Wyprodukowany przez Netflix serial "Iwan Groźny z Treblinki" opisuje, jak Iwan Demianiuk, który na starość osiadł w Cleavland, został deportowany już jako człowiek w zaawansowanym wieku do Izraela w latach 80. XX wieku. Tam skazano go na śmierć za brutalne morderstwa, których dopuścił się w Treblince, kiedy był strażnikiem. Ostatecznie Demianiuk został oczyszczony z zarzutów przez tamtejszy Sąd Najwyższy. Jednak w 2011 r. sprawa wróciła i został on formalnie uznany przez monachijski sąd za winnego współudziału w mordowaniu Żydów w nazistowskim obozie w Sobiborze. Serial próbuje odpowiedzieć na pytanie, czy "naprawdę jest strażnikiem z nazistowskiego obozu śmierci znanym jako Iwan Groźny?".
Czytaj też: "Materiały wybielają sprawców tych zbrodni". Morawiecki pisze list do szefa Netflixa w sprawie serialu
Iwan Demianiuk utrzymywał, że był jeńcem wojennym przetrzymywanym na terenie III Rzeszy i terenach należących do Polski. W czasie procesów podkreślał, że został pomylony z kimś innym i niesłusznie podejrzewa się go o kolaborację z nazistami. Jednocześnie też został zidentyfikowany przez ocalałych z Zagłady świadków jako "Iwan Groźny z Treblinki" - niesławny strażnik komory gazowej, który znęcał się nad więźniami.
Wyrok izraelskiego sądu z 1988 został podważony z powodu wątpliwości, jakie wywołały dokumenty, które wypłynęły już w czasie procesu. Demianiuk odzyskał swoje amerykańskie obywatelstwo i wrócił do domu. Jednakże służby cały czas prowadziły w jego sprawie śledztwo. W ostatnim odcinku serialu Netfliksa przewodniczący Biura ds. Specjalnych Dochodzeń, Eli Rosenbaum, powiedział filmowcom:
Istnieją bezpośrednie dowody na to, że Demianiuk bił Żydów w drodze do komory gazowej.
Wymienił także wszystkie obozy, w których służył oskarżony i dodał, że nie ma żadnych wątpliwości, że papiery, które rzekomo miały być sfałszowane, są autentyczne. W 2002 roku Demianiuk został ponownie pozbawiony obywatelstwa i deportowany do Niemiec, a w 2011 roku skazano go na pięć lat więzienia w związku z udziałem w zamordowaniu ponad 20 tys. Żydów. Rok później zmarł w wieku 91 lat, nim apelacja trafiła do sądu - co zgodnie z niemieckim prawem formalnie oznacza, że ciągle obejmuje go domniemanie niewinności.
Serial Netfliksa jednak nie opisuje wydarzeń, które nastąpiły miesiąc po śmierci Iwana Demianiuka. The Associated Press dotarło do skargi wniesionej przez prawnika oskarżonego, Ulircha Buscha. Ten w 12-stronicowym dokumencie dowodził, że okoliczności śmierci jego klienta były niepokojące. Wnosił, by rozpocząć śledztwo w sprawie pięciu lekarzy i pielęgniarki, którzy jego zdaniem zamordowali Demianiuka.
Podejrzane wydało mu się, że lekarze podczas autopsji nie byli w stanie wskazać dokładnej przyczyny śmierci, ale jednocześnie pisali, że nie ma żadnych wskazań, by podejrzewać, że do zgonu doszło z przyczyn innych niż naturalne. Demianiuk leczył się na różne schorzenia, w tym śmiertelną chorobę szpiku kostnego, anemię i zaburzenia pracy nerek. Prawnik dowodził, że jeden z podanych jego klientowi leków przeciwbólowych był "absolutnie nieodpowiedni" przez co "mógł doprowadzić do śmierci oskarżonego".
AP zauważa, że ten lek był w tym czasie najczęściej stosowanym środkiem przeciwbólowym w szpitalach i w Niemczech i w innych krajach na całym świecie.
Dochodzenie w sprawie śmierci zostało zamknięte w 2012 roku - nie znaleziono żadnych dowodów na to, że lekarze przyczynili się do śmierci Iwana Demianiuka. Prawnicy wnieśli także do sądu, by przyznać mu pośmiertnie amerykańskie obywatelstwo ponownie - tak by wdowa mogła skorzystać z jego świadczeń socjalnych. Sąd odrzucił wniosek. Najnowszy serial Netfliksa doprowadził do wzrostu zainteresowania tą sprawą. Laura Jane Turner z Digitalspy dowodzi, że to całkiem możliwe, iż w związku z tym wypłyną informacje i dowody, rzucając nowe światło na sprawę.
Czytaj też: Netflix komentuje list Mateusza Morawieckiego ws. mapy w serialu. "Jesteśmy świadomi zaniepokojenia"
W pierwszym odcinku serialu dokumentalnego "Iwan Groźny z Treblinki" pokazano mapkę, która prezentowała rozmieszczenie nazistowskich obozów śmierci. Sęk w tym, że wykorzystano na niej obecne granice Polski. Zabrakło nie tylko właściwej mapy, ale też podkreślenia czy wyjaśnienia, że Polska była wówczas okupowana przez III Rzeszę. Do sprawy w niedzielę odniosło się Ministerstwo Spraw Zagranicznych. "Dbajmy o prawdę historyczną!" - zaapelował resort. Później też wypowiedział się premier Matuesz Morawiecki, który napisał list do szefa Netfliksa. "Wierzę, że ten okropny błąd popełniono w sposób niezamierzony - i mam nadzieję, że będzie Państwo w stanie poprawić go tak szybko jak to możliwe, poprzez modyfikację wspomnianej mapy" - napisał. Po tym piśmie producent zapewnił, że firma "pilnie przygląda się" nieprawidłowej mapie.