Właśnie zobaczyłam ostatni odcinek "Gry o tron". I jedno mogę powiedzieć: cały czas siedziałam jak na szpilkach, chociaż w zasadzie nie działo się tam prawie nic, czego bym chciała. Mimo to finał był taki, jaki moim zdaniem powinien być: powodował ciągłe wzburzenie, często zdziwienie, niedowierzanie i skończył się dokładnie tak, żeby wszystkich rozjuszyć jak najbardziej. Dlatego też ostatecznie jestem zadowolona - to było takie gorzko-słodkie pożegnanie.
Można mówić, że scenarzyści poszli na łatwiznę, że akcja niepotrzebnie przyspieszyła, a ja i tak nie przestaję pytać samą siebie: "Naprawdę tak się to skończyło?!". Odpowiedź za każdym razem jest taka sama: "I w sumie bardzo dobrze".
Postaram się opisać swoje wrażenia tak, żeby jak najmniej zdradzić z fabuły!
Nie ukrywajmy, ostatni sezon "Gry o tron" był daleki od ideału - większości z nas trudno zrozumieć motywację poszczególnych bohaterów, a przemiana Daenerys w Szaloną Królową wydaje się zbyt pochopna i... taka bez sensu. AIe o ile fabularnie mogę mieć zastrzeżenia do pięciu poprzednich odcinków, tak oglądanie ostatniego sprawiło mi dużą przyjemność, choć był to proces pełen ambiwalentnych uczuć.
Co się na pewno udało stworzyć w finale, to właśnie odpowiedni nastrój. Wszystko go tam podkreśla - od zmieniającego się naświetlenia, po odpowiednio posępną muzykę, która w miarę rozwoju wydarzeń zmienia swój charakter.
Doceniam różne zabiegi wizualne, które tutaj zastosowano - ujęcia z bohaterami dosłownie wynurzającymi się z mroku czy artystyczne kadry ukazujące przerażające oblicze spalonego miasta miło korelowały z moim stanem ducha na początku seansu. Definitywnie panuje tam atmosfera totalnej grozy i to w stylu, jaki serwowali nam nie tak dawno temu filmowcy w nowych "Gwiezdnych wojnach". Gdyby ludzie od "Gry o tron" mieli teraz kręcić ekranizację "Roku 1984" Orwella, nikt by nie narzekał - przysięgam.
Materiały prasowe fot. HBO / 'Gra o tron'
Dziwiliście się, dlaczego bohaterowie działają w taki, a nie inny sposób? Teraz wszystko się wyjaśni. I to na tyle skutecznie, że niby najpierw człowiek się dziwi, a potem myśli - no tak, w sumie inaczej być nie mogło. Choć przyznaję, że w moim idealnym świecie ważna scena, która ma miejsce tak mniej więcej w połowie odcinka, powinna się znaleźć na jego samym końcu.
Bardzo też doceniam to, jak wyglądały ostatnie sceny Matki Smoków - Emilia Clarke była zachwycająca (i przerażająca) w tym wydaniu. Udało jej się pokazać to, co tak bardzo chciała (a o czym mówiła w najnowszym wywiadzie) - że jej bohaterka mimo wszystko gdzieś w środku ciągle jest tą samą niewinną, skrzywdzoną, ufną i pełną nadziei dziewczynką, którą poznaliśmy na początku.
>>>Gra o tron". Serialowy Bran Stark krytykuje petycję fanów: Ludzie zachowują się śmiesznie<<<
Sporo było scen głęboko metaforycznych i nie ukrywajmy, ocierających się o śmieszność. Zobaczycie - zrozumiecie. Najmądrzejszy w tym wszystkim był smok Drogon i to chyba on zrobił najrozsądniejszą rzecz w całym odcinku.
To było godne pożegnanie z "Grą o tron". Ostatni epizod, zwłaszcza na tle pozostałych, wyróżnia się poziomem i dużo bardziej nawiązuje do początków wyśmienitej serii. Zamknęła się dziś pewna epoka - Westeros buduje się na nowych zasadach, które wydają się jak najbardziej logicznym rozwiązaniem po bałaganie, jaki dopiero co oglądaliśmy. Czy to wynika z przebiegu ostatniego sezonu - to już inna sprawa.
Nie wątpię też, że wiele osób będzie rozczarowanych - rozwiązania fabularne, które pojawiły się na końcu, wielu wydadzą się co najmniej niepoważne. Ale po przemyśleniu sprawy zgodzę się z tym, co w wywiadzie dla "The New Yorker" powiedziała Emilia Clarke - to nie mogło się skończyć inaczej.
Choć bardzo mi się nie podoba pomysł na moją ulubioną postać - Daenerys pozostaje największą ofiarą Weseros, choć walczyła dzielnie - tak muszę przyznać, że właśnie takie rozwiązanie idealnie pasuje mi do koncepcji "Gry o tron". Nie dzieje się to, czego sobie życzymy, dzieje się to, co jest mniej więcej realne. Moim zdaniem idealnym podsumowaniem jest kwestia wypowiedziana przez Tyriona - "Nikt nie jest zbyt szczęśliwy więc udało się nam osiągnąć idealny kompromis".