"Gra o tron". Tak jak powiedział w finale Jon Snow: Przykro mi, że to się tak skończyło [SPOILERY]

Ostatni odcinek "Gry o tron" już za nami. I moim zdaniem najlepiej podsumowują go dwa zdania, które powiedzieli do siebie Jon Snow i Tyrion Lannister. Pierwsze to "Przykro mi, że to się tak skończyło", a drugie to "Nikt nie jest zbyt szczęśliwy, więc myślę, że osiągnęliśmy udany kompromis".
Zobacz wideo

"Gra o tron" dobiegła końca i efekt jest taki, że wszyscy odetchnęliśmy z ulgą - nikt już nie będzie musiał się dłużej męczyć. Ani sponiewierani częstym brakiem logiki bohaterowie, ani umęczeni tym widzowie. Ale uczciwie dodajmy też, że ostatni odcinek na tle pozostałych epizodów lśni niczym wypolerowana perła.

>>>>"Gra o tron". To był finał, na który wszyscy czekali, ale którego nikt nie chciał. Najlepszy odcinek sezonu!<<<<

Ale przejdźmy do rzeczy, oto co się wydarzyło w wielkim finale.

"Gra o tron". Co się wydarzyło w finale?

Zaczęło się mrocznie - przerażony Tyrion Lannister, Jon Snow i ser Davos idą przez spalone miasto i dociera do nich skala masakry, której dopuściła się ich królowa. W powietrzu popiół unosi się niczym śnieg i przykrywa wszystko cienką warstwą. W tle leci odpowiednio ponura muzyka i śmiało można pokusić się o stwierdzenie, że Królewska Przystań wygląda mniej więcej tak, jak się czuła Matka Smoków, kiedy doszła do wniosku, że wszyscy ją zdradzili. 

Na jednej z uliczek trójka naszych bohaterów spotyka Szarego Robaka, który właśnie zaczyna egzekucję na niedobitkach z armii Cersei. On zabiera się za to z przyjemnością, oni definitywnie stawiają opór i dochodzi do sporu, który się kończy na tym, że Jon idzie prosić królową o to, żeby się opamiętała. Do egzekucji ze skutkiem natychmiastowym dochodzi jednak tak czy siak. 

Chwilę potem Tyrion udaje się do zamku, gdzie znajduje w katakumbach twierdzy ciała swojego rodzeństwa i zalewa się rzewnymi łzami. 

Materiały prasoweMateriały prasowe fot. HBO / 'Gra o tron'

Jon Snow przemyka przez plac pełen Nieskalanych i Dorthraków, którzy ewidentnie są w nastroju bojowym. Na szczyt schodów nad placem wychodzi Matka Smoków i już to ujęcie mówi, że dla nikogo nie będzie mieć litości, a przed nami roztacza się wizja jej w pełni totalitarnych w formie rządów:

Materiały prasowefot. HBO, 'Gra o tron'

Także jej skórzany i czarny kaftan bardzo przypomina nazistowskie mundury, czy te które nosili oficerowie Imperium w "Gwiezdnych wojnach". W trakcie przemówienia królowa dziękuje za pomoc w zdobyciu Siedmiu Królestw i zdradza, że wojna wcale nie dobiegła końca - zamierza ona bowiem uwolnić wszystkich ludzi na obu kontynentach Westeros i Essos - a jej armia jest niezwykle zadowolona z obietnicy dalszej wojaczki. Szary Robak zostaje też mianowany na naczelnika jej wojsk w ramach podzięki za wierność.

>>>"Gra o tron". Wzruszające pożegnanie - Emilia Clarke i Sophie Turner dziękują fanom<<<

Chwilę potem do królowej podchodzi Tyrion i otwarcie mówi, że nie chce być już jej namiestnikiem, bo spaliła miasto. Były już doradca trafia do aresztu za zdradę (uwolnił też swojego brata, a to się Daenerys nie spodobało) a Jon Snow dostaje od ukochanej spojrzenie pełne pogardy.

W celi Tyriona dochodzi do bardzo ważnej rozmowy z Jonem Snow. Lannister żałuje wszystkich swoich decyzji i wyjaśnia, że choć jego ojciec i siostra byli złymi ludźmi, to nie zabili tylu osób, co Daenerys w ciągu jednego dnia. Jon próbuje jej bronić, tłumaczy, że straciła swoją najbliższą przyjaciółkę i ukochanego smoka, ale zdaniem Tyriona to nie powód, by palić miasto. Podkreśla, że zbyt długo wszyscy przyzwalali jej mordować złych ludzi, przez co wierzy, że ma zawsze słuszność i zabije każdego, kto stanie jej na drodze do stworzenia lepszego świata - świata z jej wizji.

Jon jak długo może, tak długo próbuje pozostać jej wierny - twierdzi, że nawet jeśli zostanie stracony, to Daenerys ma do tego pełne prawo. Mniej więcej wtedy też mówi, że bardzo mu przykro, że tak to się wszystko skończyło - myśląc o egzekucji przyjaciela. Koniec końców Tyrion prosi go jednak by ją zabił - "wiem, że to o co proszę, jest straszne" i zapewnia, że także ją kocha, ale tak po prostu trzeba zrobić. Jon nic nie mówi, na pożegnanie słyszy, że jego siostry też zginą z rąk Daenerys.

Jon Snow idzie do sali tronowej, gdzie Matka Smoków z prawdziwym szaleństwem w oczach patrzy na swój wymarzony Żelazny Tron.

Materiały prasoweMateriały prasowe fot. HBO, 'Gra o tron'

Jon po drodze mija Drogona, który strzeże swojej pani i następuje kolejne bardzo metaforyczne ujęcie, jakże radośnie kiczowate:

Materiały promocyjneMateriały promocyjne fot. HBO, 'Gra o tron'

Chwilę potem następuje wymiana zdań i kulminacyjny punkt odcinka.

Daenerys z dzikim obłędem na twarzy tłumaczy Jonowi dlaczego musiała zabić tych wszystkich ludzi, częściową winę zrzucając na Cersei. Prosi go także, by razem z nią stworzył nowy lepszy świat - bo oni wiedzą, co znaczy dobro i to właśnie oni będą o tym decydować - nie inni. I zaprawdę, Emilia Clarke była wspaniała w tej sekwencji - jednocześnie przerażająca, bo widać było, że jej bohaterka za nic się już nie opamięta i będzie mordować wszystkich, którzy jej podpadną, a zarazem gdzieś przebijała taka dziecięca naiwność i prostota. 

>>>>"Gra o tron". Aktorzy o najlepszych scenach śmierci: Po tym nie byłem w stanie oglądać serialu przez trzy tygodnie<<<<

Matka Smoków całuje namiętnie Jona Snowa, który ze łzami w oczach wbija jej sztylet w serce - bo wie, że tak ochroni miliony ludzi przed jej morderczymi zapędami. Biedna, nawet na tym nieszczęsnym tronie nie zdążyła usiąść! Tylko go dotknęła jedną dłonią - a potem umarła. Cóż za głęboko wymowny i niespełniony gest. 

Najbardziej zaskakującą rzeczą jest to, że chwilę potem zjawił się smok Drogon, który już drugi raz nie zabił Jona Snow, choć miał ku temu idealne warunki. Poszturchał ciało Danenrys nosem, przez co wyglądał jak taki duży i smutny psiak. Następnie za jego sprawą doszło do najbardziej symbolicznej sceny - kiedy smok zrozumiał, że jego Matka nie żyje... stopił z żalu Żelazny Tron. Także już wiecie, że nikt już na nim nigdy nie zasiądzie.

Materiały promocyjnefot. HBO, 'Gra o tron'

Akcja przenosi się o kilka tygodni w przód i trafiamy na obrady Wielkiej Rady, która ma rozsądzić o tym, co zrobić z Tyrionem, który zdradził i Jonem Snow, który zabił królową Danenrys. Od słowa do słowa dochodzi do poważnej zmiany ustrojowej w Westeros. Tak poniekąd od niechcenia, co jest jednak dość komiczne. Dlatego też szczerze polecam tę sekwencję, szczególnie uroczy jest moment, kiedy Sansa gasi swojego wujka, który wyrywa się ze swoją kandydaturą na tron. 

Tyrionowi zakutemu w kajdany udaje się wszystkich przekonać, żeby od tej pory każdego kolejnego króla/królową wybierać na posiedzeniu Rady. Tak też oto wprowadzono system elekcyjny, a pierwszym władcą w ten sposób wytypowanym po propozycji Lannistera został Bran Stark.

To jest coś, co fani przewidzieli już dwa lata temu i trochę trudno w to uwierzyć na samym początku, ale jak człowiek zacznie analizować, co się działo przez cały ten sezon, to łatwiej mu dojść do wniosku, że faktycznie inaczej skończyć się to nie mogło. Zgadzam się też z tym, co powiedziała w najnowszym wywiadzie dla "The New Yorkera" Emilia Clakre:

Zawsze wiedziałam, że nasz serial nie zadowoli wszystkich. Oglądałam i kochałam zbyt dużo innych produkcji, żeby pomyśleć, że to możliwe. W "Grze o tron" wątki są zbyt rozbudowane, bohaterowie zbyt złożeni. Naturalne jest  to, że jedni będą woleć innych bohaterów niż reszta - to naprawdę kwestia wyboru po czyjej stronie jesteś. Myślę, że jeśli zadowalasz wszystkich, to znaczy, że jesteś nijaki. Dla mnie to był jedyny sposób, w jaki to się mogło skończyć. 

Pierwszą decyzją świeżo obranego króla, było przyznanie niezależności Północy - od tej pory królować tam będzie bardzo z siebie zadowolona Sansa Stark. Chwilę później Bran Kaleki na swojego namiestnika wybrał Tyriona, który bardzo tego nie chciał, ale usłyszał, że teraz musi naprawić swoje wszystkie błędy.  Wybrano też królewską radę!

>>>"Gra o tron". Już po pierwszym odcinku było wiadomo, że to nie jest zwykły serial. Skąd wziął się fenomen produkcji HBO?<<<

Co z Jonem Snow zapytacie? Szary Robak postulował uparcie skrócenie go o głowę, Sansa i Arya jego uwolnienie. Zatem król Bran uradził, że nie zabije Jona, ale też nie puści go wolno. W ten sposób oto został zesłany na dożywotnią służbę w Nocnej Straży. Nie może nigdy mieć żony, dzieci ani żadnych posiadłości -  kiedy Tyrion zreferował mu decyzję nowego króla, powiedział właśnie:

Nikt nie jest zbyt szczęśliwy, więc myślę, że udało się nam osiągnąć udany kompromis. 

Szary Robak mniej więcej uspokojony tym rozwiązaniem udał się ze swoimi Nieskalanymi na wyspę Naath, z której pochodziła ś.p. Missandei. Arya Stark postanowiła, że wyruszy w nieznane i zapełni miejsce, w którym kończą się mapy i wypłynęła w morze. 

Na sam koniec doszło do najbardziej przez mnie wyczekiwanego zejścia się bohaterów, albowiem Duch i Tormund czekali na Jona Snow przy Murze! W ten oto sposób wiemy, że wiernemu wilkorowi poza utratą ucha nic się nie stało i teraz spędzi ze swoim panem resztę ich wspólnych dni. To była autentycznie najbardziej satysfakcjonująca scena w całym odcinku. 

Materiały promocyjnefot. HBO/ 'Gra o tron'

Nie mogę powiedzieć, że takiego zakończenia się spodziewałam, ani tym bardziej, że jest to moje wymarzone rozwiązanie akcji. Z drugiej strony myślę, że od samego początku "Gry o tron" można się było spodziewać czegoś podobnego. Tzn. finału, w którym dzieją się najmniej przewidywalne i najmniej przez nas upragnione rzeczy. Finał był taki, jaki moim zdaniem powinien być: powodował irytację, często zdziwienie, niedowierzanie i skończył się dokładnie tak, żeby wszystkich rozjuszyć jak najbardziej. To było w pełni gorzko-słodkie pożegnanie. Tylko smok lata gdzieś na wolności i nawet wszystkowidzący Bran nie wie, gdzie jest.

Więcej o: