaowocował epicką sceną walki. Ale tak właśnie jest z "Grą o tron". Takie rozwiązanie jest właściwe dla bohaterów. Tu też chodzi o to, że robi to nie ta osoba, po której się wszyscy tego spodziewają. Dlatego młoda dama przebija mężczyznę.
Williams sama zrozumiała, że nie ma innego wyjścia, kiedy zaczęła kręcić scenę z Melisandre. To wtedy czarodziejka przypomina Aryi przepowiednię jeszcze z trzeciego sezonu:
Brązowe oczy, niebieskie oczy, zielone oczy... oczy, które zamkniesz na zawsze.
Wtedy też Arya biegnie w stronę gaju, w którym jej brat Bran czeka na Nocnego Króla i kończy jego życie definitywnie. Teraz widzowie zastanawiają się, czy następna w kolejce będzie królowa Cersei, która faktycznie ma zielone oczy. Nie mamy pewności, czy przekonamy się o tym już w czwartym odcinku, który będzie można oglądać już w nocy z niedzieli na najbliższy poniedziałek.