"Terror" od Ridleya Scotta wraca. Opowie o wstydliwej karcie historii USA. Będą internowani w obozach i mroczna zjawa

Wyprodukowany przez Ridleya Scotta serial "Terror" stał się wielkim wydarzeniem telewizyjnym. Teraz znana marka powraca, ale w nieoczywistej formie. Została nazwa i pomysł na łączenie prawdziwej historii ze światem nadprzyrodzonych zjawisk, zmieniła się całkowicie obsada, epoka i temat. Ty razem widzowie wkraczają w świat obozów, do których w 1942 roku, na mocy dekretu prezydenta Roosevelta, została zesłana ogromna większość Amerykanów o japońskich korzeniach. Za co? Bo wyglądali "jak ci od Pearl Harbor".
Zobacz wideo

Ten mało znany, wstydliwy epizod z nowożytnej historii USA, stał się punktem wyjścia dla „Terror: Dzień Hańby”. Centralną postacią dziesięcioodcinkowego drugiego sezonu jest Chester Nakayama (Derek Mio), młody mężczyzna zmagający się z przeciwnościami losu. Ojciec jego dziewczyny, Meksykanki, najchętniej by go zabił. Rodzice nie rozumieją, dlaczego zamiast zostać rybakiem i przejąć łódź ojca, gada nieustannie o fotografii i podróży przez Stany. Kiedy bliscy Chestera zostają zesłani do obozu, życie przybiera odcienie szarości. A robi się jeszcze mroczniej, gdy okazuje się, że w okolicy grasuje żądna krwi, tajemnicza zjawa...

O tym, czego spodziewać się po „Dniu Hańby” i jak czytać ten serial w kontekście aktualnych wydarzeń, rozmawiamy z Shingo Usamim i Naoko Mori, grającymi rodziców Chestera. Serial "Terror: Dzień Hańby" jest nadawany na kanale AMC w czwartki o 22:00. Premiera pierwszego odcinka obyła się 15 sierpnia.

Anna Tatarska: Wzięliście udział w projekcie, który jest kontynuacją jednego z najlepiej przyjętych seriali 2018 roku. Jednocześnie drugi sezon to całkiem nowa historia. Czy to był duży stres?

Shingo Usami: Szalenie podobał mi się pierwszy sezon, był przepięknie nakręcony I zrealizowany.  Nie czysty horror, a niesamowita opowieść o człowieczeństwie w kryzysie. Te zwroty akcji, to aktorstwo, ta scenografia - coś niesamowitego!

Naoko Mori: Pełna zgoda. Trudno było równać do tego poziomu.

Shingo Usami: Tym bardziej, że pierwszy sezon miał wielką bazę fanów, wręcz wyznawców. Mam nadzieję, że to, co my stworzyliśmy, zaspokoi ich oczekiwania.

Mocna historia to jeden magnes, także dla widzów. Drugim atutem jest tu gatunek produkcji, gęsty thriller zmieszany niekiedy z horrorem…

Naoko Mori: „Dzień hańby” to, podobnie jak pierwsza odsłona “Terroru”, prawdziwa mieszanka stylów i gatunków. Mamy tu japoński folklor, całą perspektywę kulturową, historyczną i to wszystko ujęte w ramy dramatu i horroru jednocześnie. Wydało mi się to szalenie intrygujące. Każda z tych perspektyw jest widzowi przedstawiana i on może się z nią zapoznać, wejść głębiej. Mam nadzieję, że to zadziała też jak zachęta do samodzielnego zgłębienia pewnych tematów, na przykład historycznych.  Lubię myśleć, że to też trochę taka misja filmowców - przy okazji tworzenia sztuki mieć też misję, powiedzmy, edukacyjną.

Jednym z ciekawszych wątków “Terror: Dzień Hańby” było dla mnie zderzenie pokoleń. Starsi chcą tylko spokoju, godzą się na więcej, żyją w strachu i pokorze. Młodsi są gotowi zawalczyć i zaryzykować.

Naoko Mori: To jest bardzo prawdziwie pokazane. Wiele myślałam o swoich rodzicach, którzy są otwarci, ale też dość konserwatywni. Od najmłodszych lat sporo podróżowałam i wydaje mi się też, że rozumiem, przez co przechodzi Chester, ten specyficzny kryzys tożsamości?  Czy jestem Japonką? Amerykanką? Brytyjką?

Obsada serialu 'Terror: Dzień hańby' - materiały promocyjneObsada serialu 'Terror: Dzień hańby' - materiały promocyjne AMC Networks

A propos różnic wieku, przyznam, że kiedy weszliście do pokoju, dotarło do mnie, jak dobrą robotę wykonali serialowi charakteryzatorzy. Na żywo wyglądacie o wiele, wiele młodziej niż wasze postaci!

Naoko Mori: Charakteryzatorzy rzeczywiście wspięli się na wyżyny, oddając w naszym wyglądzie nie tylko wiek, ale też historię bohaterów, ich osobowość, a także klimat tamtych czasów. Pięćdziesięciolatek sprzed wojny i dziś to nie ta sama osoba. Ale makijaż to jedna sprawa, a znaczenie ma jeszcze to, co klimat roli robi z aktorem. To, kogo gramy, naprawdę wpływa na nasz wygląd! Zmieniamy się, przeobrażamy, często niepostrzeżenie dla nas samych, bo jesteśmy przecież zajęci pracą. Po kilku tygodniach na planie nagle wychwyciłam swoje odbicie w lustrze i pierwszą myślą było: „Kim jest ta kobieta”? Często ta zmiana skomponowana jest z drobiazgów, detali, jak ruchy, mimika. To przedziwne, ale prawdziwe.

Czy według was drugi sezon przyciągnie podobną widownię, co pierwszy?

Shingo Usami: Możliwe, że grupa demograficzna będzie nieco inna. Myślę też, że przyciągniemy fanów japońskich horrorów.

Naoko Mori: Bardzo podobało mi się powolne tempo pierwszego sezonu. U nas więcej się dzieje, więc I tempo jest szybsze. Wydaje mi się, że, tak jak wspomniał Shingo, to może trafić do nieco młodszych widzów.

Inni współtwórcy „Dnia Hańby” opowiadali mi, często z pewnym zakłopotaniem, że mimo swojego pochodzenia niewiele wiedzieli o rozdziale amerykańsko-japońskiej historii, do którego wracacie.

Naoko Mori: I ja muszę przyznać, że to nie były dla mnie oczywiste informacje. Byłam, jak chyba wszyscy, świadoma ataku na Pearl Harbor, ale to właściwie tyle. Być może właśnie ta szansa na odkrycie czegoś tak wstrząsającego i ważnego przyciągnęła mnie najmocniej do tego projektu. Co ciekawe, nie jestem przecież Amerykanką, tylko Brytyjką, do tego przeszłam też podwójną edukacyjną drogę, bo chodziłam też do japońskiej szkoły. I tu i tu o amerykańskich obozach dla Japończyków się nie mówiło.

Czy ten serial to trochę wyrzut wobec amerykańskiego rządu za to, co się stało w 1942 roku?

Naoko Mori: Japończycy tacy nie są. Nie wyciągamy megafonów I nie krzyczymy do tych, którzy zrobili nam krzywdę. To skrajnie „niejapońskie”.

Shingo Usami: Poza tym w 1941 roku Amerykanie o japońskich korzeniach zostali internowani tylko ze względu na to, z jakiego kraju pochodzili ich przodkowie. Czy byli odpowiedzialni za Pearl Harbor? Oczywiście, że nie! I teraz ja mam obarczać dzisiejszych Amerykanów winą za to, co zrobił rząd naszego kraju w 1942 roku? To byłoby równie bzdurne. Nikogo nie wskazujemy palcem. Nigdy tak nie było. Nie chodzi o to, kogo obarczyć winą, a o to, by pamiętać.

Dużo rozmawialiście o tym, jak ta historia rezonuje z dzisiejszym kontekstem politycznym?

Shingo Usami: Dla mnie bardzo ważne było pokazanie niezwykłej siły ducha, wytrwałości, która cechuje imigrantów. Nie tylko tamtych z 1941 roku, ale każdego. Jednak nie rozmawialiśmy za dużo o aktualnych wydarzeniach w odniesieniu do naszej pracy, bo nie kręciliśmy politycznego filmu-oświadczenia. Ale oczywiście te skojarzenia są, niestety, słuszne.

Naoko Mori: Mam wrażenie, że żyjemy czasach, kiedy w zbyt wielu krajach dominują postawy bliskie ksenofobii. Zamykamy się na siebie, przestajemy sobie ufać, jakbyśmy szykowali się do wojny.

Shingo Usami: Ze smutkiem obserwuję, że podobne sytuacje mają miejsce nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale też w Europie, w Australii, gdzie obecne mieszkam, czy w Japonii. Mówi się, że wyciągamy wnioski z historii, że się uczymy. Nie wydaj mi się. Raczej w kółko popełniamy te same błędy.

Derek Mio jako Chester Nakayama, Miki Ishikawa jako Amy Yoshida -Derek Mio jako Chester Nakayama, Miki Ishikawa jako Amy Yoshida - Ed Araquel/AMC / Materiały promocyjne

Obsadę stanowią niemal wyłącznie Azjaci. To wyjątkowa sytuacja w telewizji, ale też w Hollywood.

Shingo Usami: Taka obsada motywowana była wyłącznie treścią. Cieszymy się z tego ogromnie. Azjatyccy aktorzy nie mogą liczyć na tyle zleceń co ich biali koledzy. Wszyscy tak się cieszyli z tego, że mają pracę, i to ciekawą, że nie było mowy o gwiazdorzeniu. Na tym planie nie było primadonny. Poza tym jak tu gwiazdorzyć, skoro na planie z nami był sam George Takei!

Naoko Mori: Różnorodność to wspaniała rzecz. Inkluzywność także. Ale to nie może być slogan, jakiś symboliczny gest, wykonywanie tylko niezbędnego minimum w celu pozostania w zgodzie z prawem. Jesteśmy w tej całej dyskusji na dość trudnej pozycji. Gram w filmach od jakiś stu lat. Jestem aktorką, nie tematem. Nie chcę, żeby ludzie mi współczuli postrzegali jako jakąś nieuprzywilejowaną biedulkę. Opowiadamy historię społeczności Amerykanów japońskiego pochodzenia, oczywiście, że będą tu grać Azjaci!

Rozumiem taką postawę, to musi być nudne być traktowanym jako „przedstawiciel mniejszości” tylko ze względu na swoją etniczną przynależność. Ale fakt faktem: taki serial raczej nie powstałby dziesięć lat temu.

Naoko Mori: Oczywiście, że klimat sprzyja takim decyzjom. Jest zapotrzebowanie na podobne produkcje i dobrze – najwyższy czas! Po prostu mam w sobie taką niezgodę na to, bo nie powinno tak być. Telewizja i film mają odbijać stan faktyczny, życie. Według twórców serialu o ostrym dyżurze, z którym rozmawiałam dwadzieścia pięć lat temu, w takiej przestrzeni byłoby trudno znaleźć Azjatę. Serio? Pośród lekarzy zawsze była wielka różnorodność, tylko jakoś kino tego nie widziało…

Shingo Usami: Mieszkam w Sydney w Australii I według mnie u nas jest jeszcze gorzej. Bo nawet dziś w serialach widzę na przykład supermarket, w którym każdy pracownik jest biały. W Australii, kraju wielokulturowym! Do jakiego supermarketu chodzą ci scenarzyści, ja się pytam?

[Anna Tatarska, 30.07.2019, Los Angeles]

Serial "Terror: Dzień Hańby" jest nadawany na kanale AMC w czwartki o 22:00. Premiera pierwszego odcinka odbyła się 15 sierpnia.

 
Więcej o: