Fani zapamiętają "Grę o tron" za wiele rzeczy: szeroko zakrojone intrygi, kontrowersyjne romanse, intensywne bitwy... Sceny, które najbardziej zapadały w pamięć, zazwyczaj wiązały się jednak ze śmiercią kolejnych bohaterów. Ósmy, finałowy sezon serialu HBO szczególnie obfitował w tego rodzaju widoki.
Trudno zapomnieć o wielu ofiarach Aryi Stark czy spektakularnym odcinku "Deszcze Castamere", w którym mieliśmy okazję zobaczyć Krwawe Gody. Czyja śmierć zrobiła największe wrażenie na aktorach? Isaac Hempstead Wright, Kristian Nairn i Jacob Anderson, którzy w "GoT" wcielili się kolejno w role Brana Starka, Hodora i Szarego Robaka, podczas nowojorskiej premiery ostatniej odsłony serialu podzielili się swoimi typami z portalem Variety.
Isaac Hempstead Wright, jako najbardziej wstrząsającą scenę wskazał zabicie Oberyna Martella. - Nie chodzi nawet o samą brutalność, ale fakt, że kompletnie się jej nie spodziewałem. Nie czytałem scenariusza do tego odcinka. To był jeden z tych klasycznych motywów w 'Grze', kiedy myśli się: Ten słabszy wygrywa. O nie, jednak zmiażdżyli mu głowę - wspomina.
Na Jacobie Andersonie (Szary Robak) ogromne wrażenie zrobił jeden z pierwszych zaskakujących zgonów w serialu. - Śmierć Neda Starka to telewizyjna sztuczka magiczna, bo od początku widzisz go jako główną postać serialu, po czym nagle już go nie ma - mówi aktor.
W kwestii śmierci własnej postaci z trójki Wright, Anderson i Nairn serialowy Hodor z pewnością mógłby wskazać na śmierć swojego bohatera - kreowana przez niego uwielbiana postać Hodora poniosła klęskę w bohaterskiej walce z czasem, Białymi Wędrowcami i kluczowymi dla historii bohatera drzwiami. Aktor wyznał, że jego osobistą traumą były wspomniane wcześniej Krwawe Gody, gdzie okrutny koniec spotkał w sposób zaskakujący i brutalny m.in. trzon rodziny Starków. - Po tym nie byłem w stanie oglądać serialu przez trzy tygodnie. Traciliśmy przyjaciół, członków obsady i postaci. Ciężko się na to patrzyło - opowiada.