Ostatni odcinek zatytułowany "The Iron Throne" dostał kiepskie oceny zagranicznych krytyków - w serwisie Rotten Tomatoes ma zaledwie 48 proc. pozytywnych recenzji. Użytkownicy polskiego Filmwebu także nie są zachwyceni - w tym momencie finał to według nich najgorszy epizod pożegnalnej serii (ocena to 5,1 w dziesięciostopniowej skali). A co piszą ludzie na co zień żyjący i piszący o popkulturze a swoich blogach i fanpage'ach?
Kilka luźnych myśli - jak sam to ujmuje - ma na temat finału autor profilu "Liczne rany kłute". Nie ocenia zbyt wysoko tego, co scenarzyści zaprezentowali w ostatnich sześciu odcinkach. "Bardzo często miałem to okropne wrażenie wrażenie, że olbrzymią pracę, którą w sceny akcji włożyły tłumy utalentowanych osób z ekipy, marnował niechlujny, pisany na kolanie scenariusz. W ósmym sezonie 'Gry o tron' pełno było reżyserskich, scenograficznych, montażowych, oświetleniowych i kostiumograficznych perełek, które na tle całości wyglądają pusto" - krytykuje.
"Ostatnie odcinki 'Gry o tron' nie radziły sobie ani z rozpisywaniem wątków na przestrzeni całego sezonu, ani z konstruowaniem pojedynczych scen. Nawet momenty ekspozycyjne i dialogowe z dwóch pierwszych odcinków były pokraczne" - ocenia.
Katarzyna Czajka-Kominiarczuk, czyli Zwierz Popkulturalny, przyznaje, że nie jest wielką fanką "Gry o tron", ale była ciekawa zakończenia serialu. Zauważa oczywiście, że za pierwotnym fenomenem produkcji stoi przede wszystkim książkowa narracja George'a R.R. Martina, od której - z oczywistego powodu: autor nie napisał jeszcze dwóch ostatnich tomów - scenarzyści musieli odejść. I, jak pisze Zwierz, niekoniecznie im się to udaje.
"Pod sam koniec serial próbuje nas przekonać że w sumie od początku chodziło o losy rodzeństwa Starków. Co niekoniecznie jest prawda – a właściwie – co niekoniecznie było prawdą przed ostatnim sezonem (...) Jednocześnie pragnąc skoncentrować polityczny spór wokół dylematów rodzeństwa z północy produkcja odsuwa na boczny tor postaci, które wydają się – z punktu widzenia politycznej intrygi dużo ciekawsze. Cersei i Daenerys nigdy nie mają okazji się spotkać, choć ich postacie są równie ciekawe i pod pewnymi względami równie niezbędne. Ostatecznie jednak scenarzyści decydują się zabić obie bohaterki w taki klasyczny sposób – każda z nich ginie w ramionach ukochanego mężczyzny".
I chociaż Zwierz nie uważa, żeby to było najgorsze serialowe zakończenie w historii telewizji, jej zdaniem problemem było skupienie się twórców serialu na polityce, a rezygnacja z mocnych punktów książkowego pierwowzoru. "W ostatnim sezonie twórcy sprzątali i łatali gdzie się da swoją wizję konfliktu, tak by usunąć z niej wszystko co nie polityczne, nie ludzkie, ale właśnie takie ostateczne i magiczne. Kiedy smok odlatuje hen daleko odnosząc ze sobą ciało Deanerys tak naprawdę zabiera ze sobą ostatni element magiczności świata – tej podrzuconej tam przez Martina. Wszystko co zostaje to pobojowisko politycznej rozgrywki - pisze Czajka-Kominiarczuk. I dodaje:
Najwyraźniej telewizyjni scenarzyści nie byli w stanie zrobić tego co częściowo decydowało o sukcesie "Gry o Tron" - napisać serialu fantasy. Bo do tego trzeba mieć chyba więcej wyobraźni. A to właśnie wyobraźni trochę zabrakło pod koniec tej historii. I tak opowieść która mogła całkiem sporo opowiedzieć o dzisiejszym świecie pozostała zawieszona pomiędzy fantazją pisarza a schematem myślenia scenarzystów.
Na to, że bez materiału napisanego przez Martina scenarzyści się pogubili, zwraca także uwagę Piotr Grabiec z Rozrywka.blog. Jednak jego zdaniem nie to jest największym problemem finału. "Największą porażką Davida Benioffa i D.B. Weissa nie jest to, że bez drogowskazu w postaci książek George’a R.R. Martina się w ostatnich latach pogubili. To byłbym w stanie im wybaczyć. O wiele gorszym przewinieniem jest to, że finał snutej przez nich opowieści nie budzi emocji – ani tych dobrych, ani złych.
Brak emocji - ten zarzut powtarza się także u Marcina Zwierzchowskiego z blogu Seryjni. Zwraca on także uwagę na to, że "Gra o tron" w końcówce sprzeniewierzyła się głównym zasadom, jakie decydowały o popularności i wyrazistości produkcji HBO i czyniły ją wyjątkową:
„Gra o tron” popularność budowała bezczelnością, odwagą, łamaniem reguł, zaczynając od zabicia postaci uważanej za głównego bohatera, by niedługo potem ukatrupić też tego, w którym wszyscy widzieli jego następcę. „Nikt nie jest bezpieczny” – było czymś w rodzaju nieoficjalnego motta serialu.
Tymczasem, w ostatnim odcinku z tego hasła nic nie zostało. "Finał pozostawia wszystkich… bezpiecznymi. Każdy jest na swoim miejscu, wielu spełniło marzenia. Zupełnie jakby opowieść, powstała w kontrze do kolein fabularnych Hollywood, ostatecznie dążyła do tego, by na te sztywne tory powrócić" - komentuje Zwierzchowski.
Tomasz Nowakowski, założyciel największego polskiego portalu dotyczącego "Gry o tron" i fanpage'a "Ubieram się na czarno, bo jestem z Nocnej Straży", który poświęcił serialowi HBO 7 lat, nie ocenia na razie ostatniego odcinka. "Abstrahując od tego, czy 8. sezon się podobał, czy nie, zakończenie wieloletniej przygody, jaką była 'Gra o tron' jest wzruszające. Jeszcze kilkanaście dni temu pisałem, że 'Gra o tron' to tylko serial - dziś muszę przyznać, że się myliłem. 'Gra o tron' to nie tylko serial, to szaleństwo - szaleństwo, które wyszło z ekranów i totalnie nami zawładnęło" - pisze.
Wspomina też o wielkim odezwie, z jakim spotkała się produkcja HBO - dyskusjach toczących się w szkołach, pracy czy pubach. "Robiliśmy memy, śmialiśmy się, płakaliśmy, przeżywaliśmy, tworzyliśmy, niektórzy robili sobie tatuaże, a inni zwariowali na punkcie serialu tak bardzo, że imionami postaci nazwali swoje dzieci" - dodaje, a w innych wpisach jak zwykle dzieli się m.in. świetnymi memami.
George R.R. Martin komentuje finał serialu "Gra o tron". "To była dzika przejażdżka" >>
Wszystko, co wiemy o finałowym sezonie "Gry o Tron" - słuchaj nowego podcastu TOK FM. Dla prawdziwych fanów!