"Gra o tron". To był finał, na który wszyscy czekali, ale którego nikt nie chciał. Najlepszy odcinek sezonu!

Ostatni sezon "Gry o tron" był chyba najbardziej kontrowersyjnym w historii produkcji. Nigdy wcześniej fani tak bardzo nie narzekali na pomysły filmowców. Po ostatnim odcinku wiele osób może być niezadowolonych, bo wszystko poszło nie tak, jak chcieli. Ale bądźmy też szczerzy - czego innego można się było spodziewać? Jestem ukontentowana.
Zobacz wideo Maciej Stuhr reżyseruje trzeci sezon "Szadzi". Z którymi reżyserami chciałby znów pracować?

Właśnie zobaczyłam ostatni odcinek "Gry o tron". I jedno mogę powiedzieć: cały czas siedziałam jak na szpilkach, chociaż w zasadzie nie działo się tam prawie nic, czego bym chciała. Mimo to finał był taki, jaki moim zdaniem powinien być: powodował ciągłe wzburzenie, często zdziwienie, niedowierzanie i skończył się dokładnie tak, żeby wszystkich rozjuszyć jak najbardziej. Dlatego też ostatecznie jestem zadowolona - to było takie gorzko-słodkie pożegnanie. 

Koniec "Gry o tron" 

Można mówić, że scenarzyści poszli na łatwiznę, że akcja niepotrzebnie przyspieszyła, a ja i tak nie przestaję pytać samą siebie: "Naprawdę tak się to skończyło?!". Odpowiedź za każdym razem jest taka sama: "I w sumie bardzo dobrze".

Postaram się opisać swoje wrażenia tak, żeby jak najmniej zdradzić z fabuły!

Nie ukrywajmy, ostatni sezon "Gry o tron" był daleki od ideału - większości z nas trudno zrozumieć motywację poszczególnych bohaterów, a przemiana Daenerys w Szaloną Królową wydaje się zbyt pochopna i... taka bez sensu. AIe o ile fabularnie mogę mieć zastrzeżenia do pięciu poprzednich odcinków, tak oglądanie ostatniego sprawiło mi dużą przyjemność, choć był to proces pełen ambiwalentnych uczuć.

>>>"Gra o tron". Już po pierwszym odcinku było wiadomo, że to nie jest zwykły serial. Skąd wziął się fenomen produkcji HBO?<<<

Co się na pewno udało stworzyć w finale, to właśnie odpowiedni nastrój. Wszystko go tam podkreśla - od zmieniającego się naświetlenia, po odpowiednio posępną muzykę, która w miarę rozwoju wydarzeń zmienia swój charakter. 

Doceniam różne zabiegi wizualne, które tutaj zastosowano - ujęcia z bohaterami dosłownie wynurzającymi się z mroku czy artystyczne kadry ukazujące przerażające oblicze spalonego miasta miło korelowały z moim stanem ducha na początku seansu. Definitywnie panuje tam atmosfera totalnej grozy i to w stylu, jaki serwowali nam nie tak dawno temu filmowcy w nowych "Gwiezdnych wojnach". Gdyby ludzie od "Gry o tron" mieli teraz kręcić ekranizację "Roku 1984" Orwella, nikt by nie narzekał - przysięgam. 

Materiały prasoweMateriały prasowe fot. HBO / 'Gra o tron'

Dziwiliście się, dlaczego bohaterowie działają w taki, a nie inny sposób? Teraz wszystko się wyjaśni. I to na tyle skutecznie, że niby najpierw człowiek się dziwi, a potem myśli - no tak, w sumie inaczej być nie mogło. Choć przyznaję, że w moim idealnym świecie ważna scena, która ma miejsce tak mniej więcej w połowie odcinka, powinna się znaleźć na jego samym końcu. 

Bardzo też doceniam to, jak wyglądały ostatnie sceny Matki Smoków - Emilia Clarke była zachwycająca (i przerażająca) w tym wydaniu. Udało jej się pokazać to, co tak bardzo chciała (a o czym mówiła w najnowszym wywiadzie) - że jej bohaterka mimo wszystko gdzieś w środku ciągle jest tą samą niewinną, skrzywdzoną, ufną i pełną nadziei dziewczynką, którą poznaliśmy na początku.  

>>>Gra o tron". Serialowy Bran Stark krytykuje petycję fanów: Ludzie zachowują się śmiesznie<<<

Sporo było scen głęboko metaforycznych i nie ukrywajmy, ocierających się o śmieszność. Zobaczycie - zrozumiecie. Najmądrzejszy w tym wszystkim był smok Drogon i to chyba on zrobił najrozsądniejszą rzecz w całym odcinku. 

To było godne pożegnanie z "Grą o tron". Ostatni epizod, zwłaszcza na tle pozostałych, wyróżnia się poziomem i dużo bardziej nawiązuje do początków wyśmienitej serii. Zamknęła się dziś pewna epoka - Westeros buduje się na nowych zasadach, które wydają się jak najbardziej logicznym rozwiązaniem po bałaganie, jaki dopiero co oglądaliśmy. Czy to wynika z przebiegu ostatniego sezonu - to już inna sprawa. 

Nie wątpię też, że wiele osób będzie rozczarowanych - rozwiązania fabularne, które pojawiły się na końcu, wielu wydadzą się co najmniej niepoważne. Ale po przemyśleniu sprawy zgodzę się z tym, co w wywiadzie dla "The New Yorker" powiedziała Emilia Clarke - to nie mogło się skończyć inaczej.

Choć bardzo mi się nie podoba pomysł na moją ulubioną postać - Daenerys pozostaje największą ofiarą Weseros, choć walczyła dzielnie - tak muszę przyznać, że właśnie takie rozwiązanie idealnie pasuje mi do koncepcji "Gry o tron". Nie dzieje się to, czego sobie życzymy, dzieje się to, co jest mniej więcej realne. Moim zdaniem idealnym podsumowaniem jest kwestia wypowiedziana przez Tyriona - "Nikt nie jest zbyt szczęśliwy więc udało się nam osiągnąć idealny kompromis".

>>>"GoT". Emilia Clarke o utrzymaniu tajemnicy: Gdy ktoś mówił mi, że kocha Daenerys, myślałam: Nie będziesz mieć za co<<<

Więcej o: